Konkurs - Postal III
Koleś obudził się o 4:00 nad ranem. Leżał w jego "domu", chociaż czy taką budę można nazwać domem? Leżał na łóżku, był w pół-śnie, ale czuł jedną rzecz: BÓL. Popatrzył na swoją bluzę. Była rozdarta, wzór kosmity zniknął, a na jego klatce piersiowej była ogromna rana. Dzięki Bogu nie krwawiła. Wstał, zabrał pistolet ze stołka i wymierzył w sukę.
- Co tu się odjebało?! - Spytał sycząc z bólu.
- Strzeliłam w Ciebie z shotguna, ty durna ofermo! - krzyknęła - Ciesz się, że masz tego psa. Wylizał ci ranę, i kurwa magicznie przestała krwawić. Ja pierdolę. I znowu będe musiała się z tobą użerać!
Na twarzy Kolesia pojawił się uśmiech.
- Gdzie on jest? Dam mu KrotchyChrupkę za bycie dobrym obywatelem tego kraju. - uśmiechnął się złośliwie.
- U weterynarza. Mają go poddać eutanazji. - uśmiechnęła się najzłośliwiej jak umiała. - Dobry obywatel tego kraju na to zasłużył. No i co, zadowolony?
Koleś podbiegł do niej, chwycił nóż i widelec, wbił te sztućce w oczy suki, chwycił ją za łeb i walnął z całej siły w kuchenkę. Z tyłu jej głowy wyszły końce tych pięknych narzędzi mając na sobie jej oczy i części mózgu. Koleś zauważył obok strzelbę, więc ją podniósł i wsadził jej głęboko w dupę.
"No i co, zadowolona?"
Pociągnął za spust. Jej łeb się rozwalił, a z resztek jej szyi wyleciały flaki. Koleś tak ją zostawił wychodząc na zewnątrz.
- A dzisiaj miałem trochę dłużej pospać - stwierdził Koleś i uporządkował swoje sprawy.
- Kurna, jak nie kupię jakiejś maści od tej rany to zejdę! Przynajmniej nie krwawię. Hmm... W lesie była jedna znachorka, ale zabrali ją do psychiatryka. Będę musiał ją odbić.
- Pójść po Champa. Oj, będzie rozróba. Klinika działa też dla zwierząt, ileż to ja razy widziałem jakiego tłumi... kota.
- Cholera, według prawa tego miasta muszę zapłacić odsetek od zabójstwa kogoś z rodziny... Hmm...
Myślę, że mogę dogadać się z Vincem. 2000$ to jednak nie tak dużo. Po cholerę się z nią żeniłem?
- Lepiej wezmę się do roboty.
Koleś przeszedł się do kliniki. Jak zwykle jacyś ludzie pałętali się po Paradise. Jakiś człek w ubraniu brązowego jeża krzyczał, że nie ma kosmitów i zachęcał do konkursu na wygranie kebaba ( z myślą o Tobie ShaQ bez obrazy
).
Koleś miał tylko przy sobie pistolet. Odór powietrza był dziwny. Koleś jakby chciał kaszleć, ale nie mógł. Pachniało... szaleństwem. "To pewnie z wczoraj" myślał patrząc na ludzi. Pamiętał, jak każdy każdego chciał zabić.
Stwierdził, że musi się stąd wynieść jak najdalej. Policja i wojsko gdzieś spierniczyły. No ale nieważne, trza ratować Champa. Do kliniki była długa kolejka. "Za komuny w Rosji po żarcie nie było takiej kolejki!" - krzyknął,
- "Możebyście w końcu otworzyli drugie stanowisko na piętrze!".
- ZAMNKNIJ MORDĘ! - krzyknęła baba, która stała przed nim, przykładając pistolet do jego łba. Jej twarz... oczy krwawe, kilka kul na czole, szczęka rozwalona i cała w pianie.
- Nie chcę problemów! - rzekł Koleś odsuwając się. Rozejrzał się. Zauważył, że dosłownie każdy tak wygląda. "Kurna. Teraz rozumiem, czemu wojsko i policja gdzieś spierniczyły.
To jakaś epidemia" pomyślał. Zobaczył, że jakiś lekarz niósł klatkę ze skulonym i trzęsącym się psem. Koleś powędrował za nim do gabinetu dr.Kto (Jezu, ale suche
). Gdy lekarz wyszedł i zostawił Champa samego z doktorem Ktosiem (xD)
wbił do pokoju z kopa, chwycił za strzykawkę z półki "500 dawek Apapu w strzykawce" i wbił je głęboko w czoło doktora. Koleś zobaczył blask światła i... doktor zniknął. "Czyli to się dzieje jak się przedawkuje Apap... Ciekawe jak jest z Acodinem"
Uwolnił Champa, pogłaskał i dał KrotchyChrupkę. Nagle Champ ugryzł Kolesia w rękę. "Kutwa!" - krzyknął i się obejrzał. Zobaczył anioła z nalepką dr.Ktoś (to się robi żenujące) lecącego do nieba. "To było ciekawe"
Wychodząc, cała klinika się na niego lampiła. Gdy chciał wyjść, usłyszał dźwięk wyjmowanej broni. Odwrócił się, uśmiechnął, pokazał im fucka i rzucił w ich stronę boski granat. Eksplozja zabiła wszystkich (ok. 15 osób) przez reakcje łańcuchową.
"Następnym razem nie noście granatów w dupie. Jak dobrze, że ten cały anioł to zostawił." - stwierdził Koleś - "O kurwa!". Położył się na ziemi i chwycił się za klatkę piersiową. Zobaczył na rękach dużo krwi.
- Agh! Czemu nie wziąłem nie wziąłem leków stąd?! - Powędrował do małej apteczki i sprawdził, czy są bandaże. Były tam tylko igły. Zabrał je i poszedł do kibla. Zabrał papier toaletowy i igłami wbił go sobie w klatkę piersiową tamując krew.
Koleś żwawym krokiem z Champem udali się do psychiatryka. Po drodze zauważyli, że policja jest, ale nie obok kliniki. "Ludzie są tam pojebani" - stwierdził policjant z normalną mordą - "I to powietrze... ja jebe."
Koleś z Champem weszli na teren psychiatryka. Drzwi otworzył im ktoś z szynką zamiast mordy i ubraniami kolesia. "E! Kurde! Kradniesz mi stylówę!" - krzyknął Koleś. Nagle dziwna postać została zastrzelona. Obejrzał się, a w drzwiach lekarz celował w niego z obrzyna.
Po krótkiej wymanie zdań ( a raczej naboi ) Koleś wbił do obiektu. Pokazał lekarzom łeb tego idioty w jednej ręce a w drugiej - obrzyna. " Znachorka. Już!"
Lekarze wyciągneli broń. Ich twarze... Strach ich opętał. Koleś uśmiechnął się. "W takim razie... PIERDOLCIE SIĘ" - stwierdził i rozpoczął ostrzał. Champ dopomagał. Po chwili Koleś podszedł do ostatniego, czołgającego się lekarz-debila i butem zmiażdżył mu łeb.
Wbił na górne piętro. Jedna cela była zamknięta. Inne były otwarte i puste. Podszedł do jednej z nich i powiedział "Heh. Senior." Na tabliczce był napis "T.D". Koleś przeszedł się do ostatniej celi i strzelając w zamek z pistoletu ją otworzył.
W środku stała ładna kobiecina. Wyglądała na około 30 lat. "Yyyy... Dzień dobry. Mam nadzieję, że pani pomogłem w ucieczce" - rzekł - Potrzebuję..."
"Wiem, czego chcesz" - powiedziała znachorka Ewa, zapatrzona w sufit - "Podejdź, a Cię uleczę". Koleś podszedł do niej z igłami w klatce piersiowej. Ewa jebnęłą mu w łeb z pięści.
"A! Kurwa! O chuj! To działa!" - oderwał bandaże i nie było śladu. Nagle jego bluzka się naprawiła, a wzór kosmity wrócił.
"Masz to kurna w gratisie za to żeś mnie uwolnił" - stwierdziła, powiedziała jakieś dziwne słowa i wyparowała. "No! Następnym razem jak mnie będzie chciała zabić to ją zabije... a nie. Już ją zabiłem! Suka, Rest In Peaces!"
Koleś z Champem przeszli się do RWS-u. Czas jakby płynął szybciej. Była już 10:00. Może to dlatego bo czasem usiedli na ławce, zjedli kebaba i patrzyli się w niebo. W końcu doszli do RWS-u. Vince siedział na ziemi z facepalmem na mordzie.
- Te! Vinsior! Potrzebuje hajsu! - krzyknął.
- Mam trzy misje: zabij Uwego Bolla, rozjeb Akellę i Google Play. Kurwa. - stwierdził "Vinsior". - Miałem wizję o przyszłości. Cholera.
- No spoko! - z uśmiechem odparł od Vince'a, która nadal miał facepalma na twarzy. Koleś wiedział, że Akella i Google Play mają siedziby w Tora Bora. Dzisiaj miał tam być Uwe Boll, więc policja wymordowała wszystkich arabów. Nie będzie problemów. Szczególnie, że Vince dał mu cały ekwipunek RWS-u.
Koleś z Champem wrócił się do przyczepy. Truchło żony-suki (jak zwał tak zwał) spalił. Wbił do Tora Bora. Po szybkim rozpierdolu wrócił się do Vinca. Vince dał mu 1500$.
- E! Kutwa! A jeszcze 500$ dolków nie wygrzebierz? - Vince zaś pokazał mu fakasa i odszedł do baru się nachlać. "Zjeb" - pomyślał i poszedł do domu.
Nagle otrzymał telefon od wujka Dave'a. "Błagam! Pomóż mi!" - Koleś więc się do niego przeszedł. Była godzina 16:00 (rozróba w Tora Bora).
Wujek ubrany w różową koszulę, powiedział - "Koleś! Bratanku! Postalowe koleżanki mi strajkują przed willą (
lenny ( ͡° ͜ʖ ͡°))! Założyłem się że przez tydzień... będę pedałem"
Co za idiota - stwierdził Koleś. Wujek chciał, by Koleś zabrał je więc Koleś ochoczo to zrobił. Zarobił 500$ i zabrał dwie panie. Po drodze se kupił piwo.
Po drodze deczko pijany, wszystko go zaczęło wkurwiać. W końcu w przyczepie, gdy Postalowe Koleżanki odmówiły (If you know what I mean), Koleś je zaszlachtał na śmierć.
Nagle usłyszał pukanie. Zobaczył człowieka w garniturze. "Dzień Dobry, czy ma pan 2000$ jako rekopensata? - rzekł złośliwie - Czyżby żona miała okres? Stwierdzam po pana wyglądzie...
"Bardzo kurwa śmieszne" - odrzekł już uspokojony Koleś i wręczył pieniądze. Mężczyzna przeliczył pieniądze i rzekł z uśmiechem - Wiedziałem, że wymiękniesz SKURWYSYNU.
Pokazał mu kwotę. 1998$. Koleś przypomniał sobie o piwie. Ukląkł i zaczął płakać. A raczej po prostu łzy mu popłynęły. Przypomniał sobie całe swoje życie.
Jego kochająca żona, jego dzieci, jego pies... I atak tego terrorysty. Poszedł po mleko, by dzieci miały na śniadanie. W sklepie jakiś skurwiel wyciągnął dwa gnaty. Wycelował sprzedawcy w twarz.
Koleś do niego podszedł i powiedział: "Nie rób tego. A jak masz to zrobić, to zrób to na mnie.". Gdy on nadal celował w sprzedawcę, Koleś wyrwał mu Glocka. Mężczyzna przypadkiem strzelił mu w brzuch.
Koleś upadł. Facet pochylił się cały roztrzęsiony. "Zmień się. Proszę." Zginął w szpitalu.
Koleś widział, że morda tego gościa w garniturku zmienia się na diabła. Ale on miał to gdzieś.
"Jakieś ostanie słowa?" - stwierdził szatan.
Wiesz co... WAL SIĘ!
Szatan zabił Kolesia.
Koleś z Champem szedł do niebiańskiej bramy. Spotkał tam Św.Piotra. Koleś wiedział, że trafi do piekła. Miał wytrwać tydzień w tym pojebanym miejscu. Wytrwał 5,5 dnia.
Ale Piotr go wpuścił. Koleś spotkał tam swoją rodzinę. Pobiegł się do nich się przytulić. Już nigdy nie wróci do czyśccza. Już zawsze będzie z rodziną.
Słowo od autora.
Wiem, że nie zabardzo się wpasowuje w klimat, ale spójrzcie na Paradise jako czyściec Kolesia. Dzięki za przeczytanie
To taka moja sobota
Fajny fanfik ?