No i mamy 50/50.
Ja jestem za zlikwidowaniem gimnazjów.
Kiedy dzieciak zostaje w podstawówce, widzi tych samych kolegów, te same nauczycielki na pewno jest mu lepiej. A jak idą do gimnazjów, to akurat się do niego idzie kiedy zaczyna się trudny wiek, albo się zacznie. Wtedy trzeba się jakoś zaprezentować przed nowymi kolegami. W sumie, moja mama twierdzi, że nowi gimnazjaliści się popisują przed starszymi gimnazjalistami i dochodzi do różnych demoralizacji.
Pamiętam gimnazjum i osobiście ja tego nie czułem, ale coś w tym musi być.
To tam jako mały kajtek zacząłem palić szlugi, robiło się kiety, browar, czasem trzeba było wyskoczyć na jakąś solówkę.
A korzystając z okazji opowiem wam jedną sytuację, ale w tej nie uczestniczyłem niestety.

Gościu przyniósł do szkoły spirytus w butelce po jakiejś tam wodzie źródlanej, no i wbijamy na lekcje po dzwonku, historia to była z taką spoko nauczycielką, ale jak chciała to potrafiła złapać za gardziel.
No i ten koleżka podbija do drugiego takiego cwaniaka klasowego i pyta, czy chce się napić wody. W ogóle to nie było podejrzane, ale cwaniak nic nie podejrzewał, no i wziął takie 3 solidne grzdyle, zrobił się czerwony, zaczął się dusić i drzeć na całą klasę, że co to jest w ogóle, co tu się odpier***a.
No a nauczycielka nie była głupia, zabrała im to, powąchała i poszła po największą szmatę w szkole i wcale to nie była taka tam szmatka do podłogi.
No ale skończyło się to tak, że jednego z naganą zabrali rodzice do domu, drugiego też zabrali do domu bo się chłopak trochę wciął, twierdzi że nie jadł śniadania rano, ale i tak wszyscy wiemy że słaby był po prostu.
