"Internety" to
buszyzm. Bush w 2000 roku dowalił anegdotką, że widział coś na "internetach" (on the Internets) i ludzie zrobili z tego taką chwytliwą gadkę. Coś jak "twoja stara", albo "ale urwał". Taki mem.
W zasadzie jest coś takiego jak "internety", jeśli jest mowa o kilku małych sieciach podobnych do LANu (a nawet i o LANie, jeśli się nie mylę - ale wydaje mi się, że to musi być jednak znacząco duży LAN, gdzie obydwie sieci są oddzielone w taki sposób, że dostęp do drugiej jest możliwy tylko przez jeden terminal - jak ten terminal pada, to jedna sieć jest całkowicie odcięta od drugiej), wtedy jest to jeden, mały internet (z wielu innych) i takie określenie jest poprawne i obecne w żargonie technicznym. Jednak faktycznie, gdy mówi się o Internecie jako o ogólnej sieci szerokopasmowej, to Internet jest tylko i wyłącznie jeden.
Może zauważyliście, że często jak piszę o Internecie, to piszę "Internet" z dużej litery, jakby to była nazwa własna (w sumie to jest). Robię to z przyzwyczajenia, takiej hiperpoprawności, bo mnie kolega-informatyk nauczył, bo on właśnie odróżniał "internety" od "Internetu".