Robbie Williams
Dla mnie wzór, największy autorytet. Ktoś kiedyś mi powiedział, że przez nieumiejętność zaakceptowania własnej osoby, w innych wypatrujemy idoli. I... to chyba prawda. W szkole jestem znany chyba tylko z tego, że lubię Robbiego Williamsa - ogólnie jestem raczej 'anonimowy'. Pamiętam, że kiedyś wyszedłem na środek sali gimnastycznej w celu sprawdzenia, czy dobrze podłączone zostały wszystkie kabelki. Aby przekonać się, czy mikrofon działa jak należy, miałem byle co powiedzieć. Zanuciłem
I just wanna feel..., a... mikrofon działał.

Byłem pewien, że reakcją ludu będzie śmiech, tymczasem oni tylko głupio patrzyli się na mnie, aż w końcu... co poniektórzy dośpiewali
real love! Gdybym był bardziej szalony, to pewnie urządziłbym tam zaraz cały koncert, ale na szczęście nie umiem śpiewać, co już wtedy (1. klasa gim.) wiedziałem.
Dlaczego Robbie? Zacznę od początku...
W listopadzie 2004 roku pojechałem do supermarketu by kupić płytę danego wokalisty/wokalistki/zespołu. Nie miałem swojego ulubionego gatunku muzycznego, a chciałem sobie takowy wyrobić. Przeglądałem płyty wszystkich znanych mi muzyków. Były tam: Linkin Park, Green Day, Groove Coverage, Bryan Adams, Rod Steward, i kilka polskich. No i oczywiście p. Williams...
Wówczas znałem jedynie dwie piosenki Brytyjczyka: Feel i Supreme. Dlatego chciałem znaleźć płytę, na której oba te utwory by się znalazły. Oczywiście nie udało się (Feel jest na Escapology, Supreme - Sing When You're Winning).
Zrezygnowany wróciłem do rodziców, którzy czekali na mnie. Tata polecił mi jeszcze, bym posłuchał płyty Greatest Hits, Robbiego Williamsa. W listopadzie była premiera tego krążka, więc - przynajmniej tak jest w Łodzi - można przez miesiąc słuchać jej na specjalnych wystawach. Było Supreme, było Feel... czego chcieć więcej? 60 zeta i już do chaty!

Już po tygodniu uważałem się za największego fana na świecie (chociaż znałem tylko 20 utworów!). Do wspomnianego duetu dołączyły w niedługim czasie: Angels, Let Me Entartain You oraz Radio. Co ciekawe, piosenka Let Love Be Your Energy nie przypadła mi do gustu, a teraz... jest ona jedną z moich ulubionych!
Po roku byłem posiadaczem wszystkich krążków Robbiego, kalendarze no i reputacji... Tak, już od 6. klasy zaczęto mnie kojarzyć właśnie z Williamsem. I tak jest do dzisiaj. Z czego jestem dumny. Dla mnie jego piosenki to część życia, gdybym teraz miał przestać ich słuchać, byłoby ze mną źle.
To na razie tyle.
PS Ciekawostką jest fakt, że wcześniej moim idolem (choć krótko, jakieś 5 miesięcy) był kanadyjski piosenkarz Garou. Śpiewał on po francusku, co było dla mnie motywacją do uczenia się tego języka. W 6. klasie przestałem się uczyć języka Napoleona, przykładając się bardziej do... angielskiego. Musiałem przecież rozumieć, o czym śpiewa Rob, nie?
