Nie udaje mi się już przejść cało tej gry tak, jak było na początku. Na serio, wszystkie misje od początku do końca. Zawsze jest jakiś nowy mod, jakiś pomysł, coś co nie każe serio traktować swej obecności w świecie gry. To jak wolny wyścig w ścigałce, siadam za kółko i jadę. Ta "nieukończoność" gry to też jej atut. Naturalnie, wolność P2 to przede wszystkim otwarty świat. Kiedy zaczynałem grę, musiałem wejść w każde miejsce, przewrócić każde krzesło, rozbić każdą szybę, wybić wszystkich na mapie (no, to akurat zadanie chyba niewykonalne), wszędzie wskoczyć, zajrzeć, uruchomić zdarzenie, sprowokować bójkę - aż wylazłem na "koniec świata", czyli poza teksturę. Czasu mnóstwo to zajęło, ale nazywam to sączeniem Postala do krwi. Jak nasiąkniesz na początku to już ci tak zostanie. Nasiąkłem.
Może znudzić przemoc, może znudzić to, że ile można wchodzić w każdy zakamarek. Ale jest jeszcze trzeci czynnik tej gry, który przy niej zatrzymuje, tu humor Postala. Moim zdaniem wypływa on ze specyficznie pojmowanej wolności. No, co ja z tą wolnością, hę? Nigdy jednak nie znudzą zabawy z policją, wkurzanie przechodniów, prowokowanie zamieszek, igranie wszystkim w grze na nosie, rozpalanie ich do wściekłości swoim zachowaniem, korzystanie z wcześniej poznanych zakamarków celem urządzenie pułapki lub schowania się. To zawsze bawi. Cały sens tej gry opiera się na zapodanej nam tam jednej sugestii:
Popatrz na żółty papierek w lewym dolnym rogu ekranu. Wybierz zadanie do wypełnienia. Teraz obejrzyj mapę i sprawdź dokąd musisz iść by wypełnić zadanie. ALBO, olej to i baw się dobrze obijając się w mieście!
Bez tego Postal nie byłby Postalem. Ale to chyba oczywista oczywistość.