czytałem opowiadanie Stephena Kinga "Ballada o celnym strzale". Historia pisarza, który cierpi na niemoc artystyczną. W końcu udało mu się napisać opowiadanie, o pewnym szaleńcu, który coraz bardziej popadał w psychozę. Opowiadanie bardzo się spodobało redaktorowi pisma, które miało swój kącik artystyczny. Redaktor chciał zamieścić opowiadanie w gazecie, ale naczelnik się nie zgodził. Kącik miał zniknąć z gazety, a szło Boże Narodzenie i nie chcieli dawać tak depresyjnego utworu na święta. Redaktor korespondując z pisarzem dowiedział się, że pisarz wierzy w małe ludziki, fornity, które jeśli dają natchnienie. Pisarz pielęgnował swego fornita, aby ten dawał mu wenę. Uważał, że wszyscy na około sa agentami rządowymi chcącymi zabić jego fornita. Redaktor przypadkiem się władował i pisarz myślał, że redaktor również ma swojego fornita. Żona pisarza powiedziała redaktorowi, żeby kontynuował to oszustwo i utwierdzał pisarza w tym przekonaniu, ponieważ dzięki temu był on szczęsliwy. Po pewnym czasie redaktor, który pił dużo również zaczyna widzieć fornita. Obj pogrążali się w tym coraz bardziej. Potem pisarz jest świadkiem, jak syn gosposi pistoletem-zabawką morduje jego fornita. Żona pisarza twierdzi, że widziała małą rączkę lezącą bezwładnie w maszynie do pisania. Pisarz odbiera sobie życie. Redaktor trafia do zakładu zamkniętego. Później wychodzi, ale nigdy nie przestaje wierzyć to co widział.
Najlepszym przykładem przemiany zwykłego człowieka w groźnego psychopatę będzie nasz ulubieniec - Koleś. Człowiek nieszczęśliwy, zrzędząca żona, utrata pracy. Te wszystkie wypadki, które mu się przytrafiały zmieniły go. Jak napisał na swoim blogu Kimveer Gill: "Koleś z Postala był nieszczęśliwy, zanim został wściekłym psycholem, tego nigdy nie usłyszeliśmy w grze. Był normalnym człowiekiem, dopóki świat tak go nie zmienił". Z tym poglądem całkowicie się zgadzam. Jeśli jesteśmy otoczeni przez wariatów w końcu sami zwariujemy. Taki los spotkał naszego Kolesia. On jednak nie załamał się, nie palną sobie w łeb. Chwycił za broń i poszedł na ulicę odpłacać dobrym za nadobne.
Kolejny przykład to D-Fens z filmu "Upadek". Człowiek chcący odwiedzić byłą żonę i córkę napotyka na swej drodze same trudności. Korki, gang, świetna obsługa w barze, nazista w sklepie militarnym, wygórowane ceny. Jest punkt, po przekroczeniu którego nie można już zawrócić. D-Fens go przekroczył. W końcu wybiera między śmiercią a więzieniem. Woli zginąć, aby córka dostała odszkodowanie. Prowokuje policjanta. Efektywny pojedynek na koniec pościgu. D-Fens był szybszy, pierwszy pociągnął za spust. Sek w tym, że on miał pistolet na wodę, a policjant rewolwer. Ale umiera zadowolony i z poczuciem spełnienia, bo wie, że jego śmierć da głosy.
Osobiście nigdy nie potępiałem szaleńców, nawet tych najgorszych, bo uważam, że winne jest otoczenie, bo to one nas kształtuje. A samobójców zawsze darzyłem wielkim szacunkiem. Dlaczego? Bo ja nie miałbym odwagi pociągnąć za spust pistoletu przystawionego do skroni, ani skoczyć z dziesiątego pietra, mimo, iż czasami mam ochotę...
A teraz przejdźmy do nas. Któż z nas nie miał ciężkiego dnia, kiedy miał ochotę chwycić za nóż i zrobić z niego użytek?
Znacie jakieś przykłady znanych, lub mniej znanych samobójców, szaleńców? Co o nich sądzicie? Czekam na lawinę ciekawych postów.
