
Historia # 1- reklama metafenu.
Dzisiaj strasznie rozbolała mnie głowa. Kawa niestety nic nie dała, ból głowy był nie do zniesienia. Z reguły unikam leków ale tym razem postanowiłem jednak odwiedzić aptekę bo nic nie pomagało. W aptece zobaczyłem niezłego lalusia w czarnej skórzanej kurtce i... praktycznie jeden lek na każdej półce. Był to Metafen. I zaczęła się rozmowa:
-dzień dobry
- dobry
- poproszę o jakiś dobry lek na ból głowy
- nie mamy żadnych leków na ból głowy
- jak to nie macie? A ten lek gdzie wszędzie leży na półce, ten metafen- słyszałem że jest dobry na ból głowy. Poproszę jeden w takim razie.
- nie!
- dobra, przestań pan pier#%@, nie mam czasu spieszę się
Facet podał w końcu cenę, ja zapłaciłem. Kiedy odszedłem od lady usłyszałem za sobą:
"tylko nie metafen!"
- taaa...
Po chwili usłyszałem że coś uderzyło o ziemię. Powróciłem przed okienko i zauważyłem że facet z którym wcześniej gadałem leżał pokotem na plecach z nieruchomym wzrokiem patrzał w sufit.
-bez jaj.....Proszę pana! Halo! Proszę pana!!!!!
uznałem że zadzwonię pod 112.
Ominąłem boczną ekspozycję metafenu obok lady, nachyliłem się nad gościem i słuchając poleceń dyspozytora przystąpiłem do udzielania pierwszej pomocy. Oddech niby w normie ale wzrok miał dalej nieruchomy. Dyspozytor powiedział żeby go nie ruszać, odchylić głowę aby nie zadusił się własnym językiem i zostawić w spokoju, bo wzrok nieruchomy może oznaczać wstrząs mózgu. No i przyjechała karetka, zabrali go na takiej desce (gdyby miał uszkodzony kręgosłup). Tydzień później podobno po wielu badaniach wyszedł ze szpitala o dziwo lekarze nic nie stwierdzili, powiedzieli że to tylko zasłabnięcie ale w dziwnych okolicznościach, koleś podobno wrócił do pracy w aptece. Dzisiaj dowiedziałem się od sąsiadki, że od dawna był jakiś taki dziwny, też się dziwnie zachowywał kiedy próbowała u niego kupić jakieś leki. Ale że nic tam nie było to poszła po prostu do innej apteki...