Skoro ja mogę pisać to czemu nie wszyscy? Każdy może tutaj opisać swoją akcję z gry. Istny wycinek gameplaya.Olga pisze:Myślę że powinieneś Miniu pisać opowiadania o Postalu, bo ci to fajnie idzie
Kilka zasad:
1. Zabronione są krótkie historyjki, które zaśmiecałyby temat. Jak długie mają być posty? Względnie długie, byle nie krótkie.
2. Opisujemy zdarzenia i sytuacje, które spotkały nas, albo których byliśmy świadkami w grze. Nie zmyślamy.
3. Informacje takie jak nazwy broni czy map warto umieścić przed lub po. Niezbyt klimatycznie brzmi: "Przeszedłem wtedy na mapę suburbs-3 i wyciągnąłem strzelbę z DarkPS".
4. Komentarze i opinie innych użytkowników są dozwolone, a nawet pożądane.
5. To tyle!
Mapa suburbs-2. Włączony kod ArmednDangerous.
Wystartowałem przed posterunkiem. Co najśmieszniejsze, nawet nie pamiętam jak się tam znalazłem. Może byłem przesłuchiwany? Moją uwagę od razu zwrócili przechodnie. Wydawali się jacyś nerwowi. Z daleka dobiegały odgłosy strzałów i krzyki. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Nie wiem jak to się stało, ale jedyną bronią, jaką miałem był młot i pulsująca, świecąca kula. Nie miałem pojęcia czym był ten wynalazek, więc postanowiłem, że w razie czego użyję broni białej. Ci przechodnie byli jacyś dziwni. Rządni krwi i przemocy, wydawali się niebezpieczni. Postanowiłem, że nie będę im wchodził w drogę. Przykucnąłem i zacząłem powoli się skradać. Wyszedłem poza teren posterunku i trzymając się muru brnąłem przed siebie.
"Hej, coś ty za jeden?!" - mogłem się tego spodziewać. Zauważyli mnie, a jeden z nich już wyciągał broń. Cały mój plan wziął w łeb. Trzeba będzie przejść innym sposobem. Nie pamiętam, czy wcześniej stosowałem przemoc, ale przecież w tym przypadku to obrona konieczna. Wóz, albo przewóz. Zabiję, albo dam się zabić. Bez zastanowienia uniosłem w górę potężny młot i z ogromnym impetem roztrzaskałem głowę przeciwnika. Tylko, czy on na pewno był moim przeciwnikiem? Moim wrogiem? Może się bronił? Być może coś mu kazało mnie zabić? Myśl ta nie zdążyła na długi czas zagościć w mojej głowie, gdyż kilka chwil później rozwaliłem kolejną głowę. Nie wiem czemu, ale miałem wrażenie, jakby wszystko to się działo w zwolnionym tempie. Moment od uniesienia młota do zadania ciosu wydawał się być wiecznością. Gdy dosięgałem celu, a czaszka roztrzaskiwała się na kawałki odsłaniając mózg, czułem się naprawdę dziwnie. Mógłbym przysiąc, że nigdy tak się nie czułem. Nie pamiętałem kim byłem, jak się tutaj znalazłem oraz co robiłem wcześniej. Po prostu zabijałem.
Próbowałem się usprawiedliwić tylko przez chwilę, po pierwszym ciosie. Potem nie myślałem już o niczym. Czułem narastające napięcie i, aż boję dopuścić to do myśli, podniecenie. Jakiś rodzaj ulgi. Jakby zabójstwo było dla mnie czymś ważnym. Czymś, co daje mi siłę i moc. Po rozbiciu czterech głów dotarłem do hotelu. Jak nie łatwo się domyślić, recepcjonista nie spodziewał się, że ktoś jeszcze będzie chciał wynająć pokój, więc postanowił mnie po prostu rozwalić dwururką. Bezpośredni cios nie zdałby rezultatu. Facet był za daleko. Zamachnąłem się i rzuciłem młotem. Włożyłem w to całą swą siłę i złość. Byłem szczęściarzem, bo trafiłem go zanim ten zdążył wystrzelić. Zignorowałem jego ciało. Zupełnie nie obchodziła mnie jego roztrzaskana głowa, ani kałuża krwi. Po prostu podniosłem jego broń. Dwa naboje. Jeden strzał. Wtem za moimi plecami pojawił się przechodzień. Strzeliłem. Byłem dużo szybszy. Zabrałem jego broń i udałem się wgłąb hotelu. Z Tommy Gunem, dumą Ameryki, wparowałem do pokoju hotelowego. Zaskoczyłem tych, którzy tam się znajdowali, bo nawet nie zdążyli wyjąć broni, a już byli martwi. Kolejny pokój, kolejne ofiary. Robiłem użytek z broni, które zostawiali. I tak nie będą już ich potrzebować.
Jeszcze jeden! Dużo naboi w magazynku. Opuszczałem poprzedni pokój, gdy kątem oka dostrzegłem kobietę z rewolwerem. Ona też mnie zobaczyła i oboje - niczym w odbiciu lustrzanym - szybkim krokiem wycofaliśmy się za drzwi. Drzwi. Czym są drzwi? Nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałem. Teraz zaś drzwi miały dla mnie znaczenie większe niż kiedykolwiek. Stanowiły osłonę. Czekałem przez długi czas cierpliwie, ale wątpiłem w to, że wyjdzie wprost pod moją lufę. Ostrożnie wyjrzałem zza mojej zasłony. Czysto. Zacząłem ostrożnie zbliżać się do pokoju, w którym najprawdopodobniej się znajdowała. Wejść czy nie? Raz kozie śmierć! Z ogromnym impetem wszedłem do pokoju. Była tam? No, jasne, że tak! Nie była na tyle mądra, aby zostawić na mnie pułapkę, ale też nie na tyle głupia, aby opuszczać broń. I tak staliśmy naprzeciw siebie w hotelowym pokoju. No, kto będzie szybszy?
CDN.