Z pamiętnika psychopaty, czyli nasze historie o Postalu

Rozmowy o P2: Share the Pain i podstawowym Postalu 2.
Obrazek

Moderatorzy: Moderatorzy, Admini

Awatar użytkownika
Mr Minio
Redaktor
Redaktor
Posty: 7035
Rejestracja: 16 wrz 2007, 14:24

17 wrz 2012, 20:21

W tym temacie Olga napisała:
Olga pisze:Myślę że powinieneś Miniu pisać opowiadania o Postalu, bo ci to fajnie idzie
Skoro ja mogę pisać to czemu nie wszyscy? Każdy może tutaj opisać swoją akcję z gry. Istny wycinek gameplaya.

Kilka zasad:
1. Zabronione są krótkie historyjki, które zaśmiecałyby temat. Jak długie mają być posty? Względnie długie, byle nie krótkie.
2. Opisujemy zdarzenia i sytuacje, które spotkały nas, albo których byliśmy świadkami w grze. Nie zmyślamy.
3. Informacje takie jak nazwy broni czy map warto umieścić przed lub po. Niezbyt klimatycznie brzmi: "Przeszedłem wtedy na mapę suburbs-3 i wyciągnąłem strzelbę z DarkPS".
4. Komentarze i opinie innych użytkowników są dozwolone, a nawet pożądane.
5. To tyle! :)

Mapa suburbs-2. Włączony kod ArmednDangerous.

Wystartowałem przed posterunkiem. Co najśmieszniejsze, nawet nie pamiętam jak się tam znalazłem. Może byłem przesłuchiwany? Moją uwagę od razu zwrócili przechodnie. Wydawali się jacyś nerwowi. Z daleka dobiegały odgłosy strzałów i krzyki. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Nie wiem jak to się stało, ale jedyną bronią, jaką miałem był młot i pulsująca, świecąca kula. Nie miałem pojęcia czym był ten wynalazek, więc postanowiłem, że w razie czego użyję broni białej. Ci przechodnie byli jacyś dziwni. Rządni krwi i przemocy, wydawali się niebezpieczni. Postanowiłem, że nie będę im wchodził w drogę. Przykucnąłem i zacząłem powoli się skradać. Wyszedłem poza teren posterunku i trzymając się muru brnąłem przed siebie.

"Hej, coś ty za jeden?!" - mogłem się tego spodziewać. Zauważyli mnie, a jeden z nich już wyciągał broń. Cały mój plan wziął w łeb. Trzeba będzie przejść innym sposobem. Nie pamiętam, czy wcześniej stosowałem przemoc, ale przecież w tym przypadku to obrona konieczna. Wóz, albo przewóz. Zabiję, albo dam się zabić. Bez zastanowienia uniosłem w górę potężny młot i z ogromnym impetem roztrzaskałem głowę przeciwnika. Tylko, czy on na pewno był moim przeciwnikiem? Moim wrogiem? Może się bronił? Być może coś mu kazało mnie zabić? Myśl ta nie zdążyła na długi czas zagościć w mojej głowie, gdyż kilka chwil później rozwaliłem kolejną głowę. Nie wiem czemu, ale miałem wrażenie, jakby wszystko to się działo w zwolnionym tempie. Moment od uniesienia młota do zadania ciosu wydawał się być wiecznością. Gdy dosięgałem celu, a czaszka roztrzaskiwała się na kawałki odsłaniając mózg, czułem się naprawdę dziwnie. Mógłbym przysiąc, że nigdy tak się nie czułem. Nie pamiętałem kim byłem, jak się tutaj znalazłem oraz co robiłem wcześniej. Po prostu zabijałem.

Próbowałem się usprawiedliwić tylko przez chwilę, po pierwszym ciosie. Potem nie myślałem już o niczym. Czułem narastające napięcie i, aż boję dopuścić to do myśli, podniecenie. Jakiś rodzaj ulgi. Jakby zabójstwo było dla mnie czymś ważnym. Czymś, co daje mi siłę i moc. Po rozbiciu czterech głów dotarłem do hotelu. Jak nie łatwo się domyślić, recepcjonista nie spodziewał się, że ktoś jeszcze będzie chciał wynająć pokój, więc postanowił mnie po prostu rozwalić dwururką. Bezpośredni cios nie zdałby rezultatu. Facet był za daleko. Zamachnąłem się i rzuciłem młotem. Włożyłem w to całą swą siłę i złość. Byłem szczęściarzem, bo trafiłem go zanim ten zdążył wystrzelić. Zignorowałem jego ciało. Zupełnie nie obchodziła mnie jego roztrzaskana głowa, ani kałuża krwi. Po prostu podniosłem jego broń. Dwa naboje. Jeden strzał. Wtem za moimi plecami pojawił się przechodzień. Strzeliłem. Byłem dużo szybszy. Zabrałem jego broń i udałem się wgłąb hotelu. Z Tommy Gunem, dumą Ameryki, wparowałem do pokoju hotelowego. Zaskoczyłem tych, którzy tam się znajdowali, bo nawet nie zdążyli wyjąć broni, a już byli martwi. Kolejny pokój, kolejne ofiary. Robiłem użytek z broni, które zostawiali. I tak nie będą już ich potrzebować.

Jeszcze jeden! Dużo naboi w magazynku. Opuszczałem poprzedni pokój, gdy kątem oka dostrzegłem kobietę z rewolwerem. Ona też mnie zobaczyła i oboje - niczym w odbiciu lustrzanym - szybkim krokiem wycofaliśmy się za drzwi. Drzwi. Czym są drzwi? Nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałem. Teraz zaś drzwi miały dla mnie znaczenie większe niż kiedykolwiek. Stanowiły osłonę. Czekałem przez długi czas cierpliwie, ale wątpiłem w to, że wyjdzie wprost pod moją lufę. Ostrożnie wyjrzałem zza mojej zasłony. Czysto. Zacząłem ostrożnie zbliżać się do pokoju, w którym najprawdopodobniej się znajdowała. Wejść czy nie? Raz kozie śmierć! Z ogromnym impetem wszedłem do pokoju. Była tam? No, jasne, że tak! Nie była na tyle mądra, aby zostawić na mnie pułapkę, ale też nie na tyle głupia, aby opuszczać broń. I tak staliśmy naprzeciw siebie w hotelowym pokoju. No, kto będzie szybszy?

CDN.
Ostatnio zmieniony 19 wrz 2012, 13:09 przez Mr Minio, łącznie zmieniany 1 raz.


"Are the hills going to march off?
Will heaven fall upon us?
Will the Earth open under us?
We don't know. We don't know, for a total eclipse has come upon us..."
Awatar użytkownika
Zaver
Wytrenowany morderca
Wytrenowany morderca
Posty: 1743
Rejestracja: 14 lip 2012, 23:09

06 paź 2012, 22:32

Mapa: ToraBora i prowadząca do niej Underhub - na normalnym P2 (bez modów, kodów ani zapisów oprócz automatycznych zapisów z przejść pomiędzy poziomami)

Wystartowałem jakby nigdy nic radośnie. To był piątek, dzień odbierania wybuchającej paczki i radosnej impry u wujcia. Nie wszystko oczywiście było jak chciałem. Zdecydowałem, że przed imprą u wujcia, potrzebna mi spektakularna broń. Od razu pomyślałem o wyrzutni bomb biologicznych czyli innymi słowy WMD. "Dziś SWAT' y będą gryźli ziemie" - pomyślałem. Zabrałem więc ostatnie z dachu przyczepy

Ok, gdy wszedłem pod ziemię, napotkałem gromadkę nieprzyjacielskich talibów. Na powitane przyniosłem im pyszną wódkę (miałem nadzieję, że nie pomyliłem z benzyną) oraz szmatę na wierzchu, by wódka się nie wylała. Słyszałem, że przed moim ujawnieniem się śpiewali "Sto Lat" (tak mi się wydawało), więc podpaliłem szmatę oraz rzuciłem im do potrzymania, żeby talib zdmuchnął świeczkę, zobaczyli jaki ma smak i zaprzyjaźnili się ze mną. Niestety, gdy wszedłem na górę, oni się się palili (dziwne...). Czyli jednak pomyliłem się i wziąłem nie tą butelkę. Widzący to talib podbiegł do mnie, i zaczął mnie naparzać pałką policjanta. Widząc to, wiedziałem, że nie są skłonni do przyjaźni. Wyciągnąłem więc starego, dobrego shotguna i strzeliłem talibowi prosto w łeb. "Zdaje się, że mój pan wziął w łeb" - powiedziałem.

Zdaje się że to ich zdenerwowało. Gdy z pokoju wyszło jeszcze z 6 talibów, zacząłem się niepokoić. Wyskoczyłem za barierkę w locie zabijając jednego taliba z M4. W tym czasie, zdążyło dojść jeszcze kilku talibów. Jednak poradziłem sobie z nimi. Teraz przyszedł czas na czerwonych (talibów - przywódców). Jeden cep z rakietnicą zaczął do mnie strzelać jakby nigdy nic. W jednym momencie spostrzegłem, że leci na mnie 5 rakiet. Lecz zestrzeliłem je moim glockiem. Szósta nawet nie zdążyła wystartować, i wybuchła w jego lufie prosto w twarz. Oczywiście wypadło mi takich 3 czerwonych i z 10 normalnych z MCzwórkami. Zacząłem im posyłać strumienie kul mojej połyskującej shaderem M4. Gdy wyszedłem na górę, kolejni idioci zaczęli mnie rzucać koktajlami mołotova. To przelało czarę. Gdy porozwalałem wszystkich talibów i doszedłem to triggera otwierającego drzwi a inaczej systemu otwierania drzwi do Tora Bora. Strzeliłem w triggera (w zabezpieczenie), drzwi otworzyły się a zza nich wyskoczyło z 13 talibów. Szli po mnie na górę, więc wyrolowałem tych frajerów przeskakując barierkę, tym samym spadając do radioaktywnego jeziorka. Gdy już spieprzyłem tym kretynom, pozabijałem talibów spadających z rur w wyburzonym mini - miasteczku, przeszedłem do krainy rur i radioaktywnej przepaści. Oczywiście na drodze spotykały mnie nie tylko złe rzeczy. Wstąpiłem do tajnej skrytki za wodospadem, gdzie znajdowała się kamizelka kuloodporna 200. Gdy szedłem więc do drabiny (w korytarzu z widokiem na przepaść) wypadło mi z 7 talibów - jeden z wyrzutnią rakiet. Zaczęła się walka. Zacząłem niczym Killer, zabijać, plądrować i siać postrach w niepokonanej, 7 - osobowej armii talibów. Było ciężko. Zauważyłem, że talib - rakietnica schował się za flankę. Zanim się obejrzałem ten kretyn strzelił w ścianę i rozwalił siebie oraz pozostałych talibów. Spokojnie mogłem porozwalać talibów na rurach i przejść do Tora Bora.

Ok, wchodzę jak ten kretyn przez jakąś rurę do krainy talibów... (?). Wyciągnąłem snajperkę i sadzę heada za headem dopóki jakiś jebnięty talib mnie nie zobaczył i nie zwołał na mnie swoich kumpli idiotów - samobójców. Gdy uśmierciłem i wrzuciłem w głęboki rów psychotycznych talibów, poszedłem do jaskini gdzie pełno taliban' ów jest. Spokojnie przechodziłem etapy, jaskinie, gdzie przedzieramy się przez kratkę wentylacyjną; ponownie jaskinie pełne talibów, skał (po których musisz skakać i bum box z którego leci muzyka z Lucky Ganesh); znowu jaskinie, w których jest elektrownia, naukowcy oraz powywalane rury; kolejne jaskinie, gdzie przedzieramy się przez kratkę wentylacyjną, kolejne, ponowne jaskinie które już się kończą. Tak doszliśmy do ostatniej jaskini: fali talibów i broni biologicznej WMD! Trzeba pokonać dziesiątki wrogów... Oj, to nie będzie łatwe

Po chwili zobaczyłem tego frajera, który otwiera skrzynkę. Kretyn chciał mnie zestrzelić z WMD. Jednak przechytrzyłem go zasłaniając się wrogami. Talib - idiota strzelił do swoich sprzymierzeńców. Gdy rakieta wybuchła, mogłem wyskoczyć zza ściany jak rambo z połyskującym glockiem. Chwilę po tym wydarzeniu, krew taliba skalała ścianę. Wszędzie roiły się szczątki bezgłowych ciał. Myślałem że to koniec wojny. Spokojnie więc wróciłem do poprzedniego etapu.

Ochoczo wracając na kolejne misje, zauważyłem taliba stojącego przede mną. Wyciągnąłem z za pleców łopatę i walnąłem go prosto w tył głowy. Jego ciało oddzielone od czaszki, spadło w głęboką, radioaktywną przepaść. Zanim zdążyłem się odwrócić, szybka rakieta taliba - samobójcy sprzątnęła mnie z rury. I tak oto dobiega koniec mej historii. Ten talib samobójca miał farta, za drugim razem nie będzie tak fajnie. Pojawiłem się oto więc na auto zapisie i sprzątnąłem tak oto tego taliba. Mogłem spokojnie wrócić do swoich psychopatycznych zadań.

KONIEC!

EDIT: Poprawiłem niepotrzebne błędy, by lepiej innym się czytało (postaram się ograniczać tylko do słownika potocznego i (rzadko) nie znaczących, lekkich wulgaryzmów :D). Następnym razem postaram się pisać jeszcze więcej :D.
Ostatnio zmieniony 07 paź 2012, 11:53 przez Zaver, łącznie zmieniany 1 raz.


Awatar użytkownika
Mr Minio
Redaktor
Redaktor
Posty: 7035
Rejestracja: 16 wrz 2007, 14:24

07 paź 2012, 10:44

Całkiem nieźle, ZigHorDude, ale mam kilka uwag:
1. Niepotrzebnie używasz wulgaryzmów. Nie wiem jak innym, ale mi trochę psuje to przyjemność czytania.
2. Informacje typu "Tora Bora - zaczątek (ładowanie)" również niepotrzebne, tak samo jak wyrażenia typu 'zespawnowali'. Piszesz opowiadanie, które jest co prawda relacją z gry, ale ma być pisane w taki sposób, jakby było czymś zupełnie odrębnym. Wyrażenia typu "Lecz jak wiemy wszystko co znika, musi się ze spawnować." psują cały klimat, który starałeś się budować w poprzednich zdaniach.
3. To tyle narzekania. Pisz więcej! :D


"Are the hills going to march off?
Will heaven fall upon us?
Will the Earth open under us?
We don't know. We don't know, for a total eclipse has come upon us..."
Awatar użytkownika
Tiquill
V.I.P.
V.I.P.
Posty: 14479
Rejestracja: 25 sty 2007, 02:00
Lokalizacja: z naprzeciwka
Postawił piwo: 1 raz
Otrzymał  piwo: 1 raz
Kontakt:

09 paź 2012, 15:36

Dobrze się to czyta, panowie. :ok: ZigHorDude, podzielam uwagi Mr Minia, i dodam też swoją: "Widzący to talib podbiegł do mnie, i zaczął mnie naparzać pałką policjanta. Widząc to" czy ""Zdaje się, że mój pan wziął w łeb" - powiedziałem. Zdaje się" - unikaj takich powtórek. ;) Jakkolwiek bądź jest to kawałek dobrej i pracochłonnej roboty. Spróbowałem swoich sił i powiem, że nie jest łatwo prowadzić grę, tak, by to wyszło na opowieść godną prezentacji w formie opowieści. I sądzę, Mr Minio, że trochę edycji wydarzeń z gry się przyda. Tak jak w poniższej opowieści usunąłem wątek z kosą, całkiem mi niepotrzebny. Acha, możemy tytułować swoje opowiadania, jeśli taki tytuł mamy, co?

Na krawędzi.

Ciężki smród stęchlizny, fekalii i czego jeszcze ta parszywa ziemia miała odbierał mi dech. Obrzydliwość! Nad głową równie obrzydliwie kapało, jakby gówno w klopie. Kanał. Szybko wyjść i zapomnieć. Ale to było tutaj najlepsze miejsce, by zdjąć po cichu goniących mnie wsiórów i ukryć ich ciała. Gdzie się ruszysz, każdy życzy ci śmierci albo prowokuje do tejże. Czy więc można stale odmawiać? Cholera, nie sprawdzałem, pokojowy to ja mam tylko barek w przyczepie, ale nie charakter. Opuściłem to cuchnące miejsce. "No parking" - wieściła tabliczka nad kanałem. Kto ci, kurna, tutaj zaparkuje, idioto? - spojrzałem w górę, w okno domu nad kanałem. Chodź, tu, kici-kici - wołał ktoś nade mną swojego pupila. Śpiewały ptaki, był ciepły słoneczny dzień. Odetchnąłem głęboko świeżym powietrzem. No nie, chce się żyć. Zerknąłem jeszcze raz w stronę kanału i splunąłem na myśl o pływających w gnojówie ciołkach.

Zatrzymałem się na rogu budynku i szybko cofnąłem. Jakiś SWAT rozwalił właśnie jakąś laskę. W biały dzień. Więc nie tylko ja tutaj morduję. Czy jemu ktoś na to pozwolił? No, co to ma być? SWATiak zmierzył mnie wzrokiem, zawrócił na pięcie i poszedł w przeciwną stronę. Gdzieś ujadał pies. Ktoś schodził po pobliskich schodach. Ciało kobiety niespodziewanie wtopiło się w otoczenie i nie zostało przez nikogo dostrzeżone. Obojętność ma tu niebywałą skalę, pomyślałem sobie. Ruszyłem i ja po schodach, wąskich i poskręcanych, ku górze. Pora do roboty. Nagle gdzieś poszła szyba, rozległ się kobiecy krzyk. Zza zakrętu wybiegło dwóch żołnierzy SWAT. Rozejrzeli się dookoła nerwowo, ale strzały się nie powtórzyły. Tylko kobieta nadal krzyczała.

Wszedłem do pobliskiego domu. Miałem tam spotkać się z pewnym gostkiem. Zamówił u mnie parę gramów ołowiu i trzeba było zlecenie zrealizować. Wszedłem do środka. Ale już od drzwi widzę, że zamówienie zrealizował ktoś inny. Sięgnąłem po moją berettę z tłumikiem i lunetką. Krok do przodu i zza rogu:
- Tego mi nie zrobicie!
Upadł shotgun, upadł protestant. Potem jego partnerka. Przed trzecim napastnikiem cofnąłem się. Za plecami usłyszałem hałas. Kątem oka dostrzegłem otwierane drzwi. Przywarłem do ściany i strzeliłem prosto w zamaskowany ryj SWATiaka. Nagle poczułem ból w boku. To drugi żołnierz raził do mnie tuż zza progu otwartych drzwi. Na drugą stronę drzwi! Trzeci protestant posłał do mnie śrut z shotguna, chybił. Padł pod moim strzałem. Tamten SWAT wbiegł już do domu i wywalił do mnie z M16. Nie trafił! Padł ryjem wprost na pobliską ścianę. Rozejrzałem się, cisza. Podszedłem do ciała grubasa, jeszcze ciepłe. Co on właściwie robił w domu zajętym przez protestantów? Nie pora o tym myśleć, zadanie wykonałem. Nie miałem już tu co robić, a spotykać innych mieszkańców tego domu nie chciałem. Nie teraz.

Ledwo otworzyłem wyjściowe drzwi, szybko je zamknąłem. Ku mnie gnało trzech brązowych gliniarzy. Stanąłem przy oknie i kiedy oni wbiegli do środka, ja kopniakiem rozbiłem szybę i wyskoczyłem pośród trzasku odłamków szkła na ulicę. Szybka ocena sytuacji. Murek, dom, wąskie przejście - tam! Nie, już stamtąd biegnie kolejny brąz, a za nim wsiór z kosą. Cofnąłem się i szybko wbiegłem na drugą stroną murku, wskakując na wzniesienie. Po lewo teren opadał coraz niżej, dobiegłem do krańca. Gliniarze nie ruszyli za mną, tylko strzelali z oddali, wsiór przepadł. OK, jestem na dość bezpieczną odległość, mogę ocenić swoją sytuację. Stoję na wysokiej skarpie, za mną mur, po lewo jedyne dojście do mnie, stamtąd też strzały. W dole zaś spokój, nikt nie jest zainteresowany strzelaniną. Jak ja lubię to chore miasto! Stan mojego arsenału? 7 kul w mojej beretcie, 1 granat i nóż. I dwa pączki, dobre były. Kucnąłem i przymierzyłem się. Cicho i nie marnując amunicji. Tłumik i lunetkę powinni montować do każdej broni, hehe. Zostało 3 kule i 4 trupy gliniarzy. I cisza. Odsunąłem od oka broń i...

Oż w mordę! Poniżej stoi kilku miejscowych - każdy mierzy do mnie. Skąd oni się nagle do cholery wzięli! Jeden ich strzał, drugi. Chybiają, ale w końcu trafią. Zrozumiałem swoje położenie - na tej skarpie stałem pd tym murkiem jak obiekt na strzelnicy. Murek stał się moją ścianą straceń! Co za głupi błąd. O, nie! Nie weźmiecie mnie żywcem! Kucnąłem i przywarłem w kąt. Co robić? Rozejrzałem się nerwowo po okolicy. Rura! Gazowy rurociąg biegł wzdłuż drogi niczym barierka. Jeden strzał i - BUM! Gorący wiatr omiótł moją twarz. Co za piękna eksplozja. Zaraz też poszedł w górę stojący tam samochód. Feeria eksplozji, ognia, dymu, wzbitych w górę przedmiotów, tłuczonych szyb, krzyku. Dlaczego to tak krótko trwa? Wszyscy zaczęli płonąć. Mmm, pachnie jak kurczak! Takie rzeczy lubię najbardziej, hehehe. Popatrzę sobie...

Radość ma trwała krótko, znów poszło nie tak! Na miejsce poparzonych przybiegli, pewno zwabieni eksplozją, następni. I to szybko! Kogo tam nie było. SWAT, gliny, wsióry, mieszkańcy, nawet talibowie! Wszystkie zło tego świata sprzymierzyło się przeciw mnie. A ja poczułem się jak zwierzę w cyrkowej klatce, na które gapi się cała gawiedź. I zaczyna strzelać, jak do przepiórek. A żeby was! Zamiast pozbyć się kłopotu, tylko go roznieciłem! Zastanawiałem się gorączkowo, jakim sposobem pozbyć się tych pajaców. Gaz drugi raz nie wybuchnie. To złe miasto jest, wszyscy uzbrojeni! A każdy obrał sobie mnie za cel swoich strzałów. Nie tak miało być, ale kicha. Podchodzili do skarpy coraz bliżej, kule świszczały mi koło ucha. W końcu jakaś mnie dosięgnie, dopadną mnie. W mordę! Wtem widzę wsióra, który biegnie do mnie z kosą. Wzdłuż murku, po skarpie! Wdrapał się, cholerny eksplorator. O, nie, nie dam się pochlastać przez ciurę! Padł, a mnie pozostała jedna kula. A jego śladem biegli już następni. Było już bardzo źle. Uciec nie ma jak. Tylko skoczyć tłumowi na łby. Łby? Dobra, jak odejść, to z klasą.

Mam granat. Odbezpieczyłem i zamachnąłem się. Pozostało skoczyć tuż po eksplozji i wykorzystać moment ogłuszenia przeciwników. Jak daleko odbiegnę, nim w plecach zrobią mi dziurę? Sprawdźmy...

CDN
Ostatnio zmieniony 09 paź 2012, 17:09 przez Tiquill, łącznie zmieniany 3 razy.


Zawsze jest ryzyko, że wyczerpałeś już limit dobrych dni i czeka cię już tylko samo zło...
Obrazek
ODPOWIEDZ