Gdzieś w powietrzu nad zachodnimi staniami Ameryki Płn...
- Kurwa, no i na chuj lecieliśmy, sam przecież Yoss mówiłeś, że masz strach przed lataniem! - biadolił Komar nie mogąc pogodzić się z nadchodzącą śmiercią.
- Myślałem, że tak będzie szybciej, bo ze statkami to jednak strasznie dużo pierdolenia się było - mruknął Yossarian - To co, modlitwa, czy może jakieś inne pomysły na ostatnie chwile?
- Na chuj się modlić, i tak trafimy do Piekła - rzekł markotnie Rycho.
- Panowie, patrzcie co znalazłem! - zawołał nagle Szynkacz.
Wszyscy odwrócili i ujrzeli otwarte drzwiczki od schowka, a w nim... spadochrony.
- Oj chuj! - ucieszył się Radzik - Spostrzegawczy jesteś, Szynko!
- A wy wręcz przeciwnie. Przeszukanie samolotu to podstawa podczas lotu - kręcił głową z niedowierzaniem Szynkacz - Że też to ja muszę ratować wam tyłki!
- Super, ale są tylko cztery spadochrony - zauważył przytomnie Pan Szatan.
- No i chuj, starczy. Będziemy skakać po dwóch na jednym, powinny nas utrzymać - stwierdził Radzik - Kurwa panowie, pospieszcie się i zakładajcie ten szajs, bo jesteśmy coraz bliżej ziemi!
Po chwili Dzienis, Rycho, Yoss i Radzik mieli na sobie założone spadochrony. Do Dzienisa przytulił się Szynkacz, do Rycha P.Szatan, do Yossa Komar a do Radzika Ryuq.
- Dobra kurwa, skaczemy! - zarządził RadziQ, po czym otworzył drzwi i wyskoczył, a za nim reszta.
Lecieli jakiś czas w ciszy patrząc na opadający samolot.
- Tylko kurwa bez gejowania - mruknął Szynkacz który był przyciśnięty do Dzienisa.
- Nie jesteś w moim typie - odparł Dzienis, po czym pociągnął za sznurek otwierając spadochron. Reszta userów też pociągnęła sznurki.
- Kurwa panowie, mój spadochron nie chce się otworzyć! - krzyknął Radzik, po czym zaczął znikać z oczu reszcie userów, gdyż pozostałym otworzyły się spadochrony i opadali znacznie wolniej...
- Kurwa Radzik, Ryuq, NIE!!! - krzyknął Yoss - Dolećcie do nas, pomożemy wam!
- Za późno - stwierdził ponuro Rycho3D - Opadają zbyt szybko. Nic nie jest w stanie im pomóc...
Admini PSI zniknęli po chwili wśród chmur. W międzyczasie spadajacy samolot rozpierdolił się o niedalekie skały tworząc epicki wybuch.
- KURWA DLACZEGO?! - Komar miał łzy w oczach.
Reszta ocalałych zbliżała się do ziemi, po czym bezpiecznie wylądowała.
- Szybko, szukajmy ich! - gorączkował się Yossarian przecinając sznurki spadochronu, po czym jął biegać po prerii w poszukiwaniu śladu po Radziku i Ryuku.
- Masz rację, zasłużyli na godny pogrzeb - powiedział Rycho3D.
- Zamknij się, oni na pewno przeżyli! - wkurwił się Grabarz i razem z resztą zaczął przeczesywać pobliski teren w pobliżu kilku kilometrów. Szukali ich aż do wieczora, dopiero gdy się ściemniło rozpalili ognisko i przysiedli by odpocząć z markotnymi minami...
- To dziwne - przerwał ciszę Pan Szatan - Musieli spaść w tym obszarze gdzie szukaliśmy. Nigdzie nie ma śladu po nich albo po ich ciałach.
- Kurwa, muszą gdzieś tu być! - nie tracił nadziei Yoss.
- Jutro rano wznowimy poszukiwania. Teraz odpocznijmy - oznajmił Dzienis i tak zrobili.
Przez kilka następnych dni przeszukali ogromny teren dookoła. W jednej z opuszczonych chat Rycho znalazł mapę, zgodnie z jej wskazówkami byli gdzieś w zachodniej Nevadzie.
- Panowie, starczy - stwierdził któregoś dnia Pan Szatan - Musimy iść dalej. Tutaj nie ma zapasów i jest niebezpiecznie. Niestety, nie znajdziemy naszych adminów...
- Chyba masz rację... - odparł Komar - Yoss, musimy iść. Nie jesteśmy w stanie im pomóc...
Yoss stał i milczał paląc papierosa. W końcu rzucił niedopałek na piasek pustyni i powoli dołączył do pozostałej piątki userów, po czym udali się w kierunku wschodnim.
Radzika i Ryuqa nigdy nie odnaleziono...
Kilkanaście dni później...
Yoss, Komar, Rycho, Dzienis, Pan Szatan i Szynkacz szli nadal w kierunku Cape Canaveral na Florydzie. Byli wycieńczeni, głodni i wściekli. Stracili adminów, a sytuacja była niewesoła. Nie mieli środka transportu, a Ameryka była wyludnionym post-atomowym pustkowiem, po tym jak wdała się w wojnę atomową z Chinami. Wojna ta trwała w czasie gdy userzy byli na farmie Dzienisa i nawet nie mieli o niej pojęcia. Po drodze minęli też szczątki Tucson i RWS, które eksplodowało podczas zabawy Vince'a z wyrzutnią atomówek w sezonie drugim. Ciężko było o jedzenie, alkohol, broń i amunicję.
- Daleko jeszcze? - zapytał zmęczony Szynkacz.
- Tak, daleko kurwa - odparł poirytowany Dzienis.
- Mam kurwa dość - oznajmił Rycho i usiadł - Jestem już za stary na takie podróże. Muszę odpocząć.
- Dobra, odpoczniemy - powiedział Yossarian - Tam jest jakieś miasteczko. Musimy znaleźć więcej zapasów i wyspać się.
I tak zrobili. W miasteczku w końcu udało im się nawet znaleźć jakąś zdezelowaną wciąż jeżdżącą furgonetkę z zapasem paliwa, dzięki czemu ich podróż nieco przyspieszyła. Ostatecznie po kolejnych kilku dniach udało im się dotrzeć na Florydę.
- Cape Canaveral... - wystękał Komar widząc napis na ogrodzonej drutem kolczastym bazie NASA.
- W końcu - powiedział Yoss - Dajcie mi kurwa obcęgi.
Grabarz przeciął drut, po czym wszyscy weszli do środka bazy. Ich oczom ukazał się wielki w chuj wahadłowiec.
- Kurwa, wygląda zajebiście! - po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnął się Yoss, a wraz z nim reszta userów - Teraz tylko pytanie w jaki sposób tym polecimy.
- A kto powiedział, że polecicie? - odezwał się nagle jakiś głos za nimi po angielsku.
- Kurwa, kto to? - Yossarian obrócił się i zbaraniał gdy zobaczył postaci stojące do tej pory w ukryciu, po czym również po angielsku odezwał się do nich:
- Kurwa, przecież to...
c.d.n.
(następny odcinek będzie już na pewno ostatni XD)