
UFO czy oni naprawde istnieja??
Moderatorzy: Moderatorzy, Admini
uuhhhh.... te zdjęcia to mógłby być fotomontaż
każdy zdolny studencik takie cyko chyba mógł by zrobić. Ale te zdjęcia.. brrr zimno mi się zrobiło niewiem czemu. Ale jakoś niechce mi się wieżyć że jeżeli znaleźli tych niby obcych to czemu te informacje są tylko w necie?? No właśnie bo nikt niema pewności czy to jest naprawde... jak zresztą zawsze

boję się wejść na tę stronę bo umrę. niby to bez sensu ale jednak.
raz mi okno zaparowało i wyszła taka twarz jak ufoludka
Te zdjęcia to albo fotomoto albo to kukła, albo człowiek z płaskogłowiem.
A co do roswell to armia USA robiła eksperymenty coś im nie wyszło i jakiś tam był wybuch i podrzucili cos i powiedzieli że to UFO. Pamiętajmy że to był okres zimnej wojny!
USA zrobiłoby wszystko aby ZSRR się nie dowiedział. Ja wierzę w UFO. Przecież w wszechświecie jest tyle miliardów, biolionów, sekstylionów a moze nawet nonylionów gwiazd, że czemu my mielibyśmy być jedynymi stworzeniami w tym wszechświecie. Inkwizycja gdy zobaczyła zielarza, lub kobietę z lasu która przygotowywała leczące wywary, skazywała tych ludzi na śmierć. Nieraz mam jakieśtam przewidzenia. Widzę jakieś punkty świecące pulsujące, cienie itp. ale to zwykła ludzka wyobraźnia to powoduje. W końcu jak chce się coś zobaczyć to coś się zobaczy, podkreślam cos ale nie ma 100% pewności że to UFo, duchy czy inne zjawiska paranormalne.
A moze z UFO jest tak samo jak z greckimi bogami/mitami???
Jak grecy nie wiedzieli czemu np. są pioruny to tłumaczyli że to Zeus się na nich zdenerwował. A w wielu innych cywilizacjach takich jak Mezopotamia, Egipt, czy też wspomniana Grecja sprytni uczeni(tu kapłani) kazali składać ofiary, a sami sie opychali. Dlatego między innymi Inkwizycja nie pozwalała na rozwoj trechniki i mówiła że ziemia jest płaska. bo gdyby ludzie sie dowiedzieli(dowiedzieli sie dopiero gdy Kolumb odkrył nowy ląd Amerykę) przestali by wierzyć Kościołowi dawać datki, daniny, i pieniądzena odpustę.
PS; czy słyszał ktoś o USO???
Dwie trzecie powierzchni naszej planety pokrywają wody i byłoby bardzo dziwne, gdyby nie pojawiały się tam dziwne światła i obiekty. Jest wiele doniesień laocznych świadków pochodzących z różnych krajów i różnych okresów opisujących bliskie spotkania nad rzekami, jeziorami oraz na morzach i oceanach całego świata. I tak na przykład zgodnie z tym, co podała jedna z holenderskich gazet w sierpniu 1954 roku, kapitan Jan Boś doniósł, że w czasie rejsu statkiem Groot Beer z Amster- iamu do Nowego Jorku zaobserwowano dziwny obiekt w kształcie księżyca, który wyłonił się z oceanu w odległości około 90 mil (166,5 km) na wschód od latami Cape 3od. Kil obiektu świecił światłami, które zdawały się być rozmieszczone na jego erawędzi. Jego prędkość określono jako fantastyczną.
l września 1957 roku dwaj policjanci zauważyli, jak z wody w pobliżu Porthcawl yynurza się coś, co początkowo przypominało palący się statek. Obiekt ten znajdował się w kierunku na Ilfracombe nad Kanałem Brystolskim i początkowo wyglądał jak asnoczerwona poświata, która urosła wkrótce do rozmiarów Księżyca w pełni. W poprzek tarczy widać było czarną zygzakowatą linię. Po wzniesieniu się wysoko w górę ta ognista kula wystrzeliła z niezwykłym przyspieszeniem w towarzystwie dwóch świateł kierując się w stronę Atlantyku.
Kiedy statek badawczy należący do Instytutu Oceanograficznego Woods Hole sondował głębiny wodne rozciągające się wokół Puerto Rico, jego hydrofony uchwyciły dziwne dźwięki, zaś ich wykresy ukazały się na sprzężonych z nimi oscyloskopach. Przebywający na statku naukowcy byli tym bardzo zdziwieni, bowiem ten dźwięk powtarzał się w nieregularnych odstępach aż do głębokości 9140 metrów. Ta głębo- kość wykluczała obecność łodzi podwodnej lub jakiegokolwiek innego znanego obiektu podwodnego. Kiedy przekodowano później zapis tego dźwięku na komputerowe karty perforowane i wprowadzono go do komputera, okazało się, że pochodzą one od śruby obracającej się z prędkością od 100 do 180 obrotów na minutę. Mimo trwającej wiele dni analizy tych dźwięków oceanolodzy odrzucili ostatecznie możliwość, że była to nieznanego typu łódź podwodna, i nadali jego źródłu nazwę „zwierzę o 180 obrotach na minutę".
Nigel Lea-Jones z Londynu wspomina: „W roku 1972 nurkowałem razem z przyjacielem z wiosłowej łodzi na Morzu Karaibskim w pobliżu wybrzeża. W pewnym momencie odwróciłem się i moim oczom ukazał się srebrzystopomarańczowy obiekt w kształcie kuli o średnicy około 1,8 m wystający z wody na podobnej do łodygi łapie. Znajdował się jakieś 15 metrów za nami i płynął zygzakowatym kursem w naszym kierunku. Po około minucie w powłoce obiektu ukazało się ciemne okrągłe okno o średnicy około 60 cm. Spojrzeliśmy na siebie z niepokojem i kiedy odwróciliśmy się z powrotem w jego stronę, już go nie było. Zniknął nie wydając jakiegokolwiek dźwięku. Nigdy nie udało mi się ustalić, jakie było pochodzenie tej kuli i do dziś mnie to nurtuje". Trzydziestoczteroletni Trevor Tyler miał już za sobą trzynaście lat nurkowania, kiedy 80 metrów pod powierzchnią Atlantyku przydarzyło mu się coś, co doprowadziło do jego gwałtownej i niewytłumaczalnej śmierci. Właśnie pracował pod wodą u wy- brzeży Gwinei w zachodniej Afryce, kiedy jego koledzy usłyszeli nagle przez radio niezrozumiały metaliczny dźwięk i zaraz potem krzyk, po którym zapadła cisza. Z miejsca spuszczono następnego nurka, który znalazł martwe ciało Tylera unoszące się 55 metrów pod powierzchnią wody. Tyler unosił się z rozpostartymi ramionami, a jego skafander był nadęty jak balon. W trakcie dochodzenia ustalono, że zanim zginął, prawdopodobnie odrzucił balast, próbując bezskutecznie szybko się wynurzyć. Do dziś nie wiadomo, co było przyczyną tego wypadku.
Pewnego lutowego popołudnia 1965 roku wracające do domu samochodem małżeństwo z Minehead dostrzegło w momencie zjeżdżania ze wzgórza w Exford coś, co początkowo wzięli za szary samolot myśliwski, który po chwili przeleciał w odległości około 50 metrów od nich. Leciał w tym samym kierunku, co oni. Wkrótce zdali sobie sprawę, że jego lot musi zakończyć się katastrofą. Kierowca samochodu, emerytowany oficer łączności, szybko zatrzymał samochód, chwycił lornetkę i obserwował dalszy lot pojazdu, dopóki nie spadł on do pobliskiego Kanału Brystolskiego, wzbijając w powiet- rze słup czarnego dymu. Stacja ratownicza RAF-u (lotnictwo wojskowe Wielkiej Brytanii) oraz jednostka ratownictwa morskiego w Płymouth sprawdziły, czy napłynęły jakieś doniesienia o zaginięciu lub spóźnieniu jakichś samolotów, ale okazało się, że takich nie było. Sprawdzono wszystkie możliwe samoloty, lecz nie trafiono na nic, co tłumaczyłoby tę obserwację.
oto kilka przykładów:
Zacznijmy naszą podróż od Europy Północnej, gdzie w ostatnich latach odnotowano pojawienie się tajemniczych obiektów podwodnych w okolicach Grenlandii, Islandii, Norwegii, a zwłaszcza Szwecji.
W kwietniu 1988 roku Bengt Gustafsson, główny dowódca armii szwedzkiej. podał do publicznej wiadomości, że w ciągu ostatnich sześciu miesięcy odnotowano aż trzydzieści przypadków wykrycia nie zidentyfikowanych obiektów podwodnych (USO) na wodach szwedzkich. Ponieważ raporty z obszaru Skandynawii prawie na pewno dotyczą statków cywilizacji ziemskiej, czasem są wytworami wyobraĄni pobudzonej plotkami i paniką lub efektem pomylenia skał podwodnych i innych cech topograficznych dna morskiego, nie będziemy się przy nich zatrzymywać dłużej. W roku 1959 na polskim wybrzeżu Bałtyku w okolicach Kołobrzegu żołnierze zaobserwowali, jak ze wzburzonego morza wyłonił się trójkątny obiekt o ponad trzymetrowych bokach. Tajemniczy przedmiot okrążył koszary i odleciał. W żaden sposób nie można go było uznać za wytwór cywilizacji ziemskiej, podobnie jak nie mógł nim być pojazd widziany na jednym z fiordów norweskich w roku 1959.
Pewnego grudniowego wieczora o godzinie dziesiątej Lorentz Johnson wracał do domu w Skomsvoll, gdy nagle ujrzał przedmiot w kształcie cygara, unoszący się na niebie na wysokości około trzystu metrów. Wyposażony był w okna, z których sączyło się czerwone światło. Nagle wypadły z niego dwa podłużne obiekty i zniknęły w odmętach fiordu. Inny znajdujący się w pobliżu świadek nie spostrzegł niczego dziwnego, ale usłyszał plusk rozpryskującej się wody. Pięć lat póĄniej pewien człowiek łowiąc ryby w tym samym rejonie natknął się na coś na dnie morza. Przy użyciu sonaru, który miał na łódce, zlokalizował potężny obiekt. Cztery lata póĄniej potwierdzono to niezwykłe odkrycie, gdy norweska grupa badaczy UFO wykryła za pomocą sonaru sześcio metrowy przedmiot na głębokości dziewięćdziesięciu metrów, lecz nurkowie nie zdołali do niego dotrzeć.
W lutym 1963 roku około pięćdziesięciu do dziewięćdziesięciu metrów od północnych wybrzeży Norwegii w kierunku Spitsbergenu miało miejsce bardzo dziwne wydarzenie. Okręty brytyjskiej floty królewskiej na północnym Atlantyku odbywały w tamtejszych rejonach ćwiczenia. Tego ranka świadek wydarzenia pełnił służbę obsługując radar sonarowy na jednej z fregat. Na ekranie pojawił się punkt oznaczający trójwymiarowy obiekt. Dane wskazywały na przedmiot od trzydziestu do trzydziestu pięciu metrów i wysokość ponad dziewięćdziesiąt metrów.
Jego pojawienie się było tak nagłe, że przekracza możliwość jakichkolwiek znanych pojazdów, a świadek twierdzi, że ten sam obiekt pojawił się także na radarze najbliższego okrętu, przy czym warunki wykluczały błędną lokalizację celu. Nie zdołano go jednak wypatrzeć przez lornetkę ani skontaktować się z nim przez radio. Wysłano więc odrzutowce, aby przechwyciły cel. Kiedy zbliżały się do niego na odległość dwudziestu do dwudziestu pięciu kilometrów, na ekranie zarejestrowany gwałtowny spadek punktu po ostrym łuku, po czym przebiegł przez pozostałe trzy ekrany i zszedł poniżej linii horyzontu, tzn. na wysokość dwustu pięćdziesięciu do trzystu metrów. Wszystko to stało się w ciągu dwóch, trzech sekund. Po utracie kontaktu radarowego cel został przechwycony pod wodą przez sonar rejestrujący obiekt poruszający się szybko na dystansie około piętnastu kilometrów w kierunku, w którym podążał obiekt latający zaobserwowany poprzednio na radarze.
W końcu opadł głęboko w wodę, poruszając się błyskawicznie po zygzakowatym torze daleko od okrętu, a po kilku minutach kontakt został nieoczekiwanie przerwany. Okręt podpłynął do miejsca na morzu, gdzie obiekt pojawił się poraz pierwszy, ale nie było już po nim śladu. Nie udało się także ponownie nawiązać kontaktu. Podobne meldunki o nie zidentyfikowanych obiektach pochodzą także znad wybrzeży Wielkiej Brytanii-Anglii, Walii i Szkocji. Częste były tam przypadki , kiedy w strefach przybrzeżnych zauważano płomienie i wzywano statki ratownicze, które po przybyciu nie zauważały niczego co mogłoby wyjaśnić zaobserwowany pożar. Takie wydarzenia zdarzały się z niejaką regularnością u wybrzeży wschodniej Anglii (Norfolk, Suffolk). W maju 1975 roku znaleziono przez przypadek jakiś bardzo masywny przedmiot. Około czterdziestu pięciu kilometrów od Gorleston statek rybacki uderzył w obiekt zanurzony w wodzie na głębokości ponad cztery i pół metra, uszkadzając śrubę okrętową. Statek cofnął się, po czym za pomocą echosondy usiłował zlokalizować przeszkodę, ale nie zdołał jej odnaleĄć.
W książce Nadejście statków kosmicznych Gawin Gibbons opisuje dziwne obserwacje poczynione na wybrzeżu w Dyffed w Walii w marcu 1955 roku.
" O godzinie siódmej piętnaście wieczorem pani Harding, żona pewnego gospodarza z Abererth, usłyszała wołanie córki, która z głową zadartą ku niebu wskazywała w górę. Na północny zachód od miejsca, gdzie się znajdowały, nad powierzchnią morza lśniła olbrzymia, pomarańczowa, ciągnąca za sobą czarne pasmo kula, która znacząc na niebie zygzakowatą smugę powoli opadała w dół. Obie stwierdziły póĄniej, że bardzo przypominała słońce, gdyby nie dziwny tor, jaki zakreśliła, i długi, czarny ogon falujący z tyłu. Podczas gdy przyglądały się temu niezwykłemu zjawisku, nastąpiła eksplozja i dziwny obiekt, nie zmieniając kulistego kształtu i wciąż zachowując intensywnie pomarańczowy kolor, runął do morza. Co dziwniejsze, nadal widać było blask pod powierzchnią wody, który zniknął dopiero po ponad godzinie, kiedy obiekt ostatecznie się rozpadł. Ciągnący się z tyłu ogon zmienił kolor z czarnego na szary, zanim się rozproszył. Nie było słychać żadnych rejestrowalnych przez ucho ludzkie dĄwięków ani w powietrzu, ani w wodzie." Tego wieczoru podobny obiekt widziano z brzegu kilkanaście kilometrów na północ w pobliżu Tywyn. Z relacji dwóch świadków wynika, że jasnopomarańczowy przedmiot wpadł do morza i ponownie wystrzelił w powietrze, pozostawiając za sobą szary ślad. Niestety, nie pewności, czy oba raporty dotyczyły tego samego zjawiska.
Pewnego lipcowego dnia w roku 1910 załoga francuskiego statku rybackiego w trakcie połowu w kanale La Manche niedaleko wybrzeży Normandii spostrzegła "olbrzymi, czarny obiekt przypominający ptaka", spadający z nieba. Po chwili wpadł do morza, wyłonił się zeń, ponownie opadł i zniknął bez śladu.
Na południu Portugalii 6 lipca 1965 roku dowódca i członkowie norweskiego tankowca zobaczyli obiekt w kształcie cygara, wylatujący z morza niedaleko Puerto la Cruz. Jaśniał niebieskim światłem, a szereg łuków po bokach żółtym blaskiem.
Szesnaście lat póĄniej tuż nad granicą hiszpańską w prowincji Huelva dwóch chłopców widziało światło wydobywające się z morza jakieś trzysta metrów od linii brzegowej. Było to w nocy 8 lutego 1981 roku i uwagę ich zwrócił najpierw blask pochodzący z głębin. "Światło jaśniało coraz bardziej i bardziej, więc myśleliśmy, że to zbliżająca się lodĄ podwodna, ale nagle wynurzyło się z wody i przez chwilę pozostało zawieszone na wysokości około pięciuset metrów, po czym szybko zniknęło bez śladu."
Dalej na wschód, na Morzu Śródziemnym, odnotowano znaczną ilość wypadków aktywności USO.
26 lipca 1970 roku pewien nurek poławiający niedaleko Alcocebre we wschodniej Hiszpanii zszedł na głębokość siedmiu i pół do dziewięciu metrów koło sześćdziesięciu metrów od brzegu i natknął się na dziwny metaliczny cylinder o długości ponad sześciu metrów, spoczywający na dnie morza. Po dokładnym obejrzeniu bezskutecznie próbował go poruszyć czy choćby wydrapać coś na jego powierzchni nożem. Następnego ranka wiosłował z kolegą w tym samym miejscu, kiedy jego towarzysz spostrzegł, że coś wydobywa się z wody. Kilka godzin póĄniej , gdy zanurkował tam ponownie, cylindra już nie było. Jako nurek z wieloletnim doświadczeniem stwierdził z całą pewnością, że kilka razy penetrował to samo miejsce.
Osiem lat wcześniej na Morzu Śródziemnym miało miejsce spotkanie z nie zidentyfikowanym obiektem podwodnym, jeden z nielicznych przypadków, w których oprócz pojazdów pojawiły się także nieznane istoty żywe. Miejscem tego wydarzenia był port rybacki w Le Brusc między Marsylią a Niceą w południowej Francji. PóĄną nocą 1 sierpnia 1962 roku trzech rybaków wypłynęło w morze, kiedy nagle zauważyli coś, co przypominało łódĄ podwodną, poruszającą się wzdłuż powierzchni wody. Jacyś ludzie podobni do żab, wynurzyli się z morza i wspięli na statek. Gdy rybacy zbliżyli się na odległość trzystu metrów, jeden z nich krzyknął coś do nieznajomych przez głośnik. W odpowiedzi jeden z przybyszów odwrócił się i pomachał ręką w ich kierunku. Gdy tylko znalazł się w środku, pojazd uniósł się nad powierzchnię wody i krążył kilka minut, migocząc jaskrawymi, czerwono-zielonymi światłami. Potem w kierunku rybackiej łodzi pomknął błysk białego reflektora, a następnie wszystko zgasło. Wtedy statek zaczął obracać się coraz szybciej, aż wystrzelił z ogromną prędkością i połyskując pomarańczowym światłem zniknął wśród gwiazd, pozostawiając rybaków oniemiałych i zafascynowanych widokiem. "Oprócz fal nie usłyszeliśmy żadnego dĄwięku pochodzącego ze statku i nietrudno się domyślić, że długo zastanawialiśmy się wspólnie, co to mogło być. Jeśli byłaby to łódĄ podwodna, helikopter czy hydroplan z pewnością byśmy je rozpoznali."
Niewielu świadkom udało się wejść w tak bliski kontakt z USO i zobaczyć jego załogę. Jeśli uznamy ją za prawdziwą, to wspomniana historia jest naprawdę nadzwyczaj wyjątkowa. Nie można oczywiście założyć, że to wszystko naprawdę się wydarzyło, gdyż nie jesteśmy w stanie sprawdzić wiarygodności wszystkich relacji. Dlatego musimy polegać na uczciwości badaczy i dziennikarzy, których prace wykorzystujemy, przy czym nie posługujemy się informacjami wzbudzającymi jakiekolwiek wątpliwości.
Pojawienie się USO zaobserwowano także u wybrzeży włoskich, zwłaszcza podczas masowych "odwiedzin" UFO na terenie Włoch w roku 1978. W paĄdzierniku tego roku rybacy ujrzeli trzydziesto metrowe słupy powstające przy spokojnej pogodzie oraz ciemne "ciało", dłuższe od ich łodzi, wynurzające się na krótką chwilę z morza, by natychmiast ponownie zniknąć w głębinach. Porzucimy teraz Morze Śródziemne i podążymy na południe, gdzie również zarejestrowano pewną aktywność USO wokół kontynentu afrykańskiego. Jedyny raport z jego zachodniej części pochodzi z roku 1902, kiedy 28 paĄdziernika we wczesnych godzinach rannych na statku "Salisbury Fort", znajdujący się w Zatoce Gwinejskiej w pewnej odległości od wybrzeży Afryki Zachodniej na południowym Atlantyku, obserwator zauważył olbrzymi, czarny obiekt na prawej burcie. Wezwał drugiego oficera i wspólnie ze sterownikiem obserwowali dziwną łódĄ podwodną. Drugi oficer wspominał póĄniej: "Byliśmy trochę przestraszeni. W ciemności trudno było rozróżnić szczegóły, ale miało to około stu pięćdziesięciu do stu osiemdziesięciu metrów i dwa światła, po jednym na każdym końcu. Jakiś mechanizm poruszał wodę. Powierzchnia pojazdu robiła wrażenie łuskowatej, nie zaś gładkiej, a on sam powoli tonął. Opis nasuwa skojarzenia z jakimś olbrzymem wodnym, ale sto osiemdziesiąt metrów to wymiary niewyobrażalnie ogromne jak na zwierzę, nie mówiąc już o światłach na samym końcu." Czy mogła to być nasza łódĄ podwodna? Wprawdzie mniej więcej w tym czasie produkcja łodzi podwodnych na świecie rozwijała się dosyć intensywnie, a pierwsza z nich została spuszczona na wodę przez Brytyjczyków w roku 1901, niemożliwe jednak, aby ten pierwszy model mógł się oddalić tak daleko od lądu.
Na wschód od Afryki jedyny zarejestrowany USO, o którym wiem, pojawił się na jednej z wysp, gdzie 10 lutego 1975 roku mieszkaniec Petite Ile zauważył bardzo jaskrawy przedmiot, wyłaniający się z morza i prędko znikający na horyzoncie. Dalej na wschód, gdzieś na Oceanie Indyjskim, czwarty oficer na statku "Queensland Star" ujrzał na niebie biały obiekt latający, który wpadł do morza rozświetlając wodę; Gdy obiekt zatonął, cząsteczki jakiejś białej substancji pojawiły się na morzu. Miało to miejsce 18 września 1901 roku.
Tajemnicze "łodzie podwodne" widywano także wokół Australii i Nowej Zelandii. 11 kwietnia 1965 roku na skałach Wonthaggi w Wiktorii dwóch mężczyzn przez piętnaście minut obserwowało przedziwne pojazdy. Z powodu znajdujących się na nich wieżyczek obserwacyjnych uznali je za łodzie podwodne, ale rzecznik marynarki wojennej tak wypowiedział się na ten temat: "Biorąc pod uwagę strefę pojawienia się obiektu oraz ukształtowanie linii brzegowej, wstępna analiza wykazała, że wspomniane statki nie mogły być łodziami podwodnymi." Zaledwie cztery dni póĄniej dwóch nastolatków widziało dwa cylindryczne obiekty niedaleko Coolum, a trzy dni póĄniej dwaj rybacy uciekali przed dużym obiektem podążającym ich śladem w pobliżu Mooloolaby. 6 czerwca 1965 roku na morzu niedaleko Fraser Island także widziano dwa nie zidentyfikowane obiekty: ciemne, wąskie i długie na około trzydzieści metrów. Inni świadkowie dostrzegli z samolotu dwa lub trzy mniejsze, krążące wokół tych większych.
Zagadkowe "łodzie podwodne" widziano również w 1965 roku w okolicach Nowej Zelandii, wcześniej nawet niż w Australii. 12 stycznia w Kaiparze na północ od Helensville samolot DC-3 przelatywał na wysokości stu pięćdziesięciu metrów nad przystanią, kiedy kapitan zauważył "wieloryba na mieliĄnie", który po dokładniejszym obejrzeniu okazał się być metaliczną konstrukcją o długości około trzydziestu metrów. Marynarka potwierdziła, że nie mogła to być normalna łódĄ podwodna z powodu niedostępności tego rejonu dla tego typu sprzętu. W listopadzie tego samego roku dwaj rybacy w drodze na Wyspę Stewarta zobaczyli z odległości trzystu metrów wynurzającą się z morza dziwną wieżę, w pobliżu której pojawiła się także skrzynia. Po kilku sekundach woda wezbrała, pochłaniając oba przedmioty. Rybacy twierdzili, że nie widzieli ani wieżyczek obserwacyjnych, ani wielorybów, a eksperci marynarki wojennej zapewnili, że znajdujące się w tym miejscu skały uniemożliwiają poruszanie się okrętów podwodnych.
28 grudnia 1976 roku niedaleko Coomlieyna Beach koło Ceduna grupa tubylców łowiąca ryby przy brzegu spostrzegła łódĄ podwodną, wypływającą na powierzchnię. Miała około piętnastu metrów długości, białą wieżyczkę obserwacyjną, czarną linię centralną i czerwony pas na wysokości linii zanurzenia. Rzecznik królewskiej floty australijskiej oświadczył jednak, że łodzie podwodne są zazwyczaj w ciemnych kolorach, a opisane szczegóły nie pasują do wyposażenia marynarki wojennej na świecie.
Co więcej, w tym samym czasie na wodach nie znajdowały się w tej strefie żadne okręty. Dalej na północ nie zidentyfikowane obiekty podwodne spotykano w różnych miejscach u wybrzeży Azji Wschodniej, wśród których najbardziej wysunięty na południe był Wietnam. 16 czerwca 1909 roku niedaleko Dong Hoi w Annamie we wczesnych godzinach rannych pewien rybak przez dziesięć minut obserwował "ognistą kulę", zanim wpadła do morza. Stosunkowo długi czas między pojawieniem się obiektu a jego zanurzeniem wyklucza przypuszczenie, że był to meteoryt. Niedaleko Inchon w Korei Południowej załoga amerykańskiego widziała dwa obiekty z dymiącymi wstęgami, które z wielką prędkością uderzyły o taflę morza, wzniecając ogromne bryzgi wody. Było to w grudniu 1950 roku, a sześć lat póĄniej ogromny przedmiot, promieniujący błękitnoszarym światłem, wpadł do morza w pobliżu Pusan w Korei Południowej. Łunę widziano jeszcze przez ponad godzinę, a obiekt kołysał się na powierzchni, zanim utonął.
W latach 1956-1957 u wybrzeży Japonii również zaobserwowano dziwne przedmioty zstępujące do morza, a z mniej odległych wydarzeń tego rodzaju odnotować należy pojawienie się USO w sierpniu 1980 roku. Tym razem kapitan radzieckiego statku badawczego na Morzu Japońskim spostrzegł, jak metaliczny obiekt w kształcie cylindra powoli wyłania się z wody, zawisa w powietrzu i nagle odlatuje w dal.
Przemierzywszy Ocean Spokojny, docieramy do Ameryki, gdzie także miały miejsce tego rodzaju wydarzenia. Zatrzymamy się najpierw na Aleutach na dalekiej północy, gdzie latem 1945 roku załoga amerykańskiego transportowca wojskowego wiozącego posiłki na Alaskę ujrzała ogromny, okrągły obiekt, wynurzający się z morza w odległości półtora kilometra. Po chwili wzniósł się w powietrze i okrążywszy statek odleciał na południe. 9 marca 1960 roku dwóch różnych świadków zaobserwowało tajemnicze zjawisko na wodach cieśniny Juana de Fuca w stanie Waszyngton. Na południe od Port Angeles dwaj kierowcy ciężarówek donieśli o pojawieniu się płomiennego pojazdu, opuszczającego się do wody. Na miejscu nie znaleziono niczego i nie zgłoszono o zaginięciu żadnego samolotu.
Odnotowano też liczne meldunki o obiektach wpadających do morza u wybrzeży stanów Oregon, Waszyngton i Kalifornii. Mimo, iż w większości przypadków w toni morskiej nie pozostał żaden ślad, 27 lipca 1984 roku w pobliżu wyspy Lummi znaleziono na dnie morza metalowy pomarańczowozłoty przedmiot w kształcie jaja. Stanąwszy na nim, jeden z nurków usłyszał buczenie, a kiedy wypłynął na powierzchnię, jego płetwy pokrywał rudawy osad. Po kilku dniach nurkowie powrócili na miejsce, ale ów przedmiot zniknął.
28 lipca 1962 roku kapitan i załoga łodzi rybackiej zaobserwowali niezwykły obiekt podwodny. Tuż przed świtem nisko nad wodą kapitan dostrzegł światła i poprowadził statek bliżej, aby lepiej się przyjrzeć. Przez lornetkę wypatrzył pękatą, oświetloną konstrukcję, która wyglądała jak rufa łodzi podwodnej sterowanej przez ludzi: "Widzieliśmy pięciu ludzi-dwóch w białych kostiumach, dwóch w ciemnych spodniach i białych koszulach i jednego w błękitnym stroju płetwonurka. Przepłynęliśmy na trawersie około trzystu metrów i byłem pewien, że to zanurzona łódĄ podwodna z szarej stali, bez oznaczeń, z pokładami tuż pod powierzchnią wody, tak że jedynie ogon i rufa o przedziwnym kształcie były widoczne." Obiekt zbliżał się w ich kierunku i przemknął obok bardzo szybko, zmierzając w stronę otwartego oceanu. Doszli do wniosku, że to jakiś nowy typ radzieckiej łodzi podwodnej, choć nadal są wątpliwości co do trafności tego rozpoznania.
O dziwo, tylko jeden z raportów pochodzi z zachodnich wybrzeży Ameryki Południowej. Obserwacji dokonano ze statku rybackiego trzydzieści kilometrów od Chile koło Tocopilli. W nocy z 23 na 24 września 1971 roku zauważono kilka nie zidentyfikowanych obiektów latających, a wśród świadków byli także policjanci. Kilka godzin póĄniej jakaś "czerwona kula" okrążyła statek, po czym utonęła w morzu w odległości około czterech i pół kilometra od niego.
Nieliczne przypadki pojawienia się USO w zachodniej części kontynentu kompensuje ich mnogość w strefie wschodniej. Wygląda na to, że wybrzeże Argentyny szczególnie przyciąga nie zidentyfikowane obiekty podwodne. Najwcześniejszy meldunek pochodzi z czerwca 1950 roku od pewnego zapalonego piechura, który podążając do Tierra del Fuego do Buenos póĄno w nocy przechodził wzdłuż brzegu Atlantyku między San Sebastian a Rio Grande. Nagle usłyszał jakby plusk rozgarnianej wody i zobaczył promieniujący, owalny przedmiot wynurzający się z morza około ośmiuset metrów od brzegu i lecący w stronę lądu. W dwa tygodnie póĄniej ten sam świadek widział podobne zjawisko, kiedy znajdował się między Rio Gallegos a Santa Cruz. Tym razem z morza wyłoniły się aż cztery USO.
W czerwcu 1959 roku nie zidentyfikowany obiekty długo zwodził argentyńską marynarkę wojenną. Meldunek o nim otrzymano już w Buenos Aires, ale ciągle nie można go było zidentyfikować. Wyglądał jak olbrzymia, srebrna ryba z ogromnym ogonem, przypominający stabilizator pionowy w modelach B-17. Bardzo szybko się poruszał i wykonywał zwroty. Nurkowie podpłynęli bliżej, ale nie potrafili ustalić podobieństwa do żadnego ze znanych typów łodzi podwodnych. Argentyńska marynarka wojenna miała też kłopoty z dwiema rzekomymi łodziami podwodnymi w zatoce Nuevo, częściowo zamkniętym obszarze wodnym o powierzchni trzydzieści na sześćdziesiąt kilometrów na południowy zachód od Buenos Aires. W lutym 1960 roku próbowano wpaść na ich trop wszystkimi możliwymi sposobami. Najpierw pojawiła się jedna, a potem druga. Mogły pozostawać w zanurzeniu przez parę dni i poruszać się szybciej niż statki na powierzchni. W badaniach pomagali eksperci floty amerykańskiej, ale łodzie zniknęły równie tajemniczo, jak się pojawiły.
Kierowca ciężarówki, który twierdzi, że wielokrotnie widywał w tym czasie świecące pojazdy zanurzające się i wynurzające z morza, tak się o tym wypowiedział: "Jestem absolutnie pewien, że w głębinach zatoki San Matias znajduje się baza Latających Spodków.
W Patagonii podobne zjawiska są tak powszechnie znane, że rozmowy o Marsjanach są rzeczą zwykłą wśród tamtejszych mieszkańców. 30 czerwca 1904 roku pewien kierowca przejeżdżający obok Compdoro Rivadavia zobaczył trzy lub cztery obiekty latające, które jeden po drugim wleciały do morza. Kilka kilometrów dalej spostrzegł świetliste przedmioty wynurzające się z wody i krążące z dużą prędkością. W końcu wzbiły się wysoko i zginęły na niebie.
Kilka kilometrów na południe od zatoki San Jorge 18 marca 1966 roku pewien rolnik ujrzał w odległości nie większej niż trzydzieści metrów olbrzymi pojazd latający w kształcie cygara. Miało około dwudziestu metrów, był wykonany z jakiegoś szaroczarnego metalu, a jego gładka powierzchnia pozbawiona była okien i oznakowań. Z tylnego końca wydobywał się czarny dym i wyglądało na to, że pojazd ma kłopoty, gdyż wydawał dziwne odgłosy, jakby sapania. Kiedy wpadł w wibrację jakby przed eksplozją, gospodarz uciekł, aby się gdzieś ukryć. Gdy pojazd znajdował się nad samym morzem, runął do wody. "Wcale nie płynął. Po prostu uderzył w wodę z ogromnym bryzgiem i szybko poszedł na dno."
Liczba USO i UFO pojawiających się u wybrzeży Argentyny świadczy o tym, że ich bazy na południowym Atlantyku nie jest jedynie fantastyczną mrzonką. Również dalej na północ, niedaleko wybrzeży Brazylii, zaobserwowano tajemniczą obecność. 10 stycznia 1958 roku kapitan marynarki siedział na ganku swego domu w pobliżu Curtiby, uważnie przyglądając się jakiejś "wyspie" przez lornetkę. "Wyspa" okazała się dziwną konstrukcją, składającą się z dwóch części, połączonych pionowymi uchwytami lub rurami, która poszła pod wodę na jego oczach.
Ośmioletnia dziewczynka mieszkająca niedaleko Iguape była świadkiem dramatycznego wydarzenia. 30 paĄdziernika 1963 roku usłyszała potężne wycie i ujrzała na niebie srebrzysty przedmiot, który przeleciał jej nad głową, uderzył w palmę i wpadł do rzeki Peropava. Inni świadkowie zdążyli jeszcze zobaczyć, jak woda i błoto zagotowały się w tym miejscu. Twierdzili, że obiekt miał średnicę siedem i pół metra, a wyglądał, jakby był zrobiony z wypolerowanego aluminium. Nurkowie podejmowali liczne próby zlokalizowania dziwnego pojazdu, ale przeszkadzała im czterometrowa warstwa błota, w którą wpadł. Możliwe, że został naprawiony pod wodą, a potem uciekł w ciemności lub też utknął głęboko w błocie. W każdym razie nigdy nie znaleziono po nim śladu.
20 lipca 1967 roku kapitan argentyńskiego statku "Naviero" zaobserwowali klasyczny nie zidentyfikowany obiekt podwodny, podczas gdy jego statek znajdował się sto osiemdziesiąt kilometrów od przylądka Santa Marta Grande w Brazylii. Wezwany na pokład, zobaczył UFO w kształcie cygara o długości około trzydziestu pięciu metrów, połyskujący biało-niebiesko, który przez piętnaście minut gonił jego statek, po czym zanurkował, przepłynął pod nim i zniknął w głębinach. Kapitan widział, jak świecił jaskrawym blaskiem przesuwając się pod wodą. W Amapie, na północ od Brazylii, w roku 1980 grupa ludzi oczekujących na prom spostrzegła UFO wynurzające się z rzeki Araguari. Pojazd wyglądał na masywny i miał około czterech i pół metra średnicy. Zawisł na wysokości pięciu metrów nad rzeką, potem powoli uniósł się i poleciał w kierunku morza.
Na północnym wybrzeżu kontynentu południowoamerykańskiego, w Wenezueli, także zarejestrowano aktywność UFO-USO. Obiekty w kształcie muszli w "wieńcu płomieni" opuścił się na wodę mącąc ją i oświetlając jaskrawym blaskiem. Obserwował to pewien człowiek z pokładu szwedzkiego statku na północ od wyspy Orchila w grudniu 1959 roku.
27 sierpnia 1967 roku kilku świadków na plaży Catia la Mar ujrzało UFO wynurzające się z morza. Jeden z nich powiedział, że ocean "zagotował się" i trzy szare dyski wynurzyły się i odleciały. 29 marca 1973 roku około Carayaca jakiś człowiek zobaczył maleńką postać, jakby pięcioletniego dziecka, w niewielkim okienku UFO, który wylądował na morzu niedaleko od brzegu. Jego żona widziała dwa dziwne obiekty siadające na wodzie, z których jeden zanurzył się, po czym oba wystartowały ponownie.
W roku 1963 na radarze niszczyciela amerykańskiej marynarki wojennej, odbywającego ćwiczenia niedaleko wybrzeży Puerto Rico kilka kilometrów na północ od Wenezueli na Morzu Karaibskim, zarejestrowano nieznany obiekt podwodny, poruszający się z prędkością ponad dwustu kilometrów na godzinę. Ten tajemniczy pojazd pojawił się na radarze trzystu statków i był śledzony przez cztery dni, w ciągu których schodził na głębokość ośmiu tysięcy metrów. żadna ziemska łódĄ podwodna nie jest w stanie osiągnąć takiej prędkości ani zanurzyć się tak głęboko. Gdy przesuwamy się dalej na północ przez Zatokę Meksykańską w kierunku południowych wybrzeży stanu Missisipi, docierają do nas meldunki o małych obiektach podwodnych o długości jednego metra i szerokości dziesięciu centymetrów, błyszczących jak czysta stal, które bawiły się w chowanego z oficerami ochrony wybrzeża u ujścia rzeki Pascagoula. 6 listopada 1973 roku dwaj rybacy donieśli o pojawieniu się pojazdu oświetlonego bursztynowym blaskiem. Usiłowali uderzyć weń wiosłami i kotwicami, ale umknął w ciemność gasząc światła. Wydarzenie to miało miejsce w tym samym rejonie i niespełna miesiąc po słynnym incydencie z Pascagoula - zabraniu na pokład UFO dwóch ludzi. Ze wschodnich wybrzeży Ameryki również docierają liczne meldunki, dotyczące ogromnych pojazdów z pluskiem wpadających do morza. Mogły to być jednak katastrofy samolotowe lub odłamki kosmiczne czy meteoryty.
Latem 1954 roku przybył do Nowego Jorku holenderski statek rządowy. Załoga złożyła oficjalny raport o płaskim obiekcie, który wynurzył się sto dwadzieścia kilometrów od brzegu. Kapitan zaobserwował przez lornetkę, że pojazd był początkowo szarawy, ale potem jego dolna część rozbłysnęła światłem. Wokół krawędzi były też widoczne jasne punkty, jak gdyby pochodzące od lamp.
Meldunek ze statku "St. Andrew", pływającego gdzieś po północnym Atlantyku, najlepiej ilustruje trudność z odróżnieniem meteorytów od UFO.30 paĄdziernika 1906 roku jakieś tysiąc kilometrów na północny wschód od przylądka Race w Nowej Funlandii "St. Andrew" przeszedł przez deszcz meteorów. Pierwszy ofice
raz mi okno zaparowało i wyszła taka twarz jak ufoludka

Te zdjęcia to albo fotomoto albo to kukła, albo człowiek z płaskogłowiem.
A co do roswell to armia USA robiła eksperymenty coś im nie wyszło i jakiś tam był wybuch i podrzucili cos i powiedzieli że to UFO. Pamiętajmy że to był okres zimnej wojny!
USA zrobiłoby wszystko aby ZSRR się nie dowiedział. Ja wierzę w UFO. Przecież w wszechświecie jest tyle miliardów, biolionów, sekstylionów a moze nawet nonylionów gwiazd, że czemu my mielibyśmy być jedynymi stworzeniami w tym wszechświecie. Inkwizycja gdy zobaczyła zielarza, lub kobietę z lasu która przygotowywała leczące wywary, skazywała tych ludzi na śmierć. Nieraz mam jakieśtam przewidzenia. Widzę jakieś punkty świecące pulsujące, cienie itp. ale to zwykła ludzka wyobraźnia to powoduje. W końcu jak chce się coś zobaczyć to coś się zobaczy, podkreślam cos ale nie ma 100% pewności że to UFo, duchy czy inne zjawiska paranormalne.
A moze z UFO jest tak samo jak z greckimi bogami/mitami???
Jak grecy nie wiedzieli czemu np. są pioruny to tłumaczyli że to Zeus się na nich zdenerwował. A w wielu innych cywilizacjach takich jak Mezopotamia, Egipt, czy też wspomniana Grecja sprytni uczeni(tu kapłani) kazali składać ofiary, a sami sie opychali. Dlatego między innymi Inkwizycja nie pozwalała na rozwoj trechniki i mówiła że ziemia jest płaska. bo gdyby ludzie sie dowiedzieli(dowiedzieli sie dopiero gdy Kolumb odkrył nowy ląd Amerykę) przestali by wierzyć Kościołowi dawać datki, daniny, i pieniądzena odpustę.
PS; czy słyszał ktoś o USO???
Dwie trzecie powierzchni naszej planety pokrywają wody i byłoby bardzo dziwne, gdyby nie pojawiały się tam dziwne światła i obiekty. Jest wiele doniesień laocznych świadków pochodzących z różnych krajów i różnych okresów opisujących bliskie spotkania nad rzekami, jeziorami oraz na morzach i oceanach całego świata. I tak na przykład zgodnie z tym, co podała jedna z holenderskich gazet w sierpniu 1954 roku, kapitan Jan Boś doniósł, że w czasie rejsu statkiem Groot Beer z Amster- iamu do Nowego Jorku zaobserwowano dziwny obiekt w kształcie księżyca, który wyłonił się z oceanu w odległości około 90 mil (166,5 km) na wschód od latami Cape 3od. Kil obiektu świecił światłami, które zdawały się być rozmieszczone na jego erawędzi. Jego prędkość określono jako fantastyczną.
l września 1957 roku dwaj policjanci zauważyli, jak z wody w pobliżu Porthcawl yynurza się coś, co początkowo przypominało palący się statek. Obiekt ten znajdował się w kierunku na Ilfracombe nad Kanałem Brystolskim i początkowo wyglądał jak asnoczerwona poświata, która urosła wkrótce do rozmiarów Księżyca w pełni. W poprzek tarczy widać było czarną zygzakowatą linię. Po wzniesieniu się wysoko w górę ta ognista kula wystrzeliła z niezwykłym przyspieszeniem w towarzystwie dwóch świateł kierując się w stronę Atlantyku.
Kiedy statek badawczy należący do Instytutu Oceanograficznego Woods Hole sondował głębiny wodne rozciągające się wokół Puerto Rico, jego hydrofony uchwyciły dziwne dźwięki, zaś ich wykresy ukazały się na sprzężonych z nimi oscyloskopach. Przebywający na statku naukowcy byli tym bardzo zdziwieni, bowiem ten dźwięk powtarzał się w nieregularnych odstępach aż do głębokości 9140 metrów. Ta głębo- kość wykluczała obecność łodzi podwodnej lub jakiegokolwiek innego znanego obiektu podwodnego. Kiedy przekodowano później zapis tego dźwięku na komputerowe karty perforowane i wprowadzono go do komputera, okazało się, że pochodzą one od śruby obracającej się z prędkością od 100 do 180 obrotów na minutę. Mimo trwającej wiele dni analizy tych dźwięków oceanolodzy odrzucili ostatecznie możliwość, że była to nieznanego typu łódź podwodna, i nadali jego źródłu nazwę „zwierzę o 180 obrotach na minutę".
Nigel Lea-Jones z Londynu wspomina: „W roku 1972 nurkowałem razem z przyjacielem z wiosłowej łodzi na Morzu Karaibskim w pobliżu wybrzeża. W pewnym momencie odwróciłem się i moim oczom ukazał się srebrzystopomarańczowy obiekt w kształcie kuli o średnicy około 1,8 m wystający z wody na podobnej do łodygi łapie. Znajdował się jakieś 15 metrów za nami i płynął zygzakowatym kursem w naszym kierunku. Po około minucie w powłoce obiektu ukazało się ciemne okrągłe okno o średnicy około 60 cm. Spojrzeliśmy na siebie z niepokojem i kiedy odwróciliśmy się z powrotem w jego stronę, już go nie było. Zniknął nie wydając jakiegokolwiek dźwięku. Nigdy nie udało mi się ustalić, jakie było pochodzenie tej kuli i do dziś mnie to nurtuje". Trzydziestoczteroletni Trevor Tyler miał już za sobą trzynaście lat nurkowania, kiedy 80 metrów pod powierzchnią Atlantyku przydarzyło mu się coś, co doprowadziło do jego gwałtownej i niewytłumaczalnej śmierci. Właśnie pracował pod wodą u wy- brzeży Gwinei w zachodniej Afryce, kiedy jego koledzy usłyszeli nagle przez radio niezrozumiały metaliczny dźwięk i zaraz potem krzyk, po którym zapadła cisza. Z miejsca spuszczono następnego nurka, który znalazł martwe ciało Tylera unoszące się 55 metrów pod powierzchnią wody. Tyler unosił się z rozpostartymi ramionami, a jego skafander był nadęty jak balon. W trakcie dochodzenia ustalono, że zanim zginął, prawdopodobnie odrzucił balast, próbując bezskutecznie szybko się wynurzyć. Do dziś nie wiadomo, co było przyczyną tego wypadku.
Pewnego lutowego popołudnia 1965 roku wracające do domu samochodem małżeństwo z Minehead dostrzegło w momencie zjeżdżania ze wzgórza w Exford coś, co początkowo wzięli za szary samolot myśliwski, który po chwili przeleciał w odległości około 50 metrów od nich. Leciał w tym samym kierunku, co oni. Wkrótce zdali sobie sprawę, że jego lot musi zakończyć się katastrofą. Kierowca samochodu, emerytowany oficer łączności, szybko zatrzymał samochód, chwycił lornetkę i obserwował dalszy lot pojazdu, dopóki nie spadł on do pobliskiego Kanału Brystolskiego, wzbijając w powiet- rze słup czarnego dymu. Stacja ratownicza RAF-u (lotnictwo wojskowe Wielkiej Brytanii) oraz jednostka ratownictwa morskiego w Płymouth sprawdziły, czy napłynęły jakieś doniesienia o zaginięciu lub spóźnieniu jakichś samolotów, ale okazało się, że takich nie było. Sprawdzono wszystkie możliwe samoloty, lecz nie trafiono na nic, co tłumaczyłoby tę obserwację.
oto kilka przykładów:
Zacznijmy naszą podróż od Europy Północnej, gdzie w ostatnich latach odnotowano pojawienie się tajemniczych obiektów podwodnych w okolicach Grenlandii, Islandii, Norwegii, a zwłaszcza Szwecji.
W kwietniu 1988 roku Bengt Gustafsson, główny dowódca armii szwedzkiej. podał do publicznej wiadomości, że w ciągu ostatnich sześciu miesięcy odnotowano aż trzydzieści przypadków wykrycia nie zidentyfikowanych obiektów podwodnych (USO) na wodach szwedzkich. Ponieważ raporty z obszaru Skandynawii prawie na pewno dotyczą statków cywilizacji ziemskiej, czasem są wytworami wyobraĄni pobudzonej plotkami i paniką lub efektem pomylenia skał podwodnych i innych cech topograficznych dna morskiego, nie będziemy się przy nich zatrzymywać dłużej. W roku 1959 na polskim wybrzeżu Bałtyku w okolicach Kołobrzegu żołnierze zaobserwowali, jak ze wzburzonego morza wyłonił się trójkątny obiekt o ponad trzymetrowych bokach. Tajemniczy przedmiot okrążył koszary i odleciał. W żaden sposób nie można go było uznać za wytwór cywilizacji ziemskiej, podobnie jak nie mógł nim być pojazd widziany na jednym z fiordów norweskich w roku 1959.
Pewnego grudniowego wieczora o godzinie dziesiątej Lorentz Johnson wracał do domu w Skomsvoll, gdy nagle ujrzał przedmiot w kształcie cygara, unoszący się na niebie na wysokości około trzystu metrów. Wyposażony był w okna, z których sączyło się czerwone światło. Nagle wypadły z niego dwa podłużne obiekty i zniknęły w odmętach fiordu. Inny znajdujący się w pobliżu świadek nie spostrzegł niczego dziwnego, ale usłyszał plusk rozpryskującej się wody. Pięć lat póĄniej pewien człowiek łowiąc ryby w tym samym rejonie natknął się na coś na dnie morza. Przy użyciu sonaru, który miał na łódce, zlokalizował potężny obiekt. Cztery lata póĄniej potwierdzono to niezwykłe odkrycie, gdy norweska grupa badaczy UFO wykryła za pomocą sonaru sześcio metrowy przedmiot na głębokości dziewięćdziesięciu metrów, lecz nurkowie nie zdołali do niego dotrzeć.
W lutym 1963 roku około pięćdziesięciu do dziewięćdziesięciu metrów od północnych wybrzeży Norwegii w kierunku Spitsbergenu miało miejsce bardzo dziwne wydarzenie. Okręty brytyjskiej floty królewskiej na północnym Atlantyku odbywały w tamtejszych rejonach ćwiczenia. Tego ranka świadek wydarzenia pełnił służbę obsługując radar sonarowy na jednej z fregat. Na ekranie pojawił się punkt oznaczający trójwymiarowy obiekt. Dane wskazywały na przedmiot od trzydziestu do trzydziestu pięciu metrów i wysokość ponad dziewięćdziesiąt metrów.
Jego pojawienie się było tak nagłe, że przekracza możliwość jakichkolwiek znanych pojazdów, a świadek twierdzi, że ten sam obiekt pojawił się także na radarze najbliższego okrętu, przy czym warunki wykluczały błędną lokalizację celu. Nie zdołano go jednak wypatrzeć przez lornetkę ani skontaktować się z nim przez radio. Wysłano więc odrzutowce, aby przechwyciły cel. Kiedy zbliżały się do niego na odległość dwudziestu do dwudziestu pięciu kilometrów, na ekranie zarejestrowany gwałtowny spadek punktu po ostrym łuku, po czym przebiegł przez pozostałe trzy ekrany i zszedł poniżej linii horyzontu, tzn. na wysokość dwustu pięćdziesięciu do trzystu metrów. Wszystko to stało się w ciągu dwóch, trzech sekund. Po utracie kontaktu radarowego cel został przechwycony pod wodą przez sonar rejestrujący obiekt poruszający się szybko na dystansie około piętnastu kilometrów w kierunku, w którym podążał obiekt latający zaobserwowany poprzednio na radarze.
W końcu opadł głęboko w wodę, poruszając się błyskawicznie po zygzakowatym torze daleko od okrętu, a po kilku minutach kontakt został nieoczekiwanie przerwany. Okręt podpłynął do miejsca na morzu, gdzie obiekt pojawił się poraz pierwszy, ale nie było już po nim śladu. Nie udało się także ponownie nawiązać kontaktu. Podobne meldunki o nie zidentyfikowanych obiektach pochodzą także znad wybrzeży Wielkiej Brytanii-Anglii, Walii i Szkocji. Częste były tam przypadki , kiedy w strefach przybrzeżnych zauważano płomienie i wzywano statki ratownicze, które po przybyciu nie zauważały niczego co mogłoby wyjaśnić zaobserwowany pożar. Takie wydarzenia zdarzały się z niejaką regularnością u wybrzeży wschodniej Anglii (Norfolk, Suffolk). W maju 1975 roku znaleziono przez przypadek jakiś bardzo masywny przedmiot. Około czterdziestu pięciu kilometrów od Gorleston statek rybacki uderzył w obiekt zanurzony w wodzie na głębokości ponad cztery i pół metra, uszkadzając śrubę okrętową. Statek cofnął się, po czym za pomocą echosondy usiłował zlokalizować przeszkodę, ale nie zdołał jej odnaleĄć.
W książce Nadejście statków kosmicznych Gawin Gibbons opisuje dziwne obserwacje poczynione na wybrzeżu w Dyffed w Walii w marcu 1955 roku.
" O godzinie siódmej piętnaście wieczorem pani Harding, żona pewnego gospodarza z Abererth, usłyszała wołanie córki, która z głową zadartą ku niebu wskazywała w górę. Na północny zachód od miejsca, gdzie się znajdowały, nad powierzchnią morza lśniła olbrzymia, pomarańczowa, ciągnąca za sobą czarne pasmo kula, która znacząc na niebie zygzakowatą smugę powoli opadała w dół. Obie stwierdziły póĄniej, że bardzo przypominała słońce, gdyby nie dziwny tor, jaki zakreśliła, i długi, czarny ogon falujący z tyłu. Podczas gdy przyglądały się temu niezwykłemu zjawisku, nastąpiła eksplozja i dziwny obiekt, nie zmieniając kulistego kształtu i wciąż zachowując intensywnie pomarańczowy kolor, runął do morza. Co dziwniejsze, nadal widać było blask pod powierzchnią wody, który zniknął dopiero po ponad godzinie, kiedy obiekt ostatecznie się rozpadł. Ciągnący się z tyłu ogon zmienił kolor z czarnego na szary, zanim się rozproszył. Nie było słychać żadnych rejestrowalnych przez ucho ludzkie dĄwięków ani w powietrzu, ani w wodzie." Tego wieczoru podobny obiekt widziano z brzegu kilkanaście kilometrów na północ w pobliżu Tywyn. Z relacji dwóch świadków wynika, że jasnopomarańczowy przedmiot wpadł do morza i ponownie wystrzelił w powietrze, pozostawiając za sobą szary ślad. Niestety, nie pewności, czy oba raporty dotyczyły tego samego zjawiska.
Pewnego lipcowego dnia w roku 1910 załoga francuskiego statku rybackiego w trakcie połowu w kanale La Manche niedaleko wybrzeży Normandii spostrzegła "olbrzymi, czarny obiekt przypominający ptaka", spadający z nieba. Po chwili wpadł do morza, wyłonił się zeń, ponownie opadł i zniknął bez śladu.
Na południu Portugalii 6 lipca 1965 roku dowódca i członkowie norweskiego tankowca zobaczyli obiekt w kształcie cygara, wylatujący z morza niedaleko Puerto la Cruz. Jaśniał niebieskim światłem, a szereg łuków po bokach żółtym blaskiem.
Szesnaście lat póĄniej tuż nad granicą hiszpańską w prowincji Huelva dwóch chłopców widziało światło wydobywające się z morza jakieś trzysta metrów od linii brzegowej. Było to w nocy 8 lutego 1981 roku i uwagę ich zwrócił najpierw blask pochodzący z głębin. "Światło jaśniało coraz bardziej i bardziej, więc myśleliśmy, że to zbliżająca się lodĄ podwodna, ale nagle wynurzyło się z wody i przez chwilę pozostało zawieszone na wysokości około pięciuset metrów, po czym szybko zniknęło bez śladu."
Dalej na wschód, na Morzu Śródziemnym, odnotowano znaczną ilość wypadków aktywności USO.
26 lipca 1970 roku pewien nurek poławiający niedaleko Alcocebre we wschodniej Hiszpanii zszedł na głębokość siedmiu i pół do dziewięciu metrów koło sześćdziesięciu metrów od brzegu i natknął się na dziwny metaliczny cylinder o długości ponad sześciu metrów, spoczywający na dnie morza. Po dokładnym obejrzeniu bezskutecznie próbował go poruszyć czy choćby wydrapać coś na jego powierzchni nożem. Następnego ranka wiosłował z kolegą w tym samym miejscu, kiedy jego towarzysz spostrzegł, że coś wydobywa się z wody. Kilka godzin póĄniej , gdy zanurkował tam ponownie, cylindra już nie było. Jako nurek z wieloletnim doświadczeniem stwierdził z całą pewnością, że kilka razy penetrował to samo miejsce.
Osiem lat wcześniej na Morzu Śródziemnym miało miejsce spotkanie z nie zidentyfikowanym obiektem podwodnym, jeden z nielicznych przypadków, w których oprócz pojazdów pojawiły się także nieznane istoty żywe. Miejscem tego wydarzenia był port rybacki w Le Brusc między Marsylią a Niceą w południowej Francji. PóĄną nocą 1 sierpnia 1962 roku trzech rybaków wypłynęło w morze, kiedy nagle zauważyli coś, co przypominało łódĄ podwodną, poruszającą się wzdłuż powierzchni wody. Jacyś ludzie podobni do żab, wynurzyli się z morza i wspięli na statek. Gdy rybacy zbliżyli się na odległość trzystu metrów, jeden z nich krzyknął coś do nieznajomych przez głośnik. W odpowiedzi jeden z przybyszów odwrócił się i pomachał ręką w ich kierunku. Gdy tylko znalazł się w środku, pojazd uniósł się nad powierzchnię wody i krążył kilka minut, migocząc jaskrawymi, czerwono-zielonymi światłami. Potem w kierunku rybackiej łodzi pomknął błysk białego reflektora, a następnie wszystko zgasło. Wtedy statek zaczął obracać się coraz szybciej, aż wystrzelił z ogromną prędkością i połyskując pomarańczowym światłem zniknął wśród gwiazd, pozostawiając rybaków oniemiałych i zafascynowanych widokiem. "Oprócz fal nie usłyszeliśmy żadnego dĄwięku pochodzącego ze statku i nietrudno się domyślić, że długo zastanawialiśmy się wspólnie, co to mogło być. Jeśli byłaby to łódĄ podwodna, helikopter czy hydroplan z pewnością byśmy je rozpoznali."
Niewielu świadkom udało się wejść w tak bliski kontakt z USO i zobaczyć jego załogę. Jeśli uznamy ją za prawdziwą, to wspomniana historia jest naprawdę nadzwyczaj wyjątkowa. Nie można oczywiście założyć, że to wszystko naprawdę się wydarzyło, gdyż nie jesteśmy w stanie sprawdzić wiarygodności wszystkich relacji. Dlatego musimy polegać na uczciwości badaczy i dziennikarzy, których prace wykorzystujemy, przy czym nie posługujemy się informacjami wzbudzającymi jakiekolwiek wątpliwości.
Pojawienie się USO zaobserwowano także u wybrzeży włoskich, zwłaszcza podczas masowych "odwiedzin" UFO na terenie Włoch w roku 1978. W paĄdzierniku tego roku rybacy ujrzeli trzydziesto metrowe słupy powstające przy spokojnej pogodzie oraz ciemne "ciało", dłuższe od ich łodzi, wynurzające się na krótką chwilę z morza, by natychmiast ponownie zniknąć w głębinach. Porzucimy teraz Morze Śródziemne i podążymy na południe, gdzie również zarejestrowano pewną aktywność USO wokół kontynentu afrykańskiego. Jedyny raport z jego zachodniej części pochodzi z roku 1902, kiedy 28 paĄdziernika we wczesnych godzinach rannych na statku "Salisbury Fort", znajdujący się w Zatoce Gwinejskiej w pewnej odległości od wybrzeży Afryki Zachodniej na południowym Atlantyku, obserwator zauważył olbrzymi, czarny obiekt na prawej burcie. Wezwał drugiego oficera i wspólnie ze sterownikiem obserwowali dziwną łódĄ podwodną. Drugi oficer wspominał póĄniej: "Byliśmy trochę przestraszeni. W ciemności trudno było rozróżnić szczegóły, ale miało to około stu pięćdziesięciu do stu osiemdziesięciu metrów i dwa światła, po jednym na każdym końcu. Jakiś mechanizm poruszał wodę. Powierzchnia pojazdu robiła wrażenie łuskowatej, nie zaś gładkiej, a on sam powoli tonął. Opis nasuwa skojarzenia z jakimś olbrzymem wodnym, ale sto osiemdziesiąt metrów to wymiary niewyobrażalnie ogromne jak na zwierzę, nie mówiąc już o światłach na samym końcu." Czy mogła to być nasza łódĄ podwodna? Wprawdzie mniej więcej w tym czasie produkcja łodzi podwodnych na świecie rozwijała się dosyć intensywnie, a pierwsza z nich została spuszczona na wodę przez Brytyjczyków w roku 1901, niemożliwe jednak, aby ten pierwszy model mógł się oddalić tak daleko od lądu.
Na wschód od Afryki jedyny zarejestrowany USO, o którym wiem, pojawił się na jednej z wysp, gdzie 10 lutego 1975 roku mieszkaniec Petite Ile zauważył bardzo jaskrawy przedmiot, wyłaniający się z morza i prędko znikający na horyzoncie. Dalej na wschód, gdzieś na Oceanie Indyjskim, czwarty oficer na statku "Queensland Star" ujrzał na niebie biały obiekt latający, który wpadł do morza rozświetlając wodę; Gdy obiekt zatonął, cząsteczki jakiejś białej substancji pojawiły się na morzu. Miało to miejsce 18 września 1901 roku.
Tajemnicze "łodzie podwodne" widywano także wokół Australii i Nowej Zelandii. 11 kwietnia 1965 roku na skałach Wonthaggi w Wiktorii dwóch mężczyzn przez piętnaście minut obserwowało przedziwne pojazdy. Z powodu znajdujących się na nich wieżyczek obserwacyjnych uznali je za łodzie podwodne, ale rzecznik marynarki wojennej tak wypowiedział się na ten temat: "Biorąc pod uwagę strefę pojawienia się obiektu oraz ukształtowanie linii brzegowej, wstępna analiza wykazała, że wspomniane statki nie mogły być łodziami podwodnymi." Zaledwie cztery dni póĄniej dwóch nastolatków widziało dwa cylindryczne obiekty niedaleko Coolum, a trzy dni póĄniej dwaj rybacy uciekali przed dużym obiektem podążającym ich śladem w pobliżu Mooloolaby. 6 czerwca 1965 roku na morzu niedaleko Fraser Island także widziano dwa nie zidentyfikowane obiekty: ciemne, wąskie i długie na około trzydzieści metrów. Inni świadkowie dostrzegli z samolotu dwa lub trzy mniejsze, krążące wokół tych większych.
Zagadkowe "łodzie podwodne" widziano również w 1965 roku w okolicach Nowej Zelandii, wcześniej nawet niż w Australii. 12 stycznia w Kaiparze na północ od Helensville samolot DC-3 przelatywał na wysokości stu pięćdziesięciu metrów nad przystanią, kiedy kapitan zauważył "wieloryba na mieliĄnie", który po dokładniejszym obejrzeniu okazał się być metaliczną konstrukcją o długości około trzydziestu metrów. Marynarka potwierdziła, że nie mogła to być normalna łódĄ podwodna z powodu niedostępności tego rejonu dla tego typu sprzętu. W listopadzie tego samego roku dwaj rybacy w drodze na Wyspę Stewarta zobaczyli z odległości trzystu metrów wynurzającą się z morza dziwną wieżę, w pobliżu której pojawiła się także skrzynia. Po kilku sekundach woda wezbrała, pochłaniając oba przedmioty. Rybacy twierdzili, że nie widzieli ani wieżyczek obserwacyjnych, ani wielorybów, a eksperci marynarki wojennej zapewnili, że znajdujące się w tym miejscu skały uniemożliwiają poruszanie się okrętów podwodnych.
28 grudnia 1976 roku niedaleko Coomlieyna Beach koło Ceduna grupa tubylców łowiąca ryby przy brzegu spostrzegła łódĄ podwodną, wypływającą na powierzchnię. Miała około piętnastu metrów długości, białą wieżyczkę obserwacyjną, czarną linię centralną i czerwony pas na wysokości linii zanurzenia. Rzecznik królewskiej floty australijskiej oświadczył jednak, że łodzie podwodne są zazwyczaj w ciemnych kolorach, a opisane szczegóły nie pasują do wyposażenia marynarki wojennej na świecie.
Co więcej, w tym samym czasie na wodach nie znajdowały się w tej strefie żadne okręty. Dalej na północ nie zidentyfikowane obiekty podwodne spotykano w różnych miejscach u wybrzeży Azji Wschodniej, wśród których najbardziej wysunięty na południe był Wietnam. 16 czerwca 1909 roku niedaleko Dong Hoi w Annamie we wczesnych godzinach rannych pewien rybak przez dziesięć minut obserwował "ognistą kulę", zanim wpadła do morza. Stosunkowo długi czas między pojawieniem się obiektu a jego zanurzeniem wyklucza przypuszczenie, że był to meteoryt. Niedaleko Inchon w Korei Południowej załoga amerykańskiego widziała dwa obiekty z dymiącymi wstęgami, które z wielką prędkością uderzyły o taflę morza, wzniecając ogromne bryzgi wody. Było to w grudniu 1950 roku, a sześć lat póĄniej ogromny przedmiot, promieniujący błękitnoszarym światłem, wpadł do morza w pobliżu Pusan w Korei Południowej. Łunę widziano jeszcze przez ponad godzinę, a obiekt kołysał się na powierzchni, zanim utonął.
W latach 1956-1957 u wybrzeży Japonii również zaobserwowano dziwne przedmioty zstępujące do morza, a z mniej odległych wydarzeń tego rodzaju odnotować należy pojawienie się USO w sierpniu 1980 roku. Tym razem kapitan radzieckiego statku badawczego na Morzu Japońskim spostrzegł, jak metaliczny obiekt w kształcie cylindra powoli wyłania się z wody, zawisa w powietrzu i nagle odlatuje w dal.
Przemierzywszy Ocean Spokojny, docieramy do Ameryki, gdzie także miały miejsce tego rodzaju wydarzenia. Zatrzymamy się najpierw na Aleutach na dalekiej północy, gdzie latem 1945 roku załoga amerykańskiego transportowca wojskowego wiozącego posiłki na Alaskę ujrzała ogromny, okrągły obiekt, wynurzający się z morza w odległości półtora kilometra. Po chwili wzniósł się w powietrze i okrążywszy statek odleciał na południe. 9 marca 1960 roku dwóch różnych świadków zaobserwowało tajemnicze zjawisko na wodach cieśniny Juana de Fuca w stanie Waszyngton. Na południe od Port Angeles dwaj kierowcy ciężarówek donieśli o pojawieniu się płomiennego pojazdu, opuszczającego się do wody. Na miejscu nie znaleziono niczego i nie zgłoszono o zaginięciu żadnego samolotu.
Odnotowano też liczne meldunki o obiektach wpadających do morza u wybrzeży stanów Oregon, Waszyngton i Kalifornii. Mimo, iż w większości przypadków w toni morskiej nie pozostał żaden ślad, 27 lipca 1984 roku w pobliżu wyspy Lummi znaleziono na dnie morza metalowy pomarańczowozłoty przedmiot w kształcie jaja. Stanąwszy na nim, jeden z nurków usłyszał buczenie, a kiedy wypłynął na powierzchnię, jego płetwy pokrywał rudawy osad. Po kilku dniach nurkowie powrócili na miejsce, ale ów przedmiot zniknął.
28 lipca 1962 roku kapitan i załoga łodzi rybackiej zaobserwowali niezwykły obiekt podwodny. Tuż przed świtem nisko nad wodą kapitan dostrzegł światła i poprowadził statek bliżej, aby lepiej się przyjrzeć. Przez lornetkę wypatrzył pękatą, oświetloną konstrukcję, która wyglądała jak rufa łodzi podwodnej sterowanej przez ludzi: "Widzieliśmy pięciu ludzi-dwóch w białych kostiumach, dwóch w ciemnych spodniach i białych koszulach i jednego w błękitnym stroju płetwonurka. Przepłynęliśmy na trawersie około trzystu metrów i byłem pewien, że to zanurzona łódĄ podwodna z szarej stali, bez oznaczeń, z pokładami tuż pod powierzchnią wody, tak że jedynie ogon i rufa o przedziwnym kształcie były widoczne." Obiekt zbliżał się w ich kierunku i przemknął obok bardzo szybko, zmierzając w stronę otwartego oceanu. Doszli do wniosku, że to jakiś nowy typ radzieckiej łodzi podwodnej, choć nadal są wątpliwości co do trafności tego rozpoznania.
O dziwo, tylko jeden z raportów pochodzi z zachodnich wybrzeży Ameryki Południowej. Obserwacji dokonano ze statku rybackiego trzydzieści kilometrów od Chile koło Tocopilli. W nocy z 23 na 24 września 1971 roku zauważono kilka nie zidentyfikowanych obiektów latających, a wśród świadków byli także policjanci. Kilka godzin póĄniej jakaś "czerwona kula" okrążyła statek, po czym utonęła w morzu w odległości około czterech i pół kilometra od niego.
Nieliczne przypadki pojawienia się USO w zachodniej części kontynentu kompensuje ich mnogość w strefie wschodniej. Wygląda na to, że wybrzeże Argentyny szczególnie przyciąga nie zidentyfikowane obiekty podwodne. Najwcześniejszy meldunek pochodzi z czerwca 1950 roku od pewnego zapalonego piechura, który podążając do Tierra del Fuego do Buenos póĄno w nocy przechodził wzdłuż brzegu Atlantyku między San Sebastian a Rio Grande. Nagle usłyszał jakby plusk rozgarnianej wody i zobaczył promieniujący, owalny przedmiot wynurzający się z morza około ośmiuset metrów od brzegu i lecący w stronę lądu. W dwa tygodnie póĄniej ten sam świadek widział podobne zjawisko, kiedy znajdował się między Rio Gallegos a Santa Cruz. Tym razem z morza wyłoniły się aż cztery USO.
W czerwcu 1959 roku nie zidentyfikowany obiekty długo zwodził argentyńską marynarkę wojenną. Meldunek o nim otrzymano już w Buenos Aires, ale ciągle nie można go było zidentyfikować. Wyglądał jak olbrzymia, srebrna ryba z ogromnym ogonem, przypominający stabilizator pionowy w modelach B-17. Bardzo szybko się poruszał i wykonywał zwroty. Nurkowie podpłynęli bliżej, ale nie potrafili ustalić podobieństwa do żadnego ze znanych typów łodzi podwodnych. Argentyńska marynarka wojenna miała też kłopoty z dwiema rzekomymi łodziami podwodnymi w zatoce Nuevo, częściowo zamkniętym obszarze wodnym o powierzchni trzydzieści na sześćdziesiąt kilometrów na południowy zachód od Buenos Aires. W lutym 1960 roku próbowano wpaść na ich trop wszystkimi możliwymi sposobami. Najpierw pojawiła się jedna, a potem druga. Mogły pozostawać w zanurzeniu przez parę dni i poruszać się szybciej niż statki na powierzchni. W badaniach pomagali eksperci floty amerykańskiej, ale łodzie zniknęły równie tajemniczo, jak się pojawiły.
Kierowca ciężarówki, który twierdzi, że wielokrotnie widywał w tym czasie świecące pojazdy zanurzające się i wynurzające z morza, tak się o tym wypowiedział: "Jestem absolutnie pewien, że w głębinach zatoki San Matias znajduje się baza Latających Spodków.
W Patagonii podobne zjawiska są tak powszechnie znane, że rozmowy o Marsjanach są rzeczą zwykłą wśród tamtejszych mieszkańców. 30 czerwca 1904 roku pewien kierowca przejeżdżający obok Compdoro Rivadavia zobaczył trzy lub cztery obiekty latające, które jeden po drugim wleciały do morza. Kilka kilometrów dalej spostrzegł świetliste przedmioty wynurzające się z wody i krążące z dużą prędkością. W końcu wzbiły się wysoko i zginęły na niebie.
Kilka kilometrów na południe od zatoki San Jorge 18 marca 1966 roku pewien rolnik ujrzał w odległości nie większej niż trzydzieści metrów olbrzymi pojazd latający w kształcie cygara. Miało około dwudziestu metrów, był wykonany z jakiegoś szaroczarnego metalu, a jego gładka powierzchnia pozbawiona była okien i oznakowań. Z tylnego końca wydobywał się czarny dym i wyglądało na to, że pojazd ma kłopoty, gdyż wydawał dziwne odgłosy, jakby sapania. Kiedy wpadł w wibrację jakby przed eksplozją, gospodarz uciekł, aby się gdzieś ukryć. Gdy pojazd znajdował się nad samym morzem, runął do wody. "Wcale nie płynął. Po prostu uderzył w wodę z ogromnym bryzgiem i szybko poszedł na dno."
Liczba USO i UFO pojawiających się u wybrzeży Argentyny świadczy o tym, że ich bazy na południowym Atlantyku nie jest jedynie fantastyczną mrzonką. Również dalej na północ, niedaleko wybrzeży Brazylii, zaobserwowano tajemniczą obecność. 10 stycznia 1958 roku kapitan marynarki siedział na ganku swego domu w pobliżu Curtiby, uważnie przyglądając się jakiejś "wyspie" przez lornetkę. "Wyspa" okazała się dziwną konstrukcją, składającą się z dwóch części, połączonych pionowymi uchwytami lub rurami, która poszła pod wodę na jego oczach.
Ośmioletnia dziewczynka mieszkająca niedaleko Iguape była świadkiem dramatycznego wydarzenia. 30 paĄdziernika 1963 roku usłyszała potężne wycie i ujrzała na niebie srebrzysty przedmiot, który przeleciał jej nad głową, uderzył w palmę i wpadł do rzeki Peropava. Inni świadkowie zdążyli jeszcze zobaczyć, jak woda i błoto zagotowały się w tym miejscu. Twierdzili, że obiekt miał średnicę siedem i pół metra, a wyglądał, jakby był zrobiony z wypolerowanego aluminium. Nurkowie podejmowali liczne próby zlokalizowania dziwnego pojazdu, ale przeszkadzała im czterometrowa warstwa błota, w którą wpadł. Możliwe, że został naprawiony pod wodą, a potem uciekł w ciemności lub też utknął głęboko w błocie. W każdym razie nigdy nie znaleziono po nim śladu.
20 lipca 1967 roku kapitan argentyńskiego statku "Naviero" zaobserwowali klasyczny nie zidentyfikowany obiekt podwodny, podczas gdy jego statek znajdował się sto osiemdziesiąt kilometrów od przylądka Santa Marta Grande w Brazylii. Wezwany na pokład, zobaczył UFO w kształcie cygara o długości około trzydziestu pięciu metrów, połyskujący biało-niebiesko, który przez piętnaście minut gonił jego statek, po czym zanurkował, przepłynął pod nim i zniknął w głębinach. Kapitan widział, jak świecił jaskrawym blaskiem przesuwając się pod wodą. W Amapie, na północ od Brazylii, w roku 1980 grupa ludzi oczekujących na prom spostrzegła UFO wynurzające się z rzeki Araguari. Pojazd wyglądał na masywny i miał około czterech i pół metra średnicy. Zawisł na wysokości pięciu metrów nad rzeką, potem powoli uniósł się i poleciał w kierunku morza.
Na północnym wybrzeżu kontynentu południowoamerykańskiego, w Wenezueli, także zarejestrowano aktywność UFO-USO. Obiekty w kształcie muszli w "wieńcu płomieni" opuścił się na wodę mącąc ją i oświetlając jaskrawym blaskiem. Obserwował to pewien człowiek z pokładu szwedzkiego statku na północ od wyspy Orchila w grudniu 1959 roku.
27 sierpnia 1967 roku kilku świadków na plaży Catia la Mar ujrzało UFO wynurzające się z morza. Jeden z nich powiedział, że ocean "zagotował się" i trzy szare dyski wynurzyły się i odleciały. 29 marca 1973 roku około Carayaca jakiś człowiek zobaczył maleńką postać, jakby pięcioletniego dziecka, w niewielkim okienku UFO, który wylądował na morzu niedaleko od brzegu. Jego żona widziała dwa dziwne obiekty siadające na wodzie, z których jeden zanurzył się, po czym oba wystartowały ponownie.
W roku 1963 na radarze niszczyciela amerykańskiej marynarki wojennej, odbywającego ćwiczenia niedaleko wybrzeży Puerto Rico kilka kilometrów na północ od Wenezueli na Morzu Karaibskim, zarejestrowano nieznany obiekt podwodny, poruszający się z prędkością ponad dwustu kilometrów na godzinę. Ten tajemniczy pojazd pojawił się na radarze trzystu statków i był śledzony przez cztery dni, w ciągu których schodził na głębokość ośmiu tysięcy metrów. żadna ziemska łódĄ podwodna nie jest w stanie osiągnąć takiej prędkości ani zanurzyć się tak głęboko. Gdy przesuwamy się dalej na północ przez Zatokę Meksykańską w kierunku południowych wybrzeży stanu Missisipi, docierają do nas meldunki o małych obiektach podwodnych o długości jednego metra i szerokości dziesięciu centymetrów, błyszczących jak czysta stal, które bawiły się w chowanego z oficerami ochrony wybrzeża u ujścia rzeki Pascagoula. 6 listopada 1973 roku dwaj rybacy donieśli o pojawieniu się pojazdu oświetlonego bursztynowym blaskiem. Usiłowali uderzyć weń wiosłami i kotwicami, ale umknął w ciemność gasząc światła. Wydarzenie to miało miejsce w tym samym rejonie i niespełna miesiąc po słynnym incydencie z Pascagoula - zabraniu na pokład UFO dwóch ludzi. Ze wschodnich wybrzeży Ameryki również docierają liczne meldunki, dotyczące ogromnych pojazdów z pluskiem wpadających do morza. Mogły to być jednak katastrofy samolotowe lub odłamki kosmiczne czy meteoryty.
Latem 1954 roku przybył do Nowego Jorku holenderski statek rządowy. Załoga złożyła oficjalny raport o płaskim obiekcie, który wynurzył się sto dwadzieścia kilometrów od brzegu. Kapitan zaobserwował przez lornetkę, że pojazd był początkowo szarawy, ale potem jego dolna część rozbłysnęła światłem. Wokół krawędzi były też widoczne jasne punkty, jak gdyby pochodzące od lamp.
Meldunek ze statku "St. Andrew", pływającego gdzieś po północnym Atlantyku, najlepiej ilustruje trudność z odróżnieniem meteorytów od UFO.30 paĄdziernika 1906 roku jakieś tysiąc kilometrów na północny wschód od przylądka Race w Nowej Funlandii "St. Andrew" przeszedł przez deszcz meteorów. Pierwszy ofice
Ostatnio zmieniony 01 gru 2007, 14:09 przez Mr Minio, łącznie zmieniany 4 razy.
"Are the hills going to march off?
Will heaven fall upon us?
Will the Earth open under us?
We don't know. We don't know, for a total eclipse has come upon us..."
Will heaven fall upon us?
Will the Earth open under us?
We don't know. We don't know, for a total eclipse has come upon us..."
Wszystko z neta. Dużo mi dało czytanie jeszcze raz tego samego. Ludzie, my tu mamy przedstawiać własne teorie na temat UFO, bądź interpretować już czyjeś, a nie kopiować wszystko z internetu. 


Czwarte zdjęcie to zdjęcie z oszukanej sekcji. Mieli wtedy gumowego aliena, i ciągle przerywali nagranie żeby nie było widać że go rozkładają a nie tną (zresztą w gumie byłyby odkształcenia). Pierwsze na 3. stronie z tego samego filmu, jeszcze siódme i dwunaste na 4, i drugie na 5. Jak znajdę film to dam wam linka
Nie chce mi się czytać wywodów Mr Minia, ale co do obiektów wynurzających się z wody, to nie jest to jedyna osobliwość. Wielu świadków widziało Nieznane Obiekty wylatujące z pod ziemii. Nie chce mi się teraz wertować moich książek w poszukiwaniu dokładnego opisu, ale wiele niezależnych od siebie osób twierdzi, że Obce Cywilizacje mają podziemne bazy na naszej planecie. Nie do końca wierzę, ale też ostatecznie nie odrzucam tych teorii.
Na dokładkę podam Wam raport z telepatycznej rozmowy obcego z... oficerami marynarki wojennej USA:
Oto sprawozdanie mjra J. Frienda z amerykańskiego projektu "Blue Book"(projekt badał fenomen UFO).
Kontury subiektywne, czyli tworzenie przez ludzki mózg nieistniejących obrazów, zostało zbadane przez naukowców i udało im się potwierdzić, że zaledwie mały procent obserwacji NOL to złudzenia i omamy wzrokowe. Oko ludzkie może się mylić, ale jednocześnie nie mogą się mylić oczy kilku do kilkudziesięciu świadków, radary i aparaty fotograficzne. Poza tym kontury subiektywne nie mogą się poruszać, są złudzeniami optycznymi powstałymi na tle chmur i w efekcie refleksów świetlnych, a większość opisów spotkań z NOL donosi o niezwykłej szybkości obiektów i niewiarygodnych możliwościach manewrowych. Pozostają jeszcze miraże, czyli odbicia realnych zjawisk (np. płynących statków), ale i one nie są wytłumaczeniem fenomenu NOL, bo żaden miraż nie wydaje dźwięku, a wiele obserwacji NOL donosi o wydawanych przez nie dźwiękach.Mr Minio pisze:Nieraz mam jakieś tam przewidzenia. Widzę jakieś punkty świecące pulsujące, cienie itp. ale to zwykła ludzka wyobraźnia to powoduje.
Na dokładkę podam Wam raport z telepatycznej rozmowy obcego z... oficerami marynarki wojennej USA:
Oto sprawozdanie mjra J. Frienda z amerykańskiego projektu "Blue Book"(projekt badał fenomen UFO).
A. 9.07.1959. Spotkanie odbyło się w siedzibie CIA w Nowym Jorku (...)
B. Pan (-) pełnił rolę przewodniczącego i otworzył spotkanie ogólną dyskusją na temat programu dotyczącego UFO (...)
C. Pan (-) opowiedział w skrócie mjr. Friendowi o wypadkach z maja i czerwca 1959. Chodzi o panią S. z South Berwick (stan Maine), którapoinformowała o swoich kontaktach z istotami z Kosmosu. Metoda kontaktu stosowana przez p. S. polega na tym, że stawia ona jakieś pytanie, a nastepnie jakaś nieznana siła kontroluje ruchy jej ręki i pisze odpowiedź.
D. Komandor (-) stwierdził, że pod koniec czerwca odwiedził p. S. w celu przesłuchania jej i wzięciu udziału w ewentualnym kontakcie. Po przesłuchaniu p. S. spytała kmd. (-), dlaczego sam nie zdecyduje się na podjęcie kontaktu z istotami pozaziemskimi. Kmd. (-) po0djął próbę kontaktu (...), lecz poniósł fiasko.
E. Po powrocie do Waszyngtonu kmd. (-) przedyskutował ten przypadek z panem (-) i porucznikiem komandorem (-) z CIA. Pod wpływem ich nalegania podjął jeszcze jedną próbę, która zakończyła się sukcesem. Wszystkie wiadomości uzyskał on od mieszkańca planety Uran nazywającego się Affa. Kmd. (-) zapisywał pytanie na kartce papieru, a jakaś nieznana siła kierowała jego ręką pisząc odpowiedź. Oto próbki kilku pytań postawionych Affie:
Pytanie: Czy faworyzujecie jakiś rząd, grupę religijną lub rasę?
Odpowiedź: Nie, nie robimy tego. Podpisano: Affa
P: Czy będzie trzecia wojna światowa?
O: Nie. Affa
P: Czy katolicy to wybrani ludzie?
O: Nie. Affa
P: Czy możemy zobaczyć statek kosmiczny lub latający spodek?
O: Kiedy chcecie go zobaczyć? Affa
P: Czy możemy zobaczyć go teraz?
O: Podejdźcie do okna. Affa
Pan (-), kmd, (-) i por. kmd. (-) podchodzą do okna.
P: Czy patrzymy w dobrym kierunku?
O: Tak. Affa
W tym czasie, 6 lipca 1959r., ci trzej męzczyźni <J. Buttlar relacjonując ten wypadek zwiększa liczbę świadków do 16! - przyp Lucjan Znicz> ujrzeli coś, co opisali jako "latający talerz". Był to okrągły obiekt o ciemnym środku i jasnym obwodzie. Por. kmd. (-) połączył się natychmiast z centrum radarowym, które podało jednak, że z nieznanej przyczyny nie dochodzą doń sygnały z kierunku obserwacji.
F. Po dyskusji i zbadaniu dokumentów mjr Friend poprosił kmd. (-), aby podjął próbę jeszcze jednego kontaktu. Kmd. (-) zgodził się, ale odniósł tylko częściowy sukces. No podst. kilku otrzymanych odpowiedzi zebrani doszli do wniosku,. że nie była to odpowiednio wybrana pora na ponowny kontakt.
G. Pan (-) i wszyscy zebrani stwierdzili, że znają kmd. (-) od wielu lat jako odpowiedzialnego, spokojnego i bardzo konserwatywnego człowieka.
H. 10 lipca 1959r. mjr Friend w towarzystwie kmd.(-) odwiedził biuro <zapewne CIA - przyp. L. Z.> w celu przestudiowania kartoteki p. S. Notatki wskazywały, że kontaktowała się ona z następującymi osobami: Affa - z Urana, Crill - z Jowisza, Alomar i Ponnar - z Merkurego oraz Ankar - z Centaura.
Cytaty pochodzą z drugiego tomu książki "Goście z Kosmosu" autorstwa Lucjana Znicza.Komentarz Lucjana Znicza pisze:Tak więc w tym wypadku "spirytystyczna równia pochyła" osiągnęła chyba już rzeczywiście dno. Czy można sobie bowiem wyobrazić coś bardziej groteskowego niż to, że dwaj funkcjonariusze wywiadu światowego mocarstwa wprowadzają w trans spirytystyczny oficera marynarki, by poprzez niego dowiedzieć się od nieznanego Kosmity... czy będzie trzecia wojna światowa?!
Czy można sobie wyobrazić coś bardziej groteskowego, ale równocześnie coś bardziej ryzykanckiego?
wszystko sam napisałem aż do wiecie co to USO i tu wkleiłem!
czytałem artykuł że armrostrong czy jak to się piosze wylądował na księżycu powiedział: o mój boże oni tu są i przekaz się urwał. widział podobno 3 statki kosmiczne z których wychodzili ufole!
czytałem artykuł że armrostrong czy jak to się piosze wylądował na księżycu powiedział: o mój boże oni tu są i przekaz się urwał. widział podobno 3 statki kosmiczne z których wychodzili ufole!
"Are the hills going to march off?
Will heaven fall upon us?
Will the Earth open under us?
We don't know. We don't know, for a total eclipse has come upon us..."
Will heaven fall upon us?
Will the Earth open under us?
We don't know. We don't know, for a total eclipse has come upon us..."
Co do Roswell. Myślicie, że jeśli naprawdę doszło do katastrofy UFO, ktoś by się o tym oprócz władz dowiedział. Te bajki, że ktoś się włamał do NASA i wykradł te dane, to baajka. W Roswell jest muzeum i tam jest figurka rzekomego obcego. Jest tylko jedno ale. Na zdjęciach z lat 60-tych obcy wyglada tak:
A na figurce w muzeum tak:
Jak widać różnice są spore. Poza tym ten ufok na pierwszym zdjęciu mi wygląda na jakiegoś człowieka, z jakąś chorobą. Widziałem już bardziej powykręcanych ludzi.

A na figurce w muzeum tak:

Jak widać różnice są spore. Poza tym ten ufok na pierwszym zdjęciu mi wygląda na jakiegoś człowieka, z jakąś chorobą. Widziałem już bardziej powykręcanych ludzi.
Polecam człowieka-słonia (nie, nie robię sobie z niego beki, bo wiem, że miał co najmniej nieprzyjemne życie... z mojego punktu widzenia)...kazik pisze:Widziałem już bardziej powykręcanych ludzi.
Osobiście chciałbym, żeby inne cywilizacje istniały we wszechświecie i w końcu udało się nawiązać kontakt, zaprzyjaźnić (bo sorka, ale wytłumaczcie mi - czy obcy zadaliby sobie trud przebycia miliardów lat świetlnych tylko po to, żeby sobie rozwalić planetę, albo pozyskać niewolników, których przecież łapie się aby obniżyć koszta związane z pracownikami. A taka podróż po garstkę ludzi mało kosztowna by nie była)... korzyści z czegoś takiego byłoby multum, albo i więcej.
Co do Rosewell - przyjrzyjcie się tym ufokom - przypominają ludzi, czyż nie? Idąc dalej tym tropem, ktoś kto liznął trochę wiedzy z ewolucji itd, zauważy, że ufo z wielką głową i anemicznym ciałkiem może być po prostu wizją kolejnej fazy ewolucji człowieka - wielkie mięśnie nie będą nam potrzebne, skoro mamy maszyny (przy człowieku ze średniowiecza taki Pudzian to słabe chuchro), większe głowy będą musiały pomieścić znacznie bardziej rozwinięty mózg, a duże, czarne oczka zdolność widzenia w ciemności. Brak owłosienia - tutaj wystarczy porównanie homo-erectus do homo-sapiens

Ot taka teoria się w mojej głowie uknuła, że owe UFOludki to ściema, po prostu wizja człowieka, który obmyślił sobie następny etap ewolucji człowieka

Nobody Expects The Spanish Inquisition! 

wejdźcie na www.nieznane.pl i tam macie dużo o ufo, kryptozoologi itp
Lothar dobrze że napisałeś że to ściema bo wczoraj w nocy biegiem leciałem do kibla
bo się bałem że mnie coś złapie
przynajmniej już całą noc nie będę trzymać pełnego pęcherza 
tylko odleje się w spokoju
Lothar dobrze że napisałeś że to ściema bo wczoraj w nocy biegiem leciałem do kibla
bo się bałem że mnie coś złapie


tylko odleje się w spokoju
Ostatnio zmieniony 01 gru 2007, 20:31 przez Kamil, łącznie zmieniany 2 razy.
Czekam na grę Postal 3 

Kamil pisze:wejdźcie na www.nieznane.pl i tam macie dużo o ufo, kryptozoologi itp
Lothar dobrze że napisałeś że to ściema bo wczoraj w nocy biegiem leciałem do kibla
bo się bałem że mnie coś złapieprzynajmniej już całą noc nie będę trzymać pełnego pęcherza
tylko odleje się w spokoju
www.paranormallum lepsze!
"Are the hills going to march off?
Will heaven fall upon us?
Will the Earth open under us?
We don't know. We don't know, for a total eclipse has come upon us..."
Will heaven fall upon us?
Will the Earth open under us?
We don't know. We don't know, for a total eclipse has come upon us..."
Kto płynie najszybciej ten płynie samotnie 


Masz rację Kmieciu. Ale nudy dziś a jutro mam 8 lekcji.
A co do tematu: Wiem jedno nie jesteśmy tu sami.
A co do tematu: Wiem jedno nie jesteśmy tu sami.
"Are the hills going to march off?
Will heaven fall upon us?
Will the Earth open under us?
We don't know. We don't know, for a total eclipse has come upon us..."
Will heaven fall upon us?
Will the Earth open under us?
We don't know. We don't know, for a total eclipse has come upon us..."
- Tiquill
- V.I.P.
- Posty: 14476
- Rejestracja: 25 sty 2007, 02:00
- Lokalizacja: z naprzeciwka
- Postawił piwo: 1 raz
- Otrzymał piwo: 1 raz
- Kontakt:
No więc, powtarzam pytanie, nie uzyskawszy dotąd odpowiedzi, bo jest po temu okazja.Lothar pisze:Co do Rosewell - przyjrzyjcie się tym ufokom - przypominają ludzi, czyż nie? Idąc dalej tym tropem, ktoś kto liznął trochę wiedzy z ewolucji itd, zauważy, że ufo z wielką głową i anemicznym ciałkiem może być po prostu wizją kolejnej fazy ewolucji człowieka - wielkie mięśnie nie będą nam potrzebne, skoro mamy maszyny (przy człowieku ze średniowiecza taki Pudzian to słabe chuchro), większe głowy będą musiały pomieścić znacznie bardziej rozwinięty mózg, a duże, czarne oczka zdolność widzenia w ciemności. Brak owłosienia - tutaj wystarczy porównanie homo-erectus do homo-sapiens

Zawsze jest ryzyko, że wyczerpałeś już limit dobrych dni i czeka cię już tylko samo zło...

