Niedawno, na imieninach brata, zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu upić whisky. Wcześniej mój kontakt z tym trunkiem ograniczał się do sporadycznych drinków na jakiejś imprezce, nigdy się tym nie upadlałem. Zawsze mnie odrzuca zapach tego trunku, który łudząco przypomina smród zwykłego, domowego bimbru. No i na czysto smak też nie zachwyca. Ale pita z colą i lodem jest przełkliwa, a im więcej we krwi, tym lepiej smakuje. Tak więc po prostu zwyczajnie się upiłem (nie do utraty świadomości, ale dość poważnie) i jakież było moje zdziwienie, kiedy rano obudziłem się zupełnie zdrowy, w ogóle nie czułem, że w nocy piłem. Dla odmiany dzień później załatwiłem się z kumplami browarami. Myślałem, że kac mnie zabije.
Co do piw na kaca stanowczo odradzam Warkę Strong. Nie ma nic gorszego, brrrr...