ALCRD pisze:Nauka stara sie szukać dowodów , teori zgadzającej sie z powrzechną logiką (choć czasem nie wychodzi to zabardzo)
ogólnie rozwiązania rozumowe...
"Szkiełko i oko"
a wiara? czystko duchowe rozwiązania
samodoskonalenie siebie i swojej duszy
i takie tam pierdołki (przynajmniej tak mi sie zdaje)
wiara jest roszke zbyt absurdalna dla mnie
nie odpowiada na wszystkie pytania - tzn nie tyle co nie odpowiada
ale wogóle nie szuka takich odpowiedzi poprostu
wierzacy nie szukają dowodów, wierzą i już
nie pasuje mi to - nie wystarcza mi to !
to tyle jeśli chodzi o to czemu nie szukam oparcia w religii tylko w nauce
EDIT: pozatym stwierdzenie że jest sobie taki bóg co lepi ludzi z gliny i tworzy świat machnieciem ręki jest dla mnie równie prawdopodobne co to że świnia dostanie dyplom z fizyki kwantowej
Piękne słowa, w skrócie opisujące co najważniejsze.
Bóg co lepi ludzi z gliny? Chm, sam pojmuję to jako metaforę bardziej, słowa przemawiające do wyobraźni a nie do rozumu, przemawiające właśnie do wiary. Proste ramy, w których człowiek może znaleźć siebie. No, dla wielu za proste.
Ja dalej o rozmyciu granic między wiarą a nauką. Czym dla człowieka sprzed kilkuset lat jest taki telewizor czy telefon komórkowy, albo chociażby żarówka? Magią. Czymś niepojętym co szybko uzna za zjawiska nadprzyrodzone. Pewien pisarz, jak mniemam, stwierdził kiedyś coś w rodzaju tego, że technologia przyszłości zrówna się z magią. Im więcej wiemy, tym więcej potrafimy. Jak to sie ma do rozmycia granic? Ano tak, że nauka zawsze podąża za śmiałością naszego rozumu. Tak, że to co kiedyś byłoby nadprzyrodzone, teraz jest realnym. Kiedyś człowiek mógł
wierzyć, że światło jest nadprzyrodzone, dziś
wie, że to efekt nauki. Wiedza podąża za rozumem.
Wiara nie odpowiada na wszystkie pytania. Nauka również na wszystko odpowie. To słabość obu. Różni je tylko to, że nauka to ciekawość, wiara zaś to spokój. W bardzo dużym uproszczeniu, rzecz jasna.
Wierzący nie szukają dowodów, owszem. Lecz wierzący szukają pogłębienia swojej wiary. Tu wiedza, tu zaś medytacja. Rozumiem, bo wiem. Ale też... Rozumiem, bo wierzę? Coraz głębiej? Nauka i wiara z biegiem czasu zamienia się miejscami. Nauka wypiera "zabobony", udowadnia niepojęte. Nie, spokojnie, nie liczę, że nagle ktoś udowodni istnienie Boga.
Ani nie twierdzę, że wiedza kiedyś zrówna się z wiarą. Co innego chodzi mi po głowie: Rozumiem, bo wierzę. Nie szukam dowodów materialnych, ale rozumiem siebie, swoją obecność i rolę na tym świecie. Można wierzyć i czuć się spokojnym.
Nie zamierzam dowodzić słabości nauki i ateizmu wobec wiary, skąd! Każdy szuka tylko siebie tak, jak potrzebuje. Mając do tego niezbywalne prawo. Jak równy z równym. To tylko inna płaszczyzna i podstawy.
Ale prawo to samo. Prawo do własnego określenia siebie.
A czy kiedykolwiek nauka wyprze wiarę?