Mamy swoje tematy o aborcji, o eutanazji, o karze śmierci. Ale przepadek tego dziecka jest wyjątkowy, bo ogniskuje się w nim wiele czynników, które niszczą naszą cywilizację, a miały być jej przyszłością. I ogniskuje się też uwaga całego świata. Sprawa trochę już przebrzmiewa, zebrać się by napisać temat o tym trudno - no ale pomijać tego nie można, za dużo wszystkiego.
Chłopiec który rozwijał się dobrze przez pół roku od narodzin, zaczął swoją wędrówkę po równi pochyłej do piekła - dosłownie i w przenośni - w grudniu 2016 roku, kiedy zaniepokojeni jego stanem rodzice zgłosili się z nim do szpitala Alder Hey w Liverpoolu. Po roku nieudanej terapii lekarze stwierdzili bezradnie że nie znają sposobu na leczenie dziwnych rytmicznych szarpań kończyn i szczęki. Stan wegetatywny, głęboka śpiączka, mózg w 70 proc. zniszczony przez chorobę. 23 kwietnia odłączono go od respiratora, aby sam zmarł, bo ponoć nie da rady oddychać itd. Miał nie przeżyć 3 minut po odłączeniu. A on przed kilka następnych dni żył, dzielnie stawiał opór. Wszystkiemu. Szum medialny, zaangażowania świata, w tym Polaków, przekłamania, cenzura medialna. W samym szpitalu kilkudziesięciu policjantów strzeże, by... nikt nie próbował pomóc dziecku przeżyć. Nie można było go wywieźć ani ze szpitala, ani z Wielkiej Brytanii. Nawet do jego domu. Zakładnik szpitala. Sprawa niemal priorytetowa dla organów Wielkiej Brytanii: to dziecko musi umrzeć!

Kolejne apelacje rodziców chłopca o podtrzymanie go przy życiu były odrzucane przez sąd, argumentujący to tym, że dalsze podtrzymywanie go przy życiu "nie jest to w jego najlepszym interesie", zaś jego dalsze leczenie może być nie tylko "daremne", ale nawet "nieludzkie". Apelację odrzucił też dwukrotnie sam Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Szpital zaapelował o "szacunek dla pracowników, a także pacjentów i ich rodzin w tym trudnym czasie", bo sytuacja "jest ekstremalnie trudna dla wszystkich, których dotyczy. Łamie serca jego rodziców, ale jest też emocjonalnie trudna dla lekarzy i pielęgniarek zajmujących się jego opieką". I absurd największy: Transport do Włoch byłby zagrożeniem dla jego... życia. Chcemy go zabić, ale go nie puścimy, bo transport mógłby go zabić.


A pomóc chciał papież, Włochy przyznały mu swoje obywatelstwo, znalazła się tam też klinika Bambino Gesu w Rzymie, nawet choćby po to tylko, by godnie mógł umrzeć; był już gotowy samolot by go tam przetransportować... Polacy, jako katolicy (co ma tu znaczenie) łącznie z prezydentem, kościołem, działaczami w tej dziedzinie, prawicą czy kibicami Legii oraz oczywiście Polonią brytyjską dołączyli do jego obrońców... Sprawa była przesądzona przez brytyjskie sądy i lekarzy i nic nie mogło go uratować. Prawo jest prawo, cofać się nie można. Litera prawa liberalnego społeczeństwa jest niezachwiana i stoi na straży ludzkiej wolności...

Nikt i nic nie mógł go uratować - rozumiecie to?? Odebrano rodzicom ich najważniejsze prawo względem ich własnych dzieci: prawo do obrony jego życia. Tak nie było chyba nigdy w historii ludzkości. Dzieci zabijano zawsze, czy to na wojnie, czy podczas ludobójstw, podczas skrytobójstw - ale zawsze wbrew obowiązującemu prawu. Nasze nieszczęsne czasy są pierwszymi w dziejach człowieka, kiedy robi się to w majestacie prawa. Lekarze wiedzą lepiej, czy ktoś ma żyć czy nie żyć. I to już nawet nie chodzi o kwestie wiary, pustych kościołów na Zachodzie, panoszącej się wokół lewicowej (liberalnej, marksistowskiej) ideologii, zaniku duszy. Nie był to też pierwszy taki przypadek, były takie dzieci wcześniej, umierają takie dzieci i teraz. I będą. I starcy. I ludzie w wieku produkcyjnym i rozrodczym. Każdy.
To chodzi o coś znacznie większego. To jak doktor Mengele w Auschwitz; na jego skinienie ludzie szli na cierpienie podczas przerażających eksperymentów medycznych, szli na śmierć. Ubezwłasnowolnieni. Mam wrażenie, że cały zachodni świat staje się takim Auschwitz, a my wszyscy jeńcami obozu koncentracyjnego. Tylko teraz warunki są sterylne, mamy dostęp do telewizji, internetu, jesteśmy pachnący, kolorowi, a nasze mieszkania... Robią w gruncie rzeczy za prycze. A w drzwiach pokoju stanie pan doktor ze strzykawką w ręku...

Cywilizacja śmierci. Cóż jest życie!
W tych samych dniach brytyjską prasę obiegły kolorowe zdjęcia z narodzin trzeciego dziecka książęcej pary. Los połączył tych dwoje dzieci. Ale śmierć Alfiego zawsze będzie kłaść się cieniem na szczęściu tamtej pary. Liczyłem że oni, albo królowa brytyjska, zainterweniują. Nic. Nikt. Wszyscy politycy wodę w usta. Niewygodny politycznie. Przesądzone, przeczekamy, jakoś minie. Dwoje dzieci, dwoje różnych dzieci. Ten sam kraj, ten sam kraj!
Precedens? Medialnie tak. Do opinii społecznej dotarło. Tak będzie. Co zrobić. Nic zrobić. Trzeba żyć dalej.
Czy chcecie taki świat?