Magiczne Przygody Userów PSI - Sezon 5

Więcej niż dotychczas. Bez kompromisów. Działa na emocje. Ale musisz myśleć, bardziej.

Moderatorzy: Moderatorzy, Admini

Awatar użytkownika
Dzienis
V.I.P.
V.I.P.
Posty: 12106
Rejestracja: 03 lut 2012, 18:53
Lokalizacja: Pojezierze Litewskie
Postawił piwo: 14 razy
Otrzymał  piwo: 6 razy
Kontakt:

23 wrz 2018, 11:04

W poprzednim sezonie...

Wybudzony z hibernacji 98 letni Jan Paweł II rządzi się w bazie PSI jak u siebie. Tymczasem Tiquill popada przez to w depresję. Lud PSI zdobywa łóżka, wodę i laski, potem jednak Dzienis morduje laski, bo jest białorycerzem. W międzyczasie Psotal 4 zostaje wydany, jednak jest pełen bugów uniemożliwiających przejście go. Yossarian, Szczan Patan, Dev4ever i Ra'Dzik podążają do Wrocławia by zdobyć artefakty niezbędne do przejścia Psotala 4 i zaspokojenia seksualnej chuci Grabarza mangozjeba. Wcześniej Mackiewicz przybywa do bazy informując, że p666 oraz ShaQ zdechli, po czym spierdala do Owsiaka. Tymczasem we Wrocławiu czwórka PSIonistów zawiązuje sojusz z resztkami ekipy CD-Action, po czym idą rozpierdolić CDP-Red za jego grzeszne czyny polegające na spedaleniu serii Wiedżmin, nabicie Huta na pal oraz mienie złotego Masterdysku z plikiem na którym jest ruchadło Yossa. Misja się udaje, chociaż wielu pacjentów zmarło, m.in. Dev4ever. Na szczęście dzięki genialnemu urządzeniu ukrytemu w siedzibie Wydawcy udaje się uratować duszę Deva przed piekłem które nie istnieje umieszczając ją w grze komputerowej Psotal 2 jako postać Kolesia. Potem drukują jebańsko Yossa i wracają do bazy wzbogaceni wspomnianym anime ruchadłem oraz Smugglerem i 9kier z CD-Action. Tyle, że w bazie trwa wojna, PSI zostaje zaatakowane przez ruskich. Giną w niej Silver Dragon i pogromca Knaga Garbacz, zaś Szynkacz zostaje ranny w nogę którą mu potem upierdala nie kto inny jak Tiquill. Wcześniej jednak Tiq ratuje wszystkim dupy niszcząc Rosję w sposób taki: mianowicie wystrzeliwuje skleconą naprędce rakietę z przywiązanym nań do niej świętym kurwa papieżem Janem Pedofilem IV trafiając nią we Władimira Władimirowicza Put(In)a i wygrywa wojnę. Zaraz po tym incydencie przybywa ekipa z Wrocławia z zabawkami i następują trudne decyzje. Bunkier jest rozjebany, więc ci co przeżyli (włącznie z Bartoszem Walaszkiem o którym na śmierć zapomniałem, a który przez całą bitwę siedział w podziemiach bunkra związany i spuchnięty od wódy) postanawiają ruszać na północny wschód w kierunku starej farmy Dzienisa chcąc tam znaleźć spokój i ukojenie, natomiast Tiquill chcąc by mu Bóg (który nie istnieje) odpuścił grzechy postanawia odbyć pielgrzymkę na rzęsach do Santiago de Compostela i tak szukać szczęścia i odkupienia.
Jak coś zapomnialem to chuj mi w dupę. Trza było czytać odcinki, a kto nie czytał, temu pies srał do dupy i rzygał mu do mordy.



Dwa lata później, Farma Dzienisa, rok 2020 (albo 2 rok Nowej Ery, jak kto woli).

- Nam szczelać nie kazano... Zesrałem się w działo i wyjrzałem na pole... szejset szejśćdziesiąt szejść armat grzmiało... Ich wystrzały niczym drzystające odbytnice pieściły letnie powietrze niczym skórę gładkolicę dziewicy... - zaczął czytać Rycho3D, ale przerwał mu Dzienis.
- Stop. Chujowy wiersz, Rycho, przecież dziewice nie istnieją od 2006 roku - powiedział VIP.
- Ale czemu akurat od tej daty? - dopytywał się Mister Muscle... tfu! Master Modder ofkors.
- Bo wtedy East Clubbers wydali utwór Sextasy od którego wszystkim popękały błony w promieniu 2000 km. I nie mówię tu o błonach bębenowych - wyjaśnił Dzines.
- To ja w takim razie pierdolę takie kółko poetyckie. Idę do stodoły moddować Psotala 4! - wkurwił się Rycho, po czym wyszedł z salonu trzaskając drzwiami.
Piroziom próbował go zatrzymać, ale powstrzymał go Dzienis.
- Zostaw. Niech wyżyje się artystycznie na tym, co umie najlepiej - rzekł Właściciel Farmy - To kto teraz?
- Cieszę się, że nasz klub literacki się rozwija - odezwała się Monika, po czym wstała i zaczęła recytować wiersz:

"Pen in hand, I find my strength.
The courage endowed upon me by my one and only love.
Together, let us dismantle this crumbling world
And write a novel of our own fantasies.

With a flick of her pen, the lost finds her way.
In a world of infinite choices, behold this special day.

After all,
Not all good times must come to an end"

- Piękne, piękne, bravissimo! - zaklaskał wzruszony Yossarian.
- Ja nie rozumieć angielski - powiedział Szynkacz po czym podrapał się po nieistniejącej nodze, gdyż cierpiał na bóle fantomowe, a musiał czekać jeszcze dwie godziny na swój dzienny przydział tracodinu (miks tramalu z akodinem, który rok wcześniej wymyślili Iquid, Owsiak, Zaver i Walaszek na kółku chemicznym).
- To wiersz z ostaniego aktu Doki Doki Literature Club. Jak ktoś nie grał to chuj mu w dupę - wyjaśniła Monika z uśmiechem, po czym usiadła z powrotem.
- Właśnie - potwierdził Yossarian.
- Cicho tam pantoflu. Wiedziałem, że te kółko to zły pomysł - żachnął się Iquid.
- Morda tam, bo wódki nie dostaniesz - uruchomił się Grabarz - Nie nadążamy z pędzeniem bimbru, takie masz pragnienie żulu. A teraz zapodaj swój wiersz który przygotowałeś.
Iquid wstał, chrząknął, po czym zaczął recytować przepitym głosem:

"Ty kurwo!
Odpierdol się!
I w pizdu jebaj się, oddup się!
Spierdalaj!
Odpierdol się!
Za swoje piję ja ile chcę!"

- To zerżnięty fragment z piosenki Kukiza "Rodzina słowem silna" - zauważył Dzienis - Plagiaty się nie liczą, za karę nie dostaniesz wódki!
- To ja w takim razie pierdolę ten wasz klub, idę na zebranie kółka chemicznego! - wkurwił się Iquid, po czym trzasnął drzwiami i wyszedł do garażu gdzie miało miejsce spotkanie tegoż kółka.
W pomieszczeniu zostali Yossarian, Monika, Dzienis, Szynkacz i Piroziom, który zaczął nabijać lufkę grasem.
- Tu się nie pali - zwróciła mu uwagę Monika.
- To ja to pierdolę i idę na zebranie kółka... eee.... idę pomóc robić mapkę Rychowi - odparł Piro i wyszedł z pomieszczenia.
- Dziękuję wam wszystkim za dzisiejsze spotkanie, to był owocny mityng - powiedziała grzecznie Monika - A teraz ja z Yossem idę do sypialni, a wy róbcie co chcecie.
Gdy wyszli Szynkacz zaczął mocować się z protezą.
- Dzines pomóż mi - sapał młody - W ogóle to żądam lepszej protezy, tę wystrugał mi z drewna siekierą Rycho na odpierdol po pijaku, zasługuję na coś lepszego!
- To w takim razie musisz szybciej kręcić korbą, tutaj każdy ma obowiązki, nie zapominaj! - napomknął go Dzienis przyczepiając mu protezę drutami do kikuta.

Faktem było, że od kilku miesięcy na farmie istniał internet, co prawda powolny z kilkoma stronami html głównie z tematyką postalową i newsów na farmie, ale dzięki temu Forum nadal istniało, podobnie jak download i serwery MP, szedł on po kablach miedzianych i miał żałosną prędkość, największą wadą zaś było to, iż był napędzany na automat korbowy umieszczony w szopie z napisem "Serwery PSI" w której siedział Szynkacz i kręcił korbą, jeśli kręcił za wolno to rozgrywki MP lagowały, a forum muliło, przez co wszyscy byli wkurwieni.

Życie na farmie biegło powoli, lecz z rozpędem. Gdy przybyli tu w 2018 zastali wielki rozpierdol, lecz z czasem udało im się przeobrazić ten projekt w coś imponującego. Odkąd Owsiak stracił Kostrzyń musieli zaopatrzyć się w nowe źródło energii, był nim torf który odkryli na farmie, wykorzystywali go do produkcji prądu niezbędnego w codziennym życiu jak i funkcjonowania maszyny Tesli w której wciąż z bystkami walczył Dev vel Koleś, drukarki 3D z której drukowali sobie co potrzebniejsze itemy oraz zwykłych generatorów prądu. Jedzenie robili sobie sami hodując kury, owce oraz siejąc warzywa i kartofle, bimber pędzili sami, jedynie tabsy akodinu i tramalu zdobywali robiąc rajdy po aptekach zrujnowanych miast Podlasia.
Jednak po tak długim okresie zapasy torfu kurczyły się, aparatura do produkcji bimbru zapychała się, apteki były doszczętnie rozkradzione, a ludziom bardzo się nudziło.
Ponieważ nie było formalnego władcy tych ziem, rada PSI stwierdziła, że najlepszy będzie system anarcho-kapitalistyczno-komunistyczno-libertariańsko-monarchistycznego komunizmu socjalno-kołchozowego. W skład rady PSI wchodzili wszyscy mieszkający tam ludzie, każdy miał swoją funkcję, a więc:

Iquid - szef PSI zarządzający forum i stroną główną, pijak, alkoholik, sługa szatana
Radzik - Server Admin, tworzy nowe strony internetowe po godzinach sędzia Trybunału PSIonistycznego
Pan Szatan - redaktor i modder, z racji że sra do worka szef kanalizacji farmy
Yossarian - Grabarz, grzebie trupy wrogów PSI, dzięki czemu uprawy mają lepsze nawożenie
Rycho3D - Master Modder, oprócz tego mechanik i złota rączka na farmie
Zaver - zapowiadacz modów, a także błazen 24h/dobę
Monika - szef działu artystyczno-kulturalnego, w planach ma otworzenie telewizji PSI
Dzienis - prawowity właściciel farmy, szef działu zaopatrzeniowego, rozdziela zapasy, w piwnicy ma zmumifikowane zwłoki swych rodziców
Smuggler - miał być szefem zespołu redakcyjnego, odkąd CD-Action przestało istnieć stracił swoje cięte riposty i został parobkiem, kopie kartofle i doi owce
9kier - prostytutka PSI, daje dupy wszystkim, przez co ma pizdę jak wiadro
Piroziom - szef działu zbrojeniowego, to on wysadza dziury w ziemii szukając resztek torfu
Bartosz Walaszek - produkuje bimber, w wolnych chwilach tworzy nowe odcinki Kapitana Dup... tzn. Bomby
Szynkacz - kręcenie korbą, walenie konia
Dev4ever - podpowiada jakie bugi jeszcze można wyeliminować w Psotalu
Komar - robi wszystko po trochu
Jurij Owsiak - sra wyżej niż dupę ma, błąka się bezużytecznie po farmie, ale nikt nie ma serca by go wygnać


Tak więc 16 mieszkańców farmy żyło sobie na niej spokojnie, acz intensywnie nie przeczuwając nadchodzącej katastrofy...

Tymczasem w garażu miało miejsce jedno ze spotkań kółka chemicznego, na których zajmowano się piciem alkoholu, nowych metodach łączenia leków, piciem alkoholu, nowych metodach pędzenia bimbru oraz piciem alkoholu. Byli tam Owsiak, Walaszek, Smuggler, Szan Patan (zaczął pić gdy dowiedział się prawdy o Mniszce) oraz Iquid który dopiero co dołączył po opuszczeniu kółka literackiego.
- I co tam panowie, jakieś nowe pomysły? - zapytał Iq chwilę po wejściu.
- Można by pędzić wódkę z kretów... pełno ich tutaj - palnął Smuggler który był już ostro napierdolony.
- Lepiej wziąć TIRa i szukać towaru na zachód stąd... przetrzebiliśmy już całe Podlasie, trza znaleźć nowe kierunki ekspansji... - mruknął Szan Patan.
- To nie takie głupie... - zauważył Iquid.
Nagle do środka wbiegł Komar z krzykiem.
- Ludzie kurwa! Chodźcie tylko, zobaczcie to! - darł się User.
- Własnego tyłka być nie poznał... - bąknął Smuggler który nadrabiał ostatnio Postalem stracone lata bez tej gry...
- Co? Nie no, ale serio chodźcie to zobaczyć!
Wszyscy wyszli na dwór. Gdy zobaczyli to o czym mówił Komar ich oczy rozszerzyły się ze zdziwienia...

c.d.n.
Ostatnio zmieniony 23 wrz 2018, 11:11 przez Dzienis, łącznie zmieniany 3 razy.


I regret nothing
Yossarian
Grabarz
Grabarz
Posty: 6423
Rejestracja: 06 sie 2008, 14:54
Postawił piwo: 6 razy
Otrzymał  piwo: 3 razy

23 wrz 2018, 12:47

No wreszcie, ile można czekać xD Znowu jakaś katastrofa nastała? Można się było tego spodziewać.


Awatar użytkownika
Pan Szatan
Modder
Modder
Posty: 6207
Rejestracja: 05 gru 2013, 13:16
Lokalizacja: Paradise
Postawił piwo: 5 razy
Otrzymał  piwo: 8 razy
Kontakt:

23 wrz 2018, 19:02

Ja jebiu dobri zajebistu, wincyj.


I'm fucking insane in the brain. :axe:
Awatar użytkownika
Dev4ever
Modder
Modder
Posty: 2483
Rejestracja: 27 lis 2010, 20:12
Lokalizacja: Gdynia
Kontakt:

24 wrz 2018, 01:47

Jejj! jestem Psotal Dudem :diabeł: Zapowiada się ciekawie :)


Awatar użytkownika
Szynkacz
Wytrenowany morderca
Wytrenowany morderca
Posty: 1018
Rejestracja: 23 maja 2017, 00:41
Postawił piwo: 1 raz

24 wrz 2018, 19:10

Gdzie mój karabin zamiast nogi? A no i zajebiście, że kręcę sobie i nic nie robię poza tym xD
Ps. MPuPSI Sezon 10, 40 lat po zakończeniu działania farmy, oficjalny wygląd Szynkacza
Obrazek


Awatar użytkownika
Pan Szatan
Modder
Modder
Posty: 6207
Rejestracja: 05 gru 2013, 13:16
Lokalizacja: Paradise
Postawił piwo: 5 razy
Otrzymał  piwo: 8 razy
Kontakt:

02 paź 2018, 21:30

Oczekuję powrotu Seebka17 :mgun:


I'm fucking insane in the brain. :axe:
Yossarian
Grabarz
Grabarz
Posty: 6423
Rejestracja: 06 sie 2008, 14:54
Postawił piwo: 6 razy
Otrzymał  piwo: 3 razy

02 paź 2018, 21:57

Pan Szatan pisze:Oczekuję powrotu Seebka17 :mgun:
On nie żyje.


Awatar użytkownika
Pan Szatan
Modder
Modder
Posty: 6207
Rejestracja: 05 gru 2013, 13:16
Lokalizacja: Paradise
Postawił piwo: 5 razy
Otrzymał  piwo: 8 razy
Kontakt:

02 paź 2018, 22:37

Yossarian pisze:
Pan Szatan pisze:Oczekuję powrotu Seebka17 :mgun:
On nie żyje.
Więc ma ożyć, niczym Johnny Gat w SR4 xD


I'm fucking insane in the brain. :axe:
Yossarian
Grabarz
Grabarz
Posty: 6423
Rejestracja: 06 sie 2008, 14:54
Postawił piwo: 6 razy
Otrzymał  piwo: 3 razy

02 paź 2018, 23:05

Pan Szatan pisze:
Yossarian pisze:
Pan Szatan pisze:Oczekuję powrotu Seebka17 :mgun:
On nie żyje.
Więc ma ożyć, niczym Johnny Gat w SR4 xD
Panie, o częściach późniejszych niż SR3 dżentelmeni nie rozmawiają xD


Awatar użytkownika
Dzienis
V.I.P.
V.I.P.
Posty: 12106
Rejestracja: 03 lut 2012, 18:53
Lokalizacja: Pojezierze Litewskie
Postawił piwo: 14 razy
Otrzymał  piwo: 6 razy
Kontakt:

10 paź 2018, 20:52

c.d.

Oczom PsotalSajtowców ukazał się jakiś zarośnięty dziad w kapturze i długiej szacie. Szedł w obdartych butach podpierając się jakimś kijem. W końcu zatrzymał się metr od wymierzonych w niego luf karabinów Radzika, Yossariana, Pana Szatana, Komara, Dzienisa, Rycha i Smugglera.
- Czym jesteś i kto się tu wprowadza? - zapytał mocno popity Smuggler.
- Spokojnie Smugg, ja poprowadzę tę rozmowę - rzekł Radzik - A więc czego tu szukasz śmierdzielu brudasie jebany?
- Grzeczniej śmieciu, nie poznajesz mnie? - warknął przybysz od którego śmierdziało zjełczałym potem i gnojówką.
- No nie bardzo - odparł Ra'Dziq.
- Jam jest Tiquill, Admin wasz, który was wyrwał z domu Steamowego, z Facebooka niewoli...
- Tiq... Wróciłeś! - Radzik od razu schował broń, pozostali również.
- Tak... Wróciłem z pielgrzymki, długo zeszła mi podróż, acz doznałem na niej oświecenia i odkupienia. Zaiste zaprawdę powiadam wam, po mym objawieniu doznałem olśnienia i wiem już jak naprawić PSI i naszą społeczność!
- Ale że jak naprawić? - głowił się Komar.
- Musimy naprowadzić nasze Forum na nowe tory... Na początek trzeba wyzybyć się grzesznych zwyczajów... - Tiquill rozejrzał się po okolicy - Nawet stąd widać, że trzeba zamknąć Cmentarz, albowiem grzeszne to jest miejsce.
- Po moim kurwa trupie! - wkurwił się Yossarian.
- Chcesz powiedzieć, że nadal szkalujecie papieża naszego świętego Ja...
- Zgadza się - przerwał mu Dzienis - Kilka rundek papajotenisa na Cmentarzu nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
- Myślałem, że grzebiecie tam tylko zdechłe kury - zdziwił się Pan Szatan.
- Ano tak, ale czasem też gramy w badmintona relikwiami Wojtyły które znaleźliśmy walające sie po polu bitwy po słynnym wystrzale Tiquillowskim w 2018 - uśmiechnął się złowieszczo Yossarian.
- DOŚĆ!!! - wkurwił się Tiquill niemożebnie, aż zapluł sobie brodę - Nie chcę więcej słuchać tych bluźnierstw! Zamykam forum. Farma do spalenia!
- NJE!!! - krzyknęli Forumowicze/Farmowicze.
- No to konwertujemy na phpBB3...
- Nie da rady, Szynkacz za wolno kręci korbą w serwerowni - wyjaśnił Radzik.
- No to... Ech... sam nie wiem - westchnął Tiquill i usiadł - Nie mam już pomysłów na to jak uratować forum.
- Może nam pozwól pomyśleć, hę? Forum doskonale radziło sobie do tej pory bez ciebie - zauważył Radzik.
- Chyba kpisz. Na tej farmie na pewno nic ciekawego się nie dzieje. Pewnie chlejecie tylko i uprawiacie mangozjebstwo. Ta farma jest jak discord, a forum jest... Musimy je odbudować. Forum to społeczność. Musimy iść naprzód... - zadumał się Tiq.
- A-ale jak? - zapytał Szynkacz.
- Idę się umyć i ogolić. Za pół godziny spotkamy się w.... Gdzie wy tu robicie walne zebrania?
- W domu Dzienisa, w salonie, są tam też spotkania kółka literackiego - wyjaśniła Monika.
- Co to za coś? A, to te ożywione ruchadło Yossa. Ubierz się przyzwoicie ladacznico - burknął Tiquill, po czym poszedł do... - Gdzie tu jest kurwa łazienka?
- Na końcu tamtego pokoju. Tylko nie zużywaj za dużo wody z bojlera! - mruknął Dzienis, a Tiq poszedł się odświeżyć.
- Moniko idź załóż rajstopy - polecił Yoss - Nie ufam Tiqowi jakoś - dodał po chwili Grabe.
- Ja też, ale jakby nie było to on jest teraz automatycznie szefem - powiedział Iquid.
- Trzeba było nie sprzedawać forum za skrzynkę wódki to ty byś był nadal szefem - stwierdził Radzik - a tak to teraz nawet procesować się nie możesz o miliony, bo forum jest gówno warte.
- I dlatego właśnie piję - podsumował Iquid, po czym pociągnął wódki z gwinta.

Po jakimś czasie wrócił Tiq odświeżony.
- Wyglądasz lepiej, ale nie tragicznie - powiedział Piroziom.
- Dzięki za komplement. Lub oszczerstwo. Nieważne. Panowie, mam plan.
- Mhm - rzekł Rycho3D którego to gówno obchodziło.
- W drodze powrotnej mojej pielgrzymki byłem świadkiem wielu dziwnych rzeczy. Świat zdziwaczał i wygląda jak w Mad Maksie albo i bardziej popierdolenie, w końcu to Polska, a nie Australia. No więc, przed Warszawą na przykład istnieje plemię, które stworzyło sobie cywilizację z resztek Loca po eksplozji, stawiają sobie domy z jego kości i skóry, żywią się jego mięsem, ogrzewają tłuszczem, czczą figurki z jego zębów i tak dalej. Ale nawet nie wiedzą, że to coś było Lokiem, zwą go bogiem, Makumbą chujem.
- Srogie grzyby - zadziwiał się Komar.
- Widziałem rzeczy, którym wy userzy nie dalibyście wiary. Kobiety skleszczone z psami sunące ku szpitalnym OIOMom. Oglądałem promienie laserów błyszczące w ciemnościach blisko wrót klubu energy 2000 w Przytkowicach. Wszystkie te rzeczy znikną w czasie jak chuj w dupie. Czas kurwa umierać... - oczy Tiquilla jęły się zamykać.
- Kurwa Tiq, nie trolluj - powiedział Yossarian.
- Dobra, yaytzowałem teraz. Ale z tym plemieniem Loca to prawda. Jest jeszcze jedna rzecz... Te plemię to jest tylko tępa siła robocza, czcziciele Makumby Chuja vel. Loca jak wspomniałem. Natomiast pod ziemią, pod nimi jest prawdziwa Rasa Panów. Słyszałem, że rządzi nimi elektroniczny Hitler czy coś w tym rodzaju. To pewnie tylko pierdolenie, ale niewątpliwie jakiegoś chuja się słuchają. Chodzi o to, że te kutasy jako jedyni ocalali w Polsce mają...
- Resztki godności i rozumu człowieka? - przerwał mu Smuggler.
- Nie... To znaczy tak, ale nie tylko. Mają przede wszystkim szybki szerokopasmowy internet i sprawne serwery. Mają kontakt z calym światem. Wiecie co to oznacza?
- Że mogą grać w CS:GO i Minecrafta? - zastanawiał się Pan Szatan.
- Nie deklu. To znaczy tak, to też, ale to oznacza, iż możemy ich zlikwidować, przejąć serwery i odbudować Forum tak jak pan Papież przykazał.
- Zaiste - stwierdził Zaver, tylko po to by zaznaczyć swą obecność.
- Ale jak ich pokonać? - głowił się Rycho3D.
- Musimy zebrać drużynę - oznajmił Tiquill.
- No przecież jesteśmy - mruknął Yossarian.
- Musimy zebrać kompletną drużynę. Musimy wskrzesić poległych i wtedy na nich ruszyć. Musimy stanowić jedność. Tiquill i dwunastu apostołów PSI.
- Ale Dev jest w komputerze, bo umarł, a SD i seebeek17 nie żyją na amen - zauważył Pan Szatan.
- Trzeba więc zebrać ich szczątki i ożywić - zawyrokował Teeq.
- Niby jak? - spytał Komar.
- Ja to zrobię - wtrąciła się Monika - Dajcie mi tylko ich DNA, resztę zostawcie mnie.
- Serio wiesz jak to zrobić? - dopytywał się Yoss.
- Zaufaj mi. Co jak co, ale na plikach chr. się znam - uśmiechnęła się Doki.
- Ale to dużo pierdolenia będzie się z tym - stękał Iquid - Nie możemy sobie ot tak ich podbić w obecnym składzie? Jest nas całkiem sporo.
- To musi być prawilny skład PSI. Ty się nie liczysz, bo spierdoliłeś z forum 10 lat temu, a Smuggler, 9kier i Walaszek to tylko goście - oznajmił Tiq.
- A jeśli nie będziemy w komplecie to ich nie podbijemy? - dopytywał się Szynkacz.
- Wtedy nie będziemy mieli mocy błogosławieństwa Jana Pawła II - wyjaśnił Tiquill - W kaplicy Santiago el Compostela rozmawiałem z jego duchem. Jest w niebie i obiecał nam pomóc z całych sił jeśli zdołamy się zjednoczyć i zaprzestaniemy grzesznych praktyk względem jego cielesnych reliwki - tu Tiquill rzucił wściekłe spojrzenie ku Yossowi i Dzienisowi.
- Okej. Jaki jest więc plan? - spytał Radzik.
- Podzielimy się na trzy grupy. Każda z grup uda się po kod DNA zmarłego usera, a potem jak wrócicie to ten robot Monika ich wskrzesi. Następnie udamy się w trzynastu do ziem w środkowo-środkowej Polsce, gdzie koczuje plemię Makumby Chuja. Tam znajdziemy wejście do Agarthy, dziury w płaskiej ziemii, gdzie siedzi Rasa Panów. Tam już poprowadzi nas JPII ze swym błogosławieństwem i gdy ich podbijemy będziemy mogli cieszyć się nowym forum i nową miejscówą ze wszelkimi temu korzyściami! - rzekł Tiquill z emfazą.
- Oy hooy - podsumował Dzienis - To będzie niezła jazda.
- Może wreszcie wtedy docenicie moje starania - mruknął Tiquill.

c.d.n.
Ostatnio zmieniony 10 paź 2018, 20:57 przez Dzienis, łącznie zmieniany 1 raz.


I regret nothing
Awatar użytkownika
Dzienis
V.I.P.
V.I.P.
Posty: 12106
Rejestracja: 03 lut 2012, 18:53
Lokalizacja: Pojezierze Litewskie
Postawił piwo: 14 razy
Otrzymał  piwo: 6 razy
Kontakt:

06 lis 2020, 23:31

Rozdział 3

Rok 2080
Yossarian i Komar siedzieli przy prostym stole w najzwyklejszym na świecie domku w lesie. Obaj byli w chuj starzy i mieli długie brody.
- Kiedyś to było, kurła - powiedział od niechcenia Yoss otwierając swoje dzisiejsze śniadanie - butelkę piwa "Dwupawlan janu".
- Nie to co teraz - potwierdził Komar nabijając lufkę grasem z własnej produkcji, który hodował w małej gazowej szklarni koło domu - Nie pij tyle ziom od rana - dodał.- Pierdolę to, nie po to wymieniałem trzy razy bioniczną wątrobę by teraz być abstynentem - żachnął się były Grabarz popijając solidny łyk piwa - Ech, naszło mnie wspominać dawne czasy...
- To było coś - mruknął Komar który siedział w obłokach dymu - A pamiętasz Tiquilla?
- Ten stary skurwiel... Do dziś mam z nim niewyrównane rachunki - Yoss skrzywił się - Ale to był zjeb genetyczny.
- Chyba każdy ostatecznie miał z nim na pieńku - potwierdził Komar - Ciekawe co teraz robi.
- Mało prawdopodobne, że żyje. Miałby 107 lat. Choć te bioniczne organy czynią cuda. Chuj wie, może jest teraz cyborgiem - rzekł Yossarian i odpalił papierosa.
- A pamiętasz Radzika, Rycha, Dzienisa? Albo Zavera, Pirozioma? To była ekipa... - powiedział Komar.
- Ano była, jak mam nie pamiętać. Ile rzeczy żeśmy odjebali... - Yoss zaciągnął się fajkiem marki "Papierzosy".
- Albo Monikę? Jak byłeś w niej zakochany? - uśmiechnął się pod brodą Komarenko.
- Weź mi o tej kurwie nie przypominaj. Szkoda, że jest nieśmiertelna. Pewnie teraz daje dupy w Indiach, w końcu jest tam 7 miliardów kutasów do wyruchania.
- Dobrze, że jesteśmy od niej teraz daleko i nie musisz jej widzieć. Mało prawdopodobne, że tu przyleci - zaśmiał się Komar.
- No raczej. Tutaj jesteśmy bezpieczni od tej całej chujozy, przeludnienia, skażenia i biedy - potwierdził były Grabarz PSI.
- Co prawda to prawda - dodał Komar zaciągając się...

W oknie pojawiło się słońce. Było ono jednak słabe i oddalone. Na szczęście domek miał ogrzewanie gazowe i nowoczesne ocieplenie, dzięki czemu nie odczuwało się przenikliwego zimna, gdyż temperatura na zewnątrz wynosiła minus 112 stopni. I tak ciepło jak na styczeń. W końcu byli teraz na Tytanie, jednym z nawiększych księżyców Saturna i jedynym zdolnym do zamieszkania...


Back in time, rok 2020... farma Dzienisa

Załoga PSI zaczęła pakować swoje rzeczy celem wyruszenia po szczątki byłych userów. Nagle Yossarian wyprostował się, rozejrzał i postanowił coś powiedzieć.
- Panowie, to jest bez sensu. Dlaczego w ogóle wierzymy temu pierdzielowi?
- Ale że Tiqowi? - Iquid nadal był nietrzeźwy.
- No jemu. Uważam, że ten plan jest popierdolony. Nie musimy tego robić. Mamy dobre życie. Na chuj nam to? - zapytał Grabarz.
- Musimy, kurwa! - Tiquill poczerwieniał na mordzie niczym ruska dziwka na delirce - Tak jak pan papież powiedział!
- Jebać tego pedofila w czapce. Zdechł to zdechł na chuj drążyć temat. Jakieś kurwa objawienia to twój problem, a nie nasz - wkurwił się Yoss.
- Nie mów za innych! Może oni właśnie tego pragną?! - Senior Admin podszedł Grabarza sprytnym chwytem retorycznym.
- Ogólnie popieram to co mówi Yossarian - powiedział Radzik - A reszta z was?
- Ja również pierdolę tego papaja i Tiqa. Nie musimy go słuchać - powiedział Rycho - Jednak uważam, że warto najechać na plemię Makumby Chuja i tego elektronicznego Hitlera celem uzupełnienia zapasów, złupienia ich i w ogóle przeżycia ciekawej przygody. Kiepsko jest u nas z zaopatrzeniem ostatnio.
- Popieram Yossa i Rycha. Srać na papaja, ale najechać Makumbę można - dodał Komar, a Dzienis mu przytaknął.
- Czyli jak w końcu? - zapytał Radzik.
- Makumba tak, papaj nie! - zakrzyknęli wszyscy userzy, a Tiqowi zrzedła mina.
- Tak więc postanowione. Szykujcie broń, amunicję, alko i dragi. Chuj wie, co nas tam czeka, trzeba być gotowym - oznajmił Radzik i wszyscy z ekipy zaczęli pakowanie niezbędnych itemów do dwóch opancerzonych ośmioosobowych VW T1000 rocznik 90' z niezniszczalnymi silnikami przerobionymi na zasilanie paliwem marki bimber und olej opałowy.
- Dobra więc tak - zaczął Radzik gdy już skończyli - Jedziemy w składzie ja, Yoss, Komar, Dzienis, Rycho, Zaver, Pan Szatan, Piro. Owsiak i 9kier też jadą, ich talenty mogą być pomocne. Weźcie też laptop, Dev4ever może przydać się jako wsparcie IT jak znajdziemy gdzieś jakiś internet. A ty, jedziesz z nami? - zwrócił się Radziq do Teeqa.
- Jadę, przecież beze mnie nie dacie sobie rady - oznajmił dumnie Zniquill.
- Nie pierdol wierszy bo dziś nie dwudziesty pierwszy. Czyli jedenastu plus jeden wirtualny. Możecie wyjebać skrajnie tylne siedzenia w autach i dopakować jeszcze więcej amunicji i bimbru - podsumował Radzik - Za godzinę wyjeżdżamy. Wysrajcie się na zapas póki macie sedes do dyspozycji.
- Tylko nie zapchajcie mi kibla - mruknął Dzienis i poszedł pożegnać się z kur(w)ami.
- Może jakieś fajne dziołchy znajdziemy w tym plemieniu, heh - zażartował Komar.
- A propos. Monika zostajesz tu i pilnujesz tych alkoholików - zarządził Yossarian.
- Właśnie. A wy, Smuggler, Walaszek i Iquid macie pod naszą nieobecność wyprodukować więcej bimbru niż wychlejecie. Chuj mnie obchodzi jak tego dokonacie, ale macie być przydatni - polecił Radzik.
- Kurwa, trzeba będzie wykopywać krety chyba - zirytował się Smugg.
- A ja też zostaję? - zapytał Szynkacz.
- Tak, ktoś musi kręcić korbą żebyśmy mieli z wami łączność internetową. Przykro mi. Przywieziemy ci coś ładnego, może jakąś laskę do ruchania - uśmiechnął się Radzik.
- Seks, cipa, ruhanje, sperma - podniecił się Szynkacz.
- Morda tam. Dobra. To my spierdalamy. Bądźcie grzeczni, nie pijcie za dużo i brońcie farmy! - pomachał ręką Admin i wsiadł do busa.
- I nie ruchajcie Moniki - rzucił złowrogo Yoss - Bo wpierdol.
- Dobra, dobra, nara elo, wypierdalajcie już. Chodź pić Smugg - rzucił Iquid do byłego redaktora CDA.
- To pomysł je dobry - odparł Smugg i poszli.

Ekipa ruszyła więc w kierunku Mazowsza celem odnalezienia i złupienia plemienia Makumby Chuja. W pierwszym busie siedzieli Radzik (kierowca), Piro, Zaver, Komar, Pan Szatan i laptop z Devem. W drugim Yoss (kierowca), Rycho, Dzienis, Owsiak, Tiquill i 9kier.
- Cho się ruchać mała - powiedział Rycho do 9kier i zaczął ją obmacywać.
- Spierdalaj - odburknęła pasztetowata była recenzentka gazety CD-Sraction.
- I tak jesteś brzydka, sama spierdalaj - Rycho trzymał fason.
Podróż mijała im szybko, aczkolwiek powoli i mimo picia bimbru brakowało im jakichś głębszych rozrywek.
- Kurwa, ale bym coś rozjebał - rzucił mimochodem Dzienis.
- Może postrzelamy do zmutowanych zwierząt w lesie? W sumie jestem głodny, przydałoby się zdobyć jakieś żarcie - rzekł Yossarian.
- Dobry plan. Powiadom tamtych, że robimy postój - powiedział Rycho i wyjął broń.
I tak też zrobili. Ustrzelili dwa jelenie z pięcioma nogami i podwójnym porożem, po czym upiekli ich mięso i zjedli.
- Tak sobie myślałem - rzekł Tiquill gdy już najedzeni jechali dalej - czy może nie zmienić scenariusza w Postalu 4?
- Pracujemy nad tym przy moddowaniu - odparł Rycho3D jarając szluga.
- Może to wam się przyda - Tiquill wręczył Master Modderowi jakąś kartkę.
- Co to kurwa jest? - spytał Rycho pobieżnie czytając treść dokumentu.
- Jak byliśmy w siedzibie RWS to w pośpiechu wsadziłem to w kieszeń spodni i wobec dynamiki wydarzeń zwyczajnie o tym zapomniałem, Dopiero niedawno odkryłem tę kartkę jak szukałem drobnych - wyjaśnił Senior Admin.
- Dobrze, że w tym czasie nie prałeś spodni przez trzy lata - rzekł Yossarian - A co to w ogóle jest?
- To scenariusz Postala 4 według RWS. Myślę, że możemy przerobić grę wedle niego.
- Jakieś Edensin, wózki jezdniowe, klatki z gołębiami. Ciekawe... - rzucił Rychu czytając.
- Myślę, że warto by pomyśleć nad tą fabułą i wprowadzić ją w życie - powiedział Tiq.
- Panowie, chyba dojeżdżamy - rzekł Yoss zmieniając temat - Szykujcie się.
- O chuj, inaczej to sobie wyobrażałem - zadziwił się Komar.
- Srogie grzyby - dodał Owsiak.
- Dobra, parkujemy tutaj i obczajamy o co im chodzi. Tiquill, będziesz gadał - rzekł Yoss.

Użytkownicy PSi wyszli z transporterów i stanęli jak wryci. Ich oczom ukazały się prymitywne szałasy zbudowane z kości, jelit i skóry jakiegoś ogromnego stwora. Szli wzdłuż nich, aż nagle otoczyła ich chmara brudnych, śmierdzących, półnagich prymitywnych ludzi.
- Chcę rozmawiać z waszym przywódcą - zaczął Tiq.
- Makumba chuj - odparł jeden z prymitywów.
- Gdzie jest wasz boss? Który to szef? - dopytywał się Senior Admin.
- Makumba chuj - odparł tym razem inny współplemieniec, a potem dołączyła do niego reszta.
- Makumba chuj! Makumba chuj! Makumba chuj! - zaczęli krzyczeć wszyscy.
- To jakieś zjeby, nie umieją mówić niczego prócz Makumba Chuj - zadziwił się Pan Szatan.
- No co ty nie powiesz. Morda! - krzyknął Radzik, bo nie mógł już znieść tego jazgotu.
Wszyscy się uciszyli.
- Chakumba muj? - spytał nieśmiało jakiś dzikus.
- Tylko ja mogę do nich mówić "Morda!" - odezwał się nagle jakiś człowiek. Był to wysoki szczupły dobrze ubrany młody mężczyzna, który wyglądał przy prymitywach niczym top model z wybiegu. Zbliżył się do naszych bohaterów.
- Ja was znam. Kopę lat, Postalsajtowcy - rzekł prawdopodobny przywódca dzikusów.
- My ciebie też...

Rozdział 4


- ... Ryuq - dokończył Radzik patrząc podejrzliwie na byłego admina PSI.
- Ale jak? - nie dowierzał Tiquill - Przecież zajebaliśmy ciebie i Pangię w sezonie pierwszym.
- Tylko udawaliśmy martwych. Udało nam się wykaraskać - wyjaśnił Kapitan Ukraina - Co was tu sprowadza?
- Gówno, ręce do góry i dawajcie cały towar jaki macie, alko, dragi, żarcie, paliwo, akumulatory! - krzyknął Rycho wyjmując SMEGA - Albo nacisnę prawy przycisk i rozpierdolę kilku z was jednym strzałem!
- Uspokój się Rycho, proponuję się dogadać - zaproponował dyplomatycznie Radzik - Wiem, że dawniej mieliśmy z tobą na pieńku a ty z nami, choć akurat mnie przy tym nie było, ale lepiej zapomnieć dawne niesnaski i zastanowić się - co dalej?
- Ja już o tym w sumie zapomniałem. Pangia niestety zginął po wybuchu atomówki w Rzeszowie. Ale udało mi się znaleźć nowego pomocnika - oznajmił Ryuq, a z jednego z szałasów wyszedł jakiś typek.
- Siema, mówcie mi Malina - przywitał się koleś.
- No elo - przywitał się Yossarian - Słuchaj Ryuq, czyli rządzisz tymi troglodytami czy jak? To ty jesteś elektronicznym Hitlerem czy tam innych chujem?
- Nie no kurwa - zaśmiał się Ryuq - Elektroniczny Hitler to Korter.
- Co kurwa? - skrzywił się Tiquill - Przecież zajebaliśmy go dawno temu.
- Zajebaliście tylko jego klona - wyjaśnił Ryuq - Prawdziwy korter jest tam na dole, w kanałach serwerowni.
- Kurwa, wy przeżyliście, Korter przeżył, i co jeszcze, może Małysz też przeżył? Nikogo nie zabiliśmy? - zirytował się Yossarian, po czym wyjął szluga na uspokojenie i zapalił.
- Nie, Małysz nie żyje, podobnie jak większość narciarzy, w końcu zniszczyliście Zakopane - rzekł Ryuq - Głośno było o waszych działaniach na całą Polskę.
- No się, wie - uśmiechnął się dumny Tiquill - Słuchaj, to ten, jak stoicie z zapasami? Może spytaj się kortera czy nie moglibyśmy się może wymienić czy coś, bo on z nami pewnie gadać nie zechce po tym co zrobiliśmy jego klonowi...
- To nic nie da, bo to nie Korter jest szefem - odparł Ryuq - Szefów jest dwóch, a czy zechcą z wami gadać? Może być ciężko, jeden z nich was nienawidzi za pewną rzecz...
- A jaka jest tu twoja rola? - dopytywał się Komar.
- Szefuję tym debilom tu na powierzchni, pomaga mi Malina. Jako jedyni mamy normalne mózgi i potrafimy normalnie funkcjonować. Ci tutaj byli napromieniowani jakimś świństwem i umieją mówić tylko Makumba Chuj oraz wykonywać proste prace fizyczne. Ja z Maliną w momencie eksplozji byliśmy pod ziemią w metrze warszawskim. Przez jakiś czas żyliśmy pod ziemią razem z ocalałą grupką z sekty Świadków Jehowy. Byli pokojowo nastawieni, więc ich wykorzystywaliśmy ile się dało. Po pewnym czasie jednak zapasy się skończyły i musieliśmy wyjść na powierzchnię. Ciężko było znaleźć coś sensownego, więc w końcu zabiliśmy wszystkich Jehowych i ograbiliśmy ich z resztek rzeczy. Następnie spotkaliśmy tych tutaj idiotów. Pokroiliśmy ciała Świadków i daliśmy im je do jedzenia w ten sposób zyskując ich zaufanie i wdzięczność. Szli potem za nami i traktowali jak półbogów. W końcu napotkaliśmy to miejsce. Było tu pełno odpadów po jakimś gigantycznym stworze. Wspólnie z jego części ciala zbudowaliśmy tę wioskę wokół wejścia do tego bunkra. Jakoś żyliśmy sobie, robiąc polowania i uprawiając ziemniaki. Nie mogliśmy jednak długo otworzyć bunkra, ze względu na nieznajomość kodu do drzwi wejściowych...
- Niech zgadnę - przerwał mu Pan Szatan - Hasłem było 2137?
- Tak, skąd wiedziałeś? - zdziwił się Ryuq.
- Wszystkie kombinacje i kody są właśnie tą liczbą - wyjaśnił Piroziom - To klątwa papaja.
- Aha. No chuj tam z tym - podsumował Ryuq - Co do tych dzikusów to myślę, że po prostu zostali zahipnotyzowani lub z powodu jakiejś traumy umieją mówić tylko "Makumba chuj".
- Powinieneś chyba wiedzieć, że tym stworem z którego zrobiliście tutaj osiedle... był Loc - powiedział Pan Szatan.
- O ja pierdolę... - Ryuq wytrzeszczył oczy.
- Mniejsza z tym. Prowadź nas do swoich wodzów - powiedział Radzik.
- To nie jest takie proste. Muszę mieć na to zezwolenie. Jestem nadzorcą jedynie naziemnym. Pod ziemią dzieją się inne rzeczy...
- Dobra, to idź im powiedz tak - zaczął Tiquill - Chcemy 1000 litrów bimbru, 200 kg dragów, 100 kg amunicji, 2000 litrów paliwa, z 50 akumulatorów i z 10 generatorów prądu oraz jakieś baterie słoneczne też by się przydały. A i kilka najładniejszy dzikusek byśmy sobie wzięli, do ruchania.
- A co dacie nam w zamian? - zapytał Ryuq.
- W zamian damy wam wszystkim kulki w łeb jeśli nie spełnicie tych warunków! - odparł zirytowany Dzienis - Idź i im to przekaż, albo sami tam pójdziemy.
- Igracie z ogniem - Ryuq pokręcił głową - Idę im przekazać, ale nie oczekujcie pozytywnej odpowiedzi.
- A w ogóle to co to za serwerownia? - zadał sensowne pytanie Radzik.
- To serwerownia Wykopu, należała do Michała Białka, ale została przejęta i nie on jest teraz tutaj bossem - rzucił na odchodne Ryuq, po czym wcisnął kod i udał się do podziemii windą w dół.

Mijały minuty. Ekipa w tym czasie przyglądała się wiosce. Ludzie tu przebywający nie mieli żadnych zahamowań i robili losowe rzeczy. Niektórzy uprawiali seks na widoku, inni gotowali jakieś śmierdzące żarcie albo ostrzyli prymitywne dzidy lub robili strzały do łuków. Na stercie leżało kilka zdechłych zwierząt, z polowań. Nie widać tu było śladu cywilizacji, nikt nie używał prądu czy paliwa, a ludzie chodzili w postrzępionych szmatach i byli brudni. Było kilka rozpalonych ognisk, ktoś piekł jakieś skwarki. Co jakiś czas któryś z członków plemienia mówił "Makumba chuj" i nic poza tym.
- Ale tu jebie - podsumował Komar - Te "laski" to trzeba będzie jakoś zdezynfekować zanim będą zdatne do użycia.
- Te skwarki to pewnie z Loca... - zatkał nos Zaver.
- Ciekawe o co im chodzi z tym Makumba Chujem - zastanawiał się Piroziom.
- Strasznie tu też śmierdzi mokrym psem - dodał Pan Szatan.
- Bo jeden z nich rucha psa - wyjaśnił Malina, który stał w tym czasie z bohaterami - O ten, tam.
- O kurwa - wymsknęło się Dzienisowi gdy zobaczył jakiegoś dzikusa spółkującego z dużym psem z mokrą sierścią.
- Nie patrzcie na to - rzekł Radzik - Ryuq już wraca.
Po chwili były admin PSI dołączył do ekipy.
- Tak jak myślałem - wasze żądania zostały odrzucone - oznajmił Ryuq - Macie pięć minut by stąd odejść, inaczej zostaniecie zgładzeni.
- Mówiłeś im w ogóle kim jesteśmy? - dopytywał się Tiquill.
- Nie mówiłem, inaczej by was zabili tak czy siak, jeden ma ku temu solidny motyw. Dałem wam szansę. Lepiej już sobie idźcie - powiedział niecierpliwie Ryuq.
- W takim razie ja chcę iść z nimi - oznajmił nieoczekiwanie Malina - Gorzej niż tutaj na pewno mi nie będzie. Mam dość tego życia w tym miejscu.
- Jak możesz tak mówić? - obruszył się Ryuq.
- Słuchaj Ryuq, mam inny plan - powiedział nagle Tiquill - Dołącz również do nas i podbijemy to miejsce. Niby co nam mogą zrobić? Traktują cię jak chłopca na posyłki, musisz im służyć. Pierdol to. Dołącz do nas i wskrzesimy na nowo PSI! Widzę tutaj potencjał na nową dobrą bazę.
- To nie takie proste... Nie podbijemy ich, są za silni... - odparł Ryuq wahając się.
- Zalejemy ich morzem ognia i żelaza... - oczy Rycha zaszły krwią...
- Korter zbudował maszynę klonującą... W każdej chwili z tamtego otworu mogą wybiec setki nowych Korterów, zdoła wyprodukować ich kilkanaście tysięcy dzięki zapasom które zgromadził z pomocą moją i tego plemienia. Żadna ilość amunicji nie będzie w stanie ich pokonać dopóki maszyna klonująca działa. Korter będzie posłuszny szefostwu, gdyż są oni w posiadaniu ogromnego legendarnego artefaktu dzięki któremu sprawują nad nim oraz nad tym plemieniem kontrolę... - dywagował Ryuq.
- Ciekawi mnie kim są w końcu ci "szefowie" - zainteresował się Komar.
- Chuj z nimi, dla mnie już są martwi - wtrącił się Dzienis.
- Co z tym artefaktem? - drążył Tiquill.
- No więc, ten artefakt to tak naprawdę połączenie trzech relikwi. Jeden z szefów nosi je na szyi, przez co może przejąć kontrolę nad każdym żywym stworzeniem w promieniu 50 metrów od niego. Nad Korterem oraz nade mną i Maliną jeszcze nie przejął kontroli, ale cały czas nasz szantażuje i grozi, że jeśli odwrócimy się od niego i jego kompana to przejmie nad nami władzę. Ten artefakt nosi nazwę 3CH ze względu na jego właściwości. Pierwszą z relikwi są wąsy Adama Małysza, symbolizują one Charyzmę. Drugą - jądra Wojtyły które znalazł po waszej wojnie z ruskimi, symbolizują one Chędożenie, w sensie potencję. Trzecią i najważniejszą - to zmumifikowany mózg BloodLogina, który symbolizuje Chaos, ewentualnie też Chujozę. Połączone razem dają 3CH, który w uproszczeniu nazywamy po prostu Wielkim Artefaktem.
- Łał - zadziwił się Komar - Ale to wszystko popierdolone.
- A nie robisz nas w chuja? - Rycho gładził lufę karabinu nie mogąc zdzierżyć, że jeszcze nikogo nie zapierdolił i nie wyruchał.
- Nie mam ku temu powodu. Musicie mi zaufać. Nie da się ich podbić - rzekł Ryuq zrezygnowany.
- Myślę, że mam pewien plan... - powiedział zamyślony Tiquill - Jest on ryzykowny, ale może się udać.
- Tylko błagam, nie krzywdźcie tych debili tutaj. Oni nie są niczemu winni - prosił Malina.
- Nie zamierzamy jak nie będzie potrzeby, my również potrzebujemy taniej siły roboczej i mięsa do ruchania - rzekł Yoss - Co to za plan Tiq?
- A więc...

Rozdział 5

- ... zaczekaj - przerwał mu Rycho3D - To przecież proste. Możemy zagazowac ich przez otwory wentylacyjne, muszą jakieś mieć.
- Ni chuja. Obok otworów są czujniki i kamery. Gdy wykryją jakieś niepożądane działania od razu uruchamia się sytem rakiet samonamierzających oraz miotaczy ognia - wyjaśnił Ryuq.
- To napierdalajmy do bunkra z bazook z bezpiecznej odległości - zaproponował Piroziom.
- Jest tam tyle stali, ołowiu i zbrojenia, że prędzej się zesracie, zużyjecie wszystkie pociski, a osłonie nic się nie stanie - rzekł Ryuq.
- Nauczyłem się latać helikopterem od prawdziwego666, może spuszczę więc z góry jakiegoś mini-nuke'a z uranem? Tego nie przetrzyma żadna konstrukcja! - podniecił się Owsiak.
- Idioto, zabijesz wszystkich tutaj, poza tym chcemy przejąć ten bunkier, a nie napromieniowane gruzy po nim. Papież jeden wie, ile tam może byc skarbów. Może dacie mi dokończyć i powiem w końcu jaki ja mam na to plan, co łosie? - zirytował się Tiquill.
- Słuchamy cię więc, Łysa Pało - rzekł grzecznie Pan Szatan.
- Plan jest taki - ja i 9kier przebieramy się za dzikusów. W sumie 9kier nie musi się przebierać, wygląda jak pomyłka ewolucji, wystarczy że po prostu się rozbierze. Ryuq zaprowadzi nas do środka bunkra przed oblicze szefów. 9kier w sposób subtelny odwróci uwagę jednego z szefów swoimi wdziękami, a ja powstrzymam drugiego za pomocą swojej specjalnej mocy...
- Jakiej kurwa mocy? - zapytał zdziwiony Komar.
- Nie mówiłem wam, ale mogę wezwać specjalną osłonę obronną, coś jak miał Duda od Rydzyka jak nas napadł, tyle że moja jest lepsza, bo od papaja i nie jest podatna na żadną broń ani moc. Otrzymałem tę zdolność od Wojtyły, gdy objawił mi się jego duch podczas mojej niedawnej pielgrzymki. Moc ta działa raz dziennie przez minutę, o godzinie...
- Dwudziestej pierwszej trzydzieści siedem - dokończył Yossarian - Kurwa, ale ci zazdroszczę. To co prawda tylko minuta, ale wiele można wtedy zdziałać.
- Właśnie - wyszczerzył pożółkłe zęby Senior Admin - Moc tę mogę wezwać intonując Barkę, ulubioną piosenkę papieża. Tak więc, 9kier zajmie jednego szefa, ja zablokuję amulet drugiemu po czym mu go odbiorę. Wy dokładnie o 21.37 gdy zacznę intonować Barkę wejdziecie do środka i zniszczycie maszynę klonującą eliminując też wszystkie klony oraz Kortera, gdyż sam przez minutę nie zdażę tego zrobić. Wtedy bunkier będzie należeć do nas!
- To jest w teorii dobry plan, ale jego główna oś polega na zaufaniu do ciebie - zauważył Radzik - a z tym jest u nas dość krucho delikatnie mówiąc...
- A jeśli ta jego osłona nie zadziała, w sensie wciska nam kit to będziemy debilami? - zapytał Rycho - Może to nie takie złe...
- Nie będziemy debilami, Rycho. Będziemy martwymi debilami - westchnął Yossarian - Kurwa sam już nie wiem. Chociaż mam pewien pomysł. Może poczekajmy jeden dzień. Tiquill zaprezentuje nam dzisiaj swoją moc, a jak udowodni, że ona naprawdę działa, to wtedy nazajutrz zrobimy według jego planu. Co wy na to?
- Gud ajdija - pokiwał głową z uznaniem Komar.
- Tak więc zrobimy - zatwierdził Radzik - Tymczasem poczekamy sobie.
Przez kolejne dwie godziny pili więc bimber i palili akodin z ziołem, jakiś kilometr od wioski poza zasięgiem kamer. Gdy nastała 21.36 Radzik podszedł do Tiquilla, który siedział w milczeniu w kręgu obok ogniska i pił indiański napar z wydzieliny pochwy żaby i spermy lisa.
- No to pokaz tą swoją magię, Kekuill - zwrócił się Admin do Senior Admina.
Tiq spojrzał na zegarek i zaintonował Barkę. W kilka chwil wokół niego pojawiła się kremówkowego koloru subtelna aura śmierdząca lekkim starczym odorem.
- Rycho przetestuj - polecil Radzik Rychowi odsuwając się na bezpieczną odległość.
- To za to, że nazwałeś mnie szują ty stary łysy kondonie! - rzucił podkurwiony Rycho i wycelował w Tea'quilla ze SMEGA, po czym wcisnął alternatywny strzał.
Nastał ogromny huk, siła strzału wyrwała kilka pobliskich drzew z korzeni i połamała gałęzie, w ściółce pojawiła się spora dziura na dnie której siedział Tiquill w nienaruszonym stanie nadal siedząc w kucki po turecku ze spokojem i lekkim delikatnym kpiącym usmieszku na twarzy, znaczy na mordzie.
- Ooo ja pierdolę... - Rychowi az pukawka wypadła z rąk - A więc jebaniec nie kłamał!
- Czyli trzymamy się twojego planu - wydusił równie zszokowany Radzik - Odpoczywaj Tiq. Jutro nasz wielki dzień.
23 godziny później, niedługo przed akcją...
Ekipa PSI zebrała się ponownie przed wioską. Przy okazji dowiedzieli się, że osiedle nazywa się Suran, na cześć miasteczka z Morrowinda w którym mieścił się jedyny na wyspie burdel. Wszyscy byli uzbrojeni po zęby, mieli kamizelki kewlarowe, hełmy i tarcze SWAT oraz żądzę mordu w oczach. Ryuq wręczył im też plany serwerowni, coby w niej się nie zgubili.
Tymczasem Tiquill przebrał się w łachmany, dokleił sobie większy zarost z łoniaków, wytarzał się w błocie i poczernił sadzą zęby. 9kier z kolei rozebrała się do naga, ale i tak była najbrzydsza z tutejszych dzikusek.
- Może lepiej wziąć którąś z tutejszych dziołch? Ona jest paskudna - zauważył Ryuq.
- Ma czarny pas w obciąganiu i jest wciąż ciasna mimo czterocyfrowej liczby kutasów w swojej karierze - odparł Owsiak - Uwierz mi, nada się.
- Niech wam będzie - westchnął Ryuq - Wiele ryzykuję tą akcją. Pamiętajcie, że prowadze was do środka, a potem musicie radzić sobie sami, ja stamtąd spierdalam. Nie chcę być pod wpływem debilizatora... - zwrócił się do Tiquilla i 9kier.
- Odwagi, bracie - dodał mu otuchy Tiquill.
- Spierdalaj - wysapał Ryuq - Dobra idziemy.
- Pilnujcie zegarka. Do zobaczenia wkrótce. Nie lękajcie się! - pobłogosławił ekipę Tiquill i razem z Ryuqiem i recenzentka weszli do windy bunkra.
Po kilkunastu sekundach zjechali w dół. Tiquill nawet nie patrzył na zegarek, miał ustawiony alarm. Było jeszcze cztery minuty do godziny zero.
- Udawajcie zjebów - szepnął cicho Ryuq - To powinno być proste, bo nimi jesteście.
- Makumba chuj - odparli Tiq i 9kier, choć wewnętrznie byli wkurwieni.
Wokół pełno było klonów Kortera wyglądających jak Hitler w mundurze. Byli identyczni, trudno powiedzieć, który z nich był prawdziwym Korterem.
- Dobra, korytarzem w lewo i do końca. Ja już spierdalam - oznajmił Ryuq, po czym spierdolił z powrotem do windy szybkim krokiem.
Tiquill i 9kier dotarli w końcu do celu i otworzyli drzwi. 9kier pozostała niewzruszona, ale Tiquillowi opadła metaforycznie szczęka, choć nie dawał tego po sobie poznać. Byla godzina 21.35...
W dużym skomputeryzowanym pomieszczeniu na dużych nowoczesnych fotelach z ekoskóry siedziało dwóch ludzi, jeden młody, drugi trochę starszy.
- Co jest kurwa - zdziwił się starszy - Ryuqa pojebało że wpuścił tu tych dwóch śmierdzieli?
- Dzwoń do niego, nie puścimy mu tego płazem - dodał młodszy - Czekaj, ja tego chyba kojarzę skądś...
- No ja też - dodał starszy - Hmmm...
- Makumba chuj. Makumba chuj - rzucił Tiquill szybko starając nie dać po sobie poznać jak bardzo jest zaskoczony.
- Eeee, zdawało mi się, to zwykły zjeb jakich tam wiele - żachnął się starszy - Podoba mi się za to ta dziunia...
- Makumba chuj - powiedziała 9kier, po czym odwróciła się i wypięła swoją zarośnięta kuciapę siedlisko HCV, rzeżączki, syfa i bakterii e-coli.
- Mmmmm - oblizał się starszy, a pod paskiem jego spodni pojawił się namiot - Wezmę ją na stronę i wypierdolę, uwielbiam takie bezczelne s00ki z morda zmutowanego konia po mukowiscydozie.
- Masz chory gust, ale o gustach się nie dyskutuje, Lothar - skomentował to młodszy - A ty wypierdalaj! - zwrócił się do Tiqa.
Lothar wziął 9 kier i zamknął drzwi od łazienki. Wówczas Tiq zerwał sztuczną brodę i włożył okulary przeciwsłoneczne.
- Tyyy... - wybałuszył oczy młodszy szef - Jak śmiesz tu wchodzić, gnido?
- To raczej ja mam prawo być zaskoczony - rzekł Tiquill - Jakim cudem przeżyłeś?
- Że co? - nie zrozumiał młody.
- Jakim cudem ty żyjesz, seebeeku17? - powtórzył Tiq.
W tym momencie zadzwonił alarm w zegarku. Była godzina 21.37.
- Wchodzimy, ruchy ruchy ruchy, goł goł goł! - poganiał ekipę Radzik.
Weszli do windy akurat w momencie jak wyszedl z niej Ryuq. Radzik, Yoss, Komar, Rycho, Dzienis, Zaver, P.Szatan, Piro i Owsiak, uzbrojeni od stóp do głów. Wcześniej Dev4ever przebywający w laptopie zdołał zdalnie shakować kamery serwerowni tak by byli niewidoczni. Zjechali na dół i zajęli pozycje, na samym wstępie sprzątnęli czterech klonów - strażników windy. Posuwając się wzduż ścian i osłaniając tarczami zdobywali teren po kawałku. Bliższe klony załatwiali seriami z karabinów, dalsze ze snajperki.
- Maszyna klonująca jest blisko, 50 metrów za tamtą ścianą - wyjaśnił Radzik.
Na razie szło gładko, nikt nie był nawet ranny. Klony były typowym mięsem armatnim i poza ilością nie prezentowały zbyt wysokiego wyszkolenia bojowego.
- Bułka z masłem - splunął na zwłoki jakiegoś klona Rycho3D - Piro podkładaj ładunki pod tamte drzwi, wysadzamy je i rozpierdalamy maszynę.
W międzyczasie Tiquill patrzył w oczy żywemu trupowi w jego mniemaniu, seebeekowi17.
- Sądząc po hałasie chyba mam gości. Wykazałeś się ogromną naiwnością wchodząc tutaj tak na pałę. Ryuq nie mówił ci, że mam Artefakt? Zaraz będziesz mój ty łysy debilu - to mówiąc seebeek17 zdjął z szyi Wielki Amulet (którym był metalowy talerz na łańcuchu z poprzyklejanymi do niego taśmą samoprzylepną relikwiami) i wycelował nim w Tiqa.
- Owszem wiedziałem - uśmiechnął się Tiq, po czym zaczął śpiewać - "Oooo panie, to Ty na mnie spojrzałeś... Twoje usta dziś wyrzekły me imię..."
Wnet Senior Admina otoczyła kremówkowa aura ochronna.
- Na potęgę Posępnego Bloodlogina, Skoczka Dekarza i Papieża Pederastę, siło przybywaj! Teraz jesteś mój! - wykrzyczał seebeek17 celując Świętym Kurwa Amuletem w kierunku Teequilla, po czym z połączonych relikwii wyskoczyła potężna trójmoc, która jednak napotkawszy osłonę nie mogła jej przebić.
- Co jest kurwa? - zdziwił się seebeek?
- Jajco, pomyśl przez chwilę - odparł Tiquill, po czym najzwyczajniej w świecie podszedł do seebeeka, odebrał mu Amulet i włożył sobie na szyje. W tym momencie osłona papieska przestała działać, ale nie miało to już znaczenia.
- Nieeee!!!! - zawył seebeek i padł na kolana.
- Co to za hałasy? Ale to było dobre ruchanie - powiedział Lothar wychodzac z łazienki - Co tu się odpierdala?!
- Gówno. Teraz ja tu rządzę. Na kolana, to może pozwolę wam żyć! - krzyknął Tiquill celując w nich amuletem.
- Błagam, zlituj się, będziemy ci służyć - łkał seebeek.
- Tiquill.... Ty stary obwiesiu, szubrawco, szmaciarzu... - na twarzy Lothara pojawiła się wściekłość - Nigdy nie będę ci służył.
- Jak chcesz. Miłego bycia debilem! - rzekł Tiq, po czym wystrzelił w Lothara mocą amuletu.
- Lothar nie! - krzyknął seebeek, ale było za późno.
- Makumba chuj - powiedział bezmyslnie Lothar, zamieniony w przygłupa.
- Zajebiście.... - syknął złowieszczo Tiquill - A teraz mów eesbeeku bezbeku jakim cudem ty wciąż żyjesz - dodał Senior Admin sadowiąc się wygodnie w fotelu.
- Ja nigdy nie umarłem. Ten który zginął - to był mój brat bliźniak - drżącym głosem objaśniał seebeek - Byliśmy bardzo zżyci. Korzystaliśmy razem z jednego konta. Losowaliśmy kto pojedzie na zjazd. Padło na niego - wyciągnął krótszą zapałkę. Odszukałem jego grób... Wtedy spotkałem nieznajomego...
- Jakiego nieznajomego? - zainteresował się Tiq.
- Nie wiem. Był cały w czarnej szacie, a zamiast jego twarzy w kapturze widniała tylko czerń. Biła od niego niewyobrażalna aura zła i mroku. Przesłał mi wizję z położeniem wszystkich relikwi potrzebnych do amuletu. Uznałem, że i tak nie będę miał nic lepszego do roboty, więc w ramach przygotowań do zemsty na was zebrałem je i połączyłem w Amulet.
- Zemsty na nas? To nie my zabiliśmy seebeeka tylko Małysz! - wkurwił się Tiq.
- Nie mogłem tego wiedzieć. Nieznajomy mi tego nie zdradził. Po pewnym czasie po apokalipsie spotkałem Lothara. W katastrofie nuklearnej zginęła jego rodzina, Linka i ich dziecko. Ta katastrofa była pośrednio przez was. Również miał motyw zemsty. Połączyliśmy więc siły. W wizji miałem widok tej opuszczonej serwerowni. Wszystko było sprawne, przejęliśmy ją. To w tej chwili najlepsze miejsce do życia w Polsce. Potem jeszcze przyszedł Ryuq z obdartusami i mieliśmy własna siłę roboczą. Żyć nie umierać, srać nie podcierać. To wszystko co mam do powiedzenia. Mogę być twoim zastępcą, tylko nie rób mi krzywdy i nie traktuj mnie Amuletem.
- Zobaczymy, zobaczymy... - uśmiechnął się złowieszczo Tiq obracając w dłoniach Amuletem... Po chwili przybrał jednak poważną minę, wstał i wyszedł z pomieszczenia.
Tymczasem centralną częścią serwerowni wstrząsnął potężny huk odpalonych ładunków. Pancerne drzwi wyjebało z hukiem, zabiły one z miejsca dwa klony przygniatając je do ściany. Ze środka wybiegła cała chmara klonów.
- Kurwa, jak w tym filmie, jak on się nazywał, no... - zastanawiał się Komar.
- "Atak klonów"? - zaproponował Zaver.
- Tak! Dzięki. Jak w "Ataku klonów" - strzelił palcami Komar zadowolony z siebie.
- Co to za pierdolisy? Zaraz nas zajebią jak tak będziemy stać. Dzienis, Szatan, Zaver, dawajcie miniguna! - krzyknął Radzik.
Po chwili userzy przynieśli ciężki sprzęt. Włożyli go na Yossariana, ktory pod jego ciężarem ledwo utrzymywał się na nogach.
- Jesteś pewien, że chcesz z tego strzelać? Masz słaby wzrok... - zatroskał się Radzik.
- Tu nie trzeba dobrego wzroku, tu trzeba nakurwiać. Napierdalamy! - wrzasnął Yossarian, po czym odpalił spust.
Terkot amunicji rozbrzmiał na całą serwerownię. Obracająca się machina zagłady niszczyła setki zastępów klonów. Zaver z Dzienisem podawali amunicję uważając by wątły mangozjeb który z najwyższym trudem utrzymywał broń i kręcił się na boki pod wpływem odrzutu ich nie rozdeptał. Reszta userów nakurwiałą ze standardowych broni.
- Ile... ich... kurwa... jeszcze... stamtąd... wyjdzie!!! - wysapał fan anime którego palec już parzyl od spustu.
- Przypierdolcie z granata! - zarządził Radzik i userzy rzucili granaty jak najdalej od siebie, które po chwili wybuchły.
Nagle cały hałas ucichł. Amunicja do miniguna się skończyła, wokół był dym, smród, krew i flaki. Gdy kurz opadł ujrzeli zakrwawionego ciężko rannego umierającego Kortera.
- To musi być on - rzekł Radzik.
- Skąd wiesz? - zapytał Komar.
- Ma naszywkę "Original" na mundurze - wyjaśnił Radzik.
- Stać! - krzyknął nagle ktoś zza ich pleców.
- Co jest kurwa? - zawołal Rycho i odwrócil się, podobnie jak reszta.
Za nimi stał Tiquill celując w nich Amuletem...


I regret nothing
Awatar użytkownika
Dzienis
V.I.P.
V.I.P.
Posty: 12106
Rejestracja: 03 lut 2012, 18:53
Lokalizacja: Pojezierze Litewskie
Postawił piwo: 14 razy
Otrzymał  piwo: 6 razy
Kontakt:

06 lis 2020, 23:32

Rozdział 6

- Co jest Tiq? Udało ci się zdobyć Wielki Amulet? - zapytał zaintrygowany Radzik.
- A i owszem. Teraz ja jestem w jego władaniu i teraz będziecie wykonywać moje polecenia, w przeciwnym razie zamienię was w bezmózgich debili którzy potrafią mówić tylko "Makumba chuj", muahahahahahaha! - zaśmiał się Tiquill złowrogo.
- Ty pierdolony dupku! Zarozumiały, gnidowaty wypierdku! Wbiłeś nam nóż w plecy zdrajco! - zbulwersował się Komar, a Yossarian wycelował minigunem w Tiqa.
- Jakieś ostatnie słowa? - spytał właściciel Mitsubishi Eclipse?
- Czeka cię rzecz gorsza od mangozjebstwa. Przyjmij więc dar bloodloginki, odtąd będziesz "specjalny" a downy będą patrzeć na ciebie z wyższością - to mówiąc Tiq dotknął palcami wskazującymi boków swej łysej czaszki i telepatycznie wysłał falę debilizmu z amuletu która wystrzeliła z niego różową poświatą, niczym legendarna ranga "Ciota" na forum...
- Nieeee! - krzyknął Dzienis, po czym skoczył w zwolnionym tempie niczym na filmach przed Yossariana przyjmując na siebie falę zjebizmu.
- Hah, ale debil. Poświęcił się dla ciebie, teraz nie ma już dla niego ratunku. Ktoś jeszcze ma ze mną jakiś problem, czy odtąd będziecie mnie słuchać? - zapytał śmiało Tiquill.
- Ty skurwielu! Odwróć to co zrobiłeś! - krzyknął Yossarian, aż z wściekłości zaparowały mu szkła okularów.
- Makumba chuj - powiedział Dzienis i zaczął drapać się po dupie.
- Macie 10 sekund by powiedzieć "Tiquill jest wielkim i nieomylnym adminem, odtąd będziemy go słuchać i mu służyć z całych sił". Jak więc będzie? Wyznajecie wiarę we mnie, czy zostajecie Makumbami chujami? - zadał pytanie Senior Admin PSI mierząc w ekipę Amuletem.

Członkowie ekipy PSI stali bezradnie z wściekłością wymalowaną na twarzach i zaciśniętymi ustami. Po chwili Radzik pytająco uniósł wzrok na brygadę. Ci milcząco skinęli głowami.
- Tiquill jest wielkim i nieomylnym adminem, odtąd będziemy go słuchać i mu służyć z całych sił - wydukała po cichu brygada, niczym modlitwę na porannej niedzielnej mszy gdy jeszcze trzymają %.
- Głośniej i wyraźniej, nie słyszę kurwa - rzucił poddenerwowany Tiq.
- TIQUILL JEST WIELKIM I NIEOMYLNYM ADMINEM, ODTĄD BĘDZIEMY GO SŁUCHAĆ I MU SŁUŻYĆ Z CAŁYCH SIŁ!!! - zawołała głośno ekipa.
- Nie słyszę was, kurwa! - wrzasnął Tiq wymachując TheAmuletem.
- TIQUILL JEST WIELKIM I NIEOMYLNYM ADMINEM, ODTĄD BĘDZIEMY GO SŁUCHAĆ I MU SŁUŻYĆ Z CAŁYCH SIŁ, KURWA JEGO MAĆ!!! - wrzasnęła głośno ekipa ze łzami upokorzenia w oczach.
- Noooo..... to rozumiem. Mmmmmm, to rozkosz widzieć jak korzycie się przede mną. Aż się chyba napaliłem na stare lata. - oblizał się obleśnie Tiq - Ale przyjemności za chwilę. Najpierw czas na formalności. Chyba nie chcieliście rozwalić tej fajnej maszynki, co? - mówiąc to, Tiquill zbliżył się do maszyny, wyjął broń Korterowi i dobił go jego własnym gunem. Tak skończył ostatecznie swój żywot największy nazista od czasów III Rzeszy. Następnie The Great Admin wyrwał sobie rzęsę i umieścił ją w podajniku maszyny klonującej, po czym ustawił liczbę (2005) i wcisnął Enter. Z maszyny po chwili zaczęły wyskakiwać jego własne klony. Wyglądały identycznie jak Tiq, tylko były nagie. Każdy klon od razu po wyjściu z maszyny szedł do zbrojowni po mundur i broń. Ekipa PSI w tym czasie stała jak pizdy i luje patrząc na czubki swych butów, jedynie Dzienis obgryzał paznokcie u stóp.
- No co? Zastanawiacie się pewnie dlaczego ustawiłem 2005, a nie 2137? Ta pierwsza liczba to rok śmierci papieża, ta druga jest zbytnio nadużywana. Wiecie jaki mam do niej uraz mimo wszystko... - oznajmił Tiquill oparty wygodnie o maszynę z której wyskakiwały jego klony.
- Zastanawialiśmy się raczej, dlaczego masz taką małą pał... - nie dokończył Rycho, bo Radzik przezornie zatkał mu mordę.
- Masz szczęście, lubelska szujo, że polepszył mi się humor. Szkoda twoich talentów na zdebilenie. Będziesz pracował nad Postalem 4 i nadzorował budowę ogrodzenia wokół serwerowni i wioski - zarządził Tiq - Reszta też się nie będzie opierdalać. Radzik naprawisz kamery i unowocześnisz system informatyczny. Komar, Yossarian i Piroziom będą organizować broń do magazynu. Zaver, Pan Szatan i Owsiak będą odpowiedzialni za dragi i alkohol. Są one potrzebne do utrzymania posłuszeństwa i handlu. 9kier będzie dalej dawać dupy, Dev4ever z laptopa też nie będzie się opierdalał, tylko pomagał przy Postalu 4. Ryuq i Malina będa dalej nadzorować wioskę, do której mieszkańców dołączą nowo zdebilali Dzienis i Lothar...
- To Lothar żyje? - zainteresował się Radzik.
- Był jednym z szefów. Teraz jest Makumbą Chujem. Drugim szefem był seebeek17, który zostanie moim osobistym zastępcą - dokończył Tiq.
- To on też żyje? - nie dowierzał Komar.
- Tak, tamten co zdechł był jego bratem bliżniakiem. Dobra, dosyć pierdolenia. Bierzcie się do pracy. Musimy przywrócić to miejsce do świetności, a potem będziemy realizować przepowiednię Jana Pawła II. A tymczasem idę poruchac 9kier, to elo frajerzy! - Tiquill pokazał fakeny ekipie, po czym udał się do gabinetu bossów (teraz już bossa) serwerowni.

Ekipa stała jak wryta nie dowierzając, że dali się zrobić jak dzieci. Po chwili oddalili się nieco od klonów by te je nie słyszały.
- Kurwa mać zajebię go i wypruję flaki pogrzebaczem przez mordę, bo przez dupę to za przyjemnie temu cwelowi! - nie mógł powstrzymać się Rycho3D.
- Kurwa, kurwa, kurwa! - wkurwiał się Yossarian.
- O ja pierkurwadolę, to się nie dzieje naprawdę! - biadolił Komar.
- Makumba chuj - powiedział bezmyślnie Dzienis.
- I co teraz zrobimy? - załamał ręce Zaver.
- Zesracie się i będzie śmierdziało - powiedział ktoś zza winkla. Był to seebeek17.
- To ty żyjesz? Co ty tu robisz w ogóle? - dopytywał Radzik.
- Miałem się na was mścić za mojego brata bliźniaka. Ale widzę jednak, że to nie jest konieczne. Jedynym złym tutaj jest ten narcyz Tiquill. Jesteśmy teraz razem w szarej dupie, a Lothar i Dzienis do tego są idiotami. Może to nie takie złe, przynajmniej nie są świadomi tej chujni z grzybnią... - dywagował seebeek.
- Skąd w ogóle miałeś Amulet? - zapytał po chwili Yossarian.
- Otrzymałem wizję od pewnego nieznajomego, z której dowiedziałem się gdzie leżą relikwie. Jedna była tuż obok zwłok mojego brata. Druga na pobojowisku po wielkiej bitwie w której mój brat brał bierny udział jako martwy żołnierz. Trzecią zebrałem na pobojowisku po bitwie z ruskimi. Wyjąłem jądra Wojtyły wprost z oczodołów spalonej czaszki Putina...
- Dość! - przerwał mu Radzik - Kim był ten nieznajomy?
- Wysoki, mroczny, w czarnej szacie z kapturem. Nie widać było twarzy, jeno samą czerń... Biło od niego ogromne zło i spaczenie. Zesrałem się literalnie w gacie jak do mnie podszedł. Śmierdział siarką i nieprzetrawionym jabolem... - twarz seebeeka wykrzywiła się na wspomnienie tej postaci.
- Chyba wiem kto to był - odezwał się nagle Pan Szatan.
- Kto? Kto to był? - spytał żywiołowo seebeek.
- Mój stary - zasępił się Szan Patan.
- Przeciez twój stary to pijak, którego musisz wozić autem odkąd masz zrobione prawko - zauważył Komar.
- To nie jest mój prawdziwy stary. Moim biologicznym starym jest... Szatan Diabeł - oznajmił poważnie Pan Szatan.
- Co kurwa? - nie dowierzał Piroziom.
- Gówno. Taka jest prawda. Niby jak myślisz, dlaczego mam na imię Pan Szatan? To długa historia zresztą, pełna nielogiczności, zjebizmu i niedojebania mózgowego. Co prawda jestem jego synem, ale mam niewiele jego możliwości. Mimo to, jest pewna szansa by nas wyciągnął z tego bagna... - rzekł P.Szatan.
- Ale, że kto, twój stary, w sensie Szatan? - dopytywał Yossarian.
- Tak. Będziemy musieli pójść do piekła. Znam na to pewien sposób, mam zdolność wywołania portalu jako jego syn. Ale znając tego zjeba to nie będzie łatwo go przekonać... Będzie pewnie chciał czegoś w zamian...
- Musimy go poprosić by zniszczył raz na zawsze Amulet oraz by oddebilił Dzienisa - powiedział Yoss.
- Ale przeciez on sam chciał by Amulet powstał. Nie zechce zatem go zniszczyć - dedukował logicznie Radzik.
- To stary jajcarz. Ten Amulet mógł być po prostu jego dowcipem. Ale jedyna pomoc w nim - westchnął Pan Szatan.
- Skoro ten skurwysyn z góry nie słucha naszych próśb, to pójdźmy do chuja z dołu, logiczne - powiedział Rycho3D.
- A on ma więcej dzieci czy tylko ciebie? - dociekał Zaver.
- Mnóstwo, setki tysięcy, może miliony. Przecież jest od zawsze. Jedno jest pewne, ja po śmierci i tak trafię do piekła jako jego syn, więc nie zaszkodzi wybadać ten teren już teraz - rzekł P.Szatan.
- To dobry i jedyny pomysł. Choć znów musimy się oprzeć na zaufaniu do kogoś. Na razie poczekajmy kilka dni aż sytuacja się uspokoi, a czujność Tiquilla nieco osłabnie. Trzeba ścisnąć dupy i pocierpieć trochę - powiedział Radzik - A jak już nam się uda i Szatan zechce nam pomóc...
- ...to osobiście skonstruuje perpetuum mobile z dwumetrowym dildosem nabitym żyletkami który będzie posuwał Tiquilla w piekle przez całą wiecznośc - uśmiechnął się Rycho3D.
- Dokładnie. A tymczasem weźmy się w garść. Róbcie to co wam wyznaczył Łysy. Za tydzień spotkamy się w wiosce przygłupów i tam dokonamy wpiekłowstąpienia - rzekł Radzik.
- Trzeba będzie jeszcze znowu dobrać się do dupy klonom. Mam nadzieję, że coś i na ten problem wymyślimy - zasępił się Yossarian.
- Dobra cicho, bo chyba Tiq idzie - syknął Owsiak, który stał na czatach.
- Okej. Szczegóły do ustalenia zatem. Spotykamy się codziennie wieczorem przy ognisku w wiosce Suran, a za tydzień wkraczamy do akcji - zatwierdził Radzik, po czym każdy udał się do swoich obowiązków...

Rozdział 7

- Aaaaaa....!!! - obudził się Yossarian z krzykiem wyrwany z okropnego snu, w którym Monika nagrywała gejowskie porno, a Tiquill latał na miotle z głową papieża na kiju.
- Ciszej kurwa! - powiedział szeptem Radzik który go wybudził - Obudzisz tych dekli - tu Admin PSI wskazał głową na śpiących i śliniących się Dzienisa i Lothara, z którymi Grabarz nocował w jednym szałasie.
- Czego chcesz kurwa, jest środek nocy? - przecierał zaspane oczy Yosse.
- Wymyśliłem sposób by móc legalnie pójść do piekła - odparł podniecony Radziq - Powiemy Tiquillowi, że idziemy tam po Silver Dragona, żeby dopełniła się ta jego świętojebliwa przepowiednia papieska. W końcu chciał wszystkich userów żywych, tak? Łysa Pała nie wie, że Szatan to stary Pana Szatana, więc nie powinien podejrzewać nas o robienie deali z Lucyferem.
- Genialny plan - pokiwał głową z uznaniem Grabarz, po czym zapalił szluga.
- Makumba chuj - powiedział wybudzony Lothar wyczuwając dym papierosowy.
- Morda - rzucił do niego Yossarian, po czym cisnął w niego gumową zabawką dla psów. Były admin PSI chwycił ją w zęby i szczęśliwy zaczął ssać i gryźć.
- To kiedy idziemy do piekła? - spytał Grabe strzepując popiół na klepisko.
- Dzisiaj rano, jak przedłożymy sprawę Łysej Pale. Chcę to zrobić na legalu - odparł Radzik - Powiadomię P.Szatana by zaczął przygotowywać rytuał.
- Idę obudzić resztę w takim razie - zdecydował Yossarian - Spotykamy się za kilka godzin. Powiadom P.Szatana i Tiqa.
- Idę jak tylko wzejdzie słońce - rzekł Radzik - choć obecnie to raczej symboliczny wschód przez te pyły radioaktywne.

Radzik wyszedł z szałasu Grabarza i udał się do szałasu P.Szatana w którym nocował on z Owsiakiem, Zaverem, Piroziomem i laptopem z Dev4everem.
- Budź się kurwa! - potrząsnął byłym moderatorem były admin.
- Trochę szacunku, do kurwy - odparł zaspany P.Szatan który akurat miał sen erotyczny i bonera pod kocem - Czego tam?
- Szykuj rzeczy potrzebne do otwarcia portalu do piekła - zażądał Radzik.
- No to ten, trzeba hmmm... kanister benzyny, kawałek papieru, krew dziewicy i coś na złożenie ofiary...
- Pojebało cię? Skąd weźmiemy dziewicę i ofiarę? - zirytował się Radzik.
- Eee tam, nikt tego zbytnio nie przestrzega, najlepsza ofiara jest z kota, to piekielne zwierzę, a krew dziewicy zanim sprawdzą jej DNA i czy to faktycznie z dziewicy to zdążymy już dawno stamtąd sobie pójść - machnął ręką Pan Szatan - Trzeba napisać tą krwią podanie na kartce, przyczepić ją do ofiary, rozlać benzynę na ziemii tak by tworzyła kształt pentagramu i wrzucić do ognia ofiarę z kartką, wtedy otworzy się portal do piekła. Aha i to wszystko o godzinie 6.66, bo wtedy tylko otwiera się portal. Czyli o 7.06 rano.
- Dobra chuj, niech będzie - mruknął Radzik - Idę do Tiqa poprosić o pozwolenie. A ty idź do Jossa by załatwił krew i ofiarę. Najlepiej zdejmijcie kota z jakiegoś obrzyna z którego oddano już 9 strzałów, nie będzie zbyt przydatny.
- Ok - powiedział Sz. Patan i wyszedł po Jossa.
- Daj mi papier kurwa i krew dziewicy - rzucił do Grabarza były Modek.
- Pojebało cię? - odparł zaskoczony Yoss.
- Dawaj jakąkolwiek krew, mniejsza z tym - dodał niechętnie P.Szatan.

Yossarian chlasnął po nadgarstku Lothara i spuścił z niego trochę krwi do miski, po czym podał ją P.Szatanowi, a także pióro i kartkę A4. Ten zaczął pisać:

"Podanie o wejście do piekła

Zwracam się uprzejmie o otwarcie bram piekła z powodu takiego, że muszę zobaczyć się pilnie ze swoim starym

Z poważaniem Pan Szatan, elo"

- I to wystarczy? - dziwił się Yosse.
- No jacha - rzekł Pan Szatan po czym poszedł po kanister z benzyną. Gdy go już znalazł i rozlał, a potem zdjął kota z obrzyna i przylepił do niego kartkę przyszedł Radzik i reszta ekipy.
- Podpalaj i idziemy tam. Jesteśmy gotowi i wzięliśmy tyle broni i bimbru ile jesteśmy w stanie unieść - oznajmił z dumą Rycho3D.
- Tiquill dał nam swoje błogosławieństwo - dodał Radzik.
- No skoro tak, to jedziem z koksem - stwierdził P.Szatan, po czym podpalił pentagram, spojrzał na zegarek (była 7.06) i rzucił kotem w centrum płomieni. Kot zdechł od razu, osłabiony wcześniejszymi strzałami w dupsko z obrzyna, a zza ognia zmaterializował się półprzezroczysty portal o krwistym odcieniu...
- Chodźcie kurwa, nie mamy całego dnia, za 30 sekund portal zniknie na kolejną dobę - rzucił zniecierpliwiony Pan Szatan, po czym wszedł do portalu.
Reszta userów przełknęła nerwowo ślinę, ale po chwili niemal wszyscy (Radzik, Rycho, Yoss, Zaver, Piro, Komar i Ryuq) weszli do środka. Malina został na zewnątrz z Makumba chujami pilnować porządku, a Owsiak nie mógł jakoś przejść przez barierę...
- Co jest kurwa? - krzyknął zza bariery Komar wyciągając rękę do Owsika.
- Nie mogę przejść... Mam za dobre serce by iść do piekła, portal nie chce mnie przepuścić! - krzyknął Owsiak.
- Musisz... zgrzeszyć! - wrzasnął z oddali Zaver, bo portal zaczął już gasnąć.
- Chuj w dupę chorym dzieciom! - wydarł się na całą pizdę Owsiak, po czym w końcu udało przebić mu się przez barierę, która po sekundzie znikła...

PIEKŁO

Po zniknięciu portalu sytuacja uspokoiła się. Znaleźli się w ogromnym budynku pełnym korytarzy i drzwi. Zamiast sufitu i podłogi była natomiast płynna lawa jak w schizowatych momentach Apocalypse Weekend, jednak mimo odczuwalnego gorąca nie czyniła im ona krzywdy.
- Inaczej to sobie wyobrażałem - drapał się po głowie Piroziom.
- Tu jest mnóstwo pięter i kondygnacji, łatwo się zgubić jak nie wiesz konkretnie dokąd iść - wyjaśnił Pan Szatan.
- A co jest za tymi wszystkimi drzwiami? - dociekał Rycho3D.
- To pokoje mieszkalne. Mieszkają tu różni randomowi grzesznicy, przydział jest losowy, choć według kategorii... Zwyczajny grzesznik będzie mieszkał razem ze zwyczajnym grzesznikiem na zwyczajnym piętrze, a np. Adolf Hitler dostanie pokój razem z np. Mussolinim czy innym Pol Potem, na piętrze dla wybitnych skurwieli, ludobójców itd. Chodzi o skalę - objaśniał dalej Szan Patan.
- I co, pewnie w pokojach każdy siedzi w kadzi ze smołą i wrzeszczy przez wieczność? - zapytał Komar.
- Niee, to zwyczajne pokoje 2,3 lub 4-osobowe wyposażone w łazienki, TV SAT i minibarek, jak w hotelu - odparł Pan Szatan.
- To czemu to się nazywa piekło? - nie dowierzał Piroziom.
- To już spytacie mojego starego - rzekł P.Szatan - Chodźcie, szkoda czasu.

Pan Szatan podszedł do windy i wybrał piętro nr 666.
- Całe piętro pod tym numerem należy od ojca, to jest coś. Nawet Hitler mieszka w dwuosobowym pokoju, ale gdzie mu do szefa, heh - przechwalał się koneksjami rodzinnymi Sz.Patan.
Winda przyjechała, wsiedli do niej i rozpoczęli podróż. Trwała ona nadzwyczaj długo.
- Nie możecie zainwestować w lepsze windy? - irytował się Ryuq.
- Niestety mamy ograniczone fundusze, Niebo dostaje o wiele więcej hajsu z przydziału - rzekł ze smutkiem Pan Szatan.
- Przydziały od kogo? To jest jeszcze ktoś kto decyduje o przydziałach poza Bogiem i Szatanem? - dopytywał Yossarian.
- Nie jestem wyznaczony do udzielania wam takich informacji. Sam zresztą posiadam szczątkową wiedzę - mruknął Pan Szatan.
Po kilkunastu minutach w końcu dojechali i wysiedli w jakiejś wielkiej, choć dość skromnie urządzonej auli. Na jej drugim końcu siedział jakiś mężczyzna zajęty jakąś pracą papierkową.
- Chodźcie - ponaglił ich Pan Szatan. Reszta userów z lekkim niepokojem, ale i zawodem podążała za nim.
- Cześć tato - przywitał się Pan Szatan ze swym ojcem. Był to najzwyczajniej wyglądający, wręcz randomowy mężczyzna w średnim wieku.
- Spodziewałem się twojej wizyty - odparł Lucyfer nie podnosząc wzroku znad papierów które właśnie wypełniał.
- Co tam piszesz? - dopytywał P.Szatan.
- Podanie o przyznanie większego dofinansowania, a jak myślisz? - odparł nieco zirytowany Diabeł.
- Do kogo je piszesz? - dociekał dalej jego syn.
- Nie interesuj się. Są rzeczy o których lepiej nie wiedzieć, bo twój półczłowieczy mózg tego nie ogarnie, nie mówiąc już o tych typkach - w tym momencie Diabeł podniół wzrok na resztę userów. Jego oczy co chwila zmieniały kolor, co wyglądało przerażająco.
- Pomijając te oczy to nie wyglądasz jakoś imponująco... - zaczął niepewne Komar.
- Nie pierdol. Wyglądam tak, jak zechcę wyglądać. Mogę zmienić się w co zechcę! - burknął Lucyfer, po czym po chwili zaczął się przemieniać, najpierw w starą kobietę, potem w niemowlę, potem w psa, następnie w węża by na koniec wrócić do swojej pierwszej postaci mężczyzny w średnim wieku.
Userzy w tym czasie zbierali szczęki z podłogi.
- Dobra, teraz już wiecie z kim macie do czynienia - rzekł znudzony Szatan - Piekło też wygląda tak jak wygląda, bo ja tak chcę. W każdej chwili mogę je zmienić w saly tortur i kaźni, ale w tej chwili nie potrzebuję wrzasków, muszę się skupić na pracy biurowej. Streszczajcie się więc, bo za 10 minut mam partię szachów ze Stalinem, a potem idę pograć w tenisa z Ceauscescu.
- No więc - zaczął wieśniacko Radzik - Chcemy byś zniszczył Amulet Tiquillowi i przywrócił rozum jednemu z naszych, Dzienisowi.
- Po chuj mam niszczyć ten Amulet skoro sam go stworzyłem? - zaśmiał się Diabeł - Kumpla mogę wam przywrócić, jak dacie mi wasz bimber.
- Trzymaj - wręczyli Diabłowi 666 litrów bimbru Rycho3D z Yossem.
- Abra kadabra, smuggler to macabra! - machnął wyimaginowaną różdżką Lucyfer po czym znowu się zaśmiał - Wasz kumpel już jest normalny.
- Dzięki, ale czy mimo wszystko da się jakoś ciebie przekonać byś zniszczył ten Amulet? - zapytał tym razem Ryuq.
- Ech... - zafrasował się Diabeł - No dobra, tak naprawdę nie mówiłem wam wszystkiego. Ten amulet zrobiłem ja, ale pomysł był kogoś innego. Mam do niego słabość i spełniłem jego zachciankę. Jeżeli chcecie bym go zniszczył, to przekonajcie najpierw jego do tego, ja wtedy posłucham. Zapewne zażąda czegoś w zamian, bo ja to bym za bimber zrobił wszystko. Nawet wam dał dupy. Ale on to nie wiem. Różne ma pomysły...

Twarz Pana Szatana zbladła.
- O kim on mówi? - zapytał Komar.
W tym momencie Szatan senior odwrócił się w kierunku jakichś drzwi i krzyknął...

Rozdział 8

- ...Szatan Brudder!!! - wrzasnął piekielnym głosem Szatan, aż zrobił się cały czerwony na mordzie, a userom nieomal pierdolnęły bębenki w uszach.
- Czego kurwa? - zza drzwi wyszła jakaś pokraczna postać, z mordy podobna zupełnie do nikogo, no, może do Szatana i Pana Szatana.
- Gówna psiego! Brat cię szuka z kolegami! - oznajmił Diabeł - Ja muszę wracać do pracy. Wiecie ile za to miejsce muszę opłacać ZUSu?
- Chuj nas to obchodzi - odparł Pan Szatan - Cześć, brat. Co ty odpierdalasz z tym Amuletem?
- A bo nudziło mi się - rzekł znudzony Szatan Brudda.
- Musimy go zniszczyć, masz nam na to pozwolić, chujcu mały - zirytował się P.Szatan.
- Ju tokin tu mi? - Brudda wkurwił się, po czym zmienił postać i stał się nagle 4 metrowym dwutonowym gargulcem, po czym wyszczerzył w kierunku naszych bohaterów uzbrojoną w 96 zębów (potrójne szczęki) japę.
W tym momencie bielizna niektórych userów zmieniła kolor z tyłu na brązowy.
Po chwili Brudda zmienił się z powrotem w niepozornego nastolatka.
- To ten, yyy, jakie jest twoje życzenie, braciszku? - zapytał tym razem niepewnie P.Szatan.
- Nie mów do mnie braciszku, pedale. Nazywaj mnie Mastah Bruddah! - rozkazał Brudda, a oczy zrobiły mu się czerwone niczym krew (szatana).
- Kurwa Szatan, znaczy Pan Szatan, weź go szanuj czy coś, bo nie chcę by znowu zmieniał się w jakiegoś sukkuba na kiju! - poprosił Komar.
- Dobrze... Mastah Bruddah... - zacisnął zęby Pan Szatan - czego sobie życzysz byśmy mogli zniszczyć Amulet?
- A, dobrze że pytasz - zmienił ton Mastah Bruddah, po czym luzacko oparł się o biurko ojca - Jest taka sprawa, chodźcie ze mną do mojego pokoju to wam pokażę.
Userzy PSI udali się za młodszym bratem P.Szatana. W pewnym momenciel Komar spytał starszego brata:
- Ty też możesz tak się zmieniać jak się wkurwisz?
- Niestety nie - odparł P.Szatan - jestem synem z nieprawego łoża i mam niewiele zdolności piekielnych. On za to ma matkę, która była strażnikiem obozu koncentracyjnego i został spłodzony w piekle, przez co ma wysoki współczynnik PH zła i może zmieniać postać, a ja mam zwykłą polkę za matkę.
- A to pech - skwitował to Zaver.

Gdy weszli do pokoju, zobaczyli typowy wystrój nastolatka, z gołymi babami, gołymi chłopami i gołymi zwierzętami na ścianach(w piekle panowało gender i przyzwolenie na zoofilię), plamy spermy na dywanie, PRLowską meblościankę, mnóstwo zużytych chusteczek oraz komputer z ponad 20 calowym monitorem, który po chwili Szatan Brudda wznowił ze stanu uśpienia.
- Patrzcie na to - wskazał Brudda na mapę na monitorze.
- Znam to. To Podlasie. Stamtąd pochodzi Dzienis - stwierdził Yossarian.
- Nie do końca. Skup się na tym punkcie - Mastah Bruddah wskazał centralnie na Białystok.

Zapadło długie i kłopotliwe milczenie. Słyszeli z wielu opowiadań co się stało z Białymstokiem po wojnie. Wszyscy przełykali gorączkowo ślinę, bo nie chcieli usłyszeć na głos tego, co usłyszeć musieli.
- No dalej... - uśmiechnął się Szatan Bruddah - Chyba nie myśleliście, że będzie łatwo...
- Konon - grobowym tonem odezwał się w końcu Yossarian.
- K-konon? - nie chciał dopuścić do siebie tej myśli Radzik.
- Kurwa, tylko nie Konon!!! - wydarł się przerażony Komar.
- Ohhh yeah - potwierdził Mastah Bruddah przybierając głos wokalisty zespołu Yello (dokładnie tak: ).
- Chcesz żebyśmy... - zaczął Radzik.
- ... przywieźli tu do Piekła Krzysztofa Kononowicza. Żywego. Najlepiej w dobrym stanie - dokończył z szelmowskim uśmiechem Szatan Bruddah.
- To jest niemożliwe. Nie wiesz chyba czego od nas wymagasz!!! - wtrącił się Pan Szatan.
- Jesteście właściwymi ludźmi na właściwym miejscu. Ja nie dam rady tego zrobić, mimo postaci jaką mogę przybrać jestem na niego za słaby. Ale wy możecie. Umiecie działać w terenie i jesteście zorganizowani. No i macie ducha PSI w sobie... Pragnę go mieć tutaj jako swego służącego, marionetkę i zwierzątko domowe. Mmmmm.... - rozmarzył się Brudda.
- Pokurwiło cię do reszty, synu praczki z Paragwaju! - oburzył się P.Szatan.
- Moja matka była aryjską Niemką która takie typiary jak twoja stara gazowała pod prysznicem i wsadzała im pręty w dupsko. Albo zrobicie co zażądam, albo Tiquill was wszystkich ogłupi Amuletem i będzie wielki chuj! - wkurwił się Szatan Brudda - A teraz wypierdalać i nie wracać bez Konona! Wkurwiacie mnie już! - to mówiąc podkurwiony mocno Mastah Bruddah otworzył siłą woli portal, po czym telepatycznie ruchem ręki wykurwił wszystkich userów z Piekła pod wioskę Suran.

Wszyscy wylądowali z powrotem w miejscu, w który Pan Szatan zbudował portal.
- Kurwa mać, to się działo naprawdę? - nie mógł uwierzyć Piroziom.
- Niestety tak - potwierdził Radzik otrzepując się - Mamy przejebane.
- Ale o co w ogóle chodzi z tym Kononem? - dopytywał się Owsiak - Jakoś ominęła mnie ta historia i nie znam plotek.
- Bo byłeś ciągle najebany ze Smugglerem - odparł Yossarian - Plotka głosi, że po wybuchu broni biologicznej w Białymstoku Konon zmutował się, stał się ogromny i kuloodoporny oraz wykurwiście silny. Coś jak krzyżówka Godzilli i Hulka, tylko bardziej pokurwiona i niedojebana.
- Spustoszył całe miasto i nikt normalny do niego się nie zbliża. Zbudował sobie leże z resztek białostockich bloków, gdzie siedzi razem ze swoją miłością, Majorem Suchodolskim. Ma ogromne zasoby przeróżnych dóbr, każdy kto się pod niego napatoczy ginie. Nie działa na niego żadna broń ani zaklęcie. Żywi się zdechłymi żubrami, a drzew z puszczy Białowieskiej używa niczym dzid atakując przeciwników którzy będą na tyle głupi by z nim zadrzeć.
- To przejebane - przestraszył się Owsiak - I jak niby mamy go zaciągnąć, do tego jeszcze żywego?
- Coś się wymyśli - odezwał się nagle ktoś zza ich pleców. Był to Dzienis, któremu przeszło już ochujenie.
- O, fajnie że jesteś już normalny - odezwał się radośnie Yoss - Dzięki, że...
- Nawet nie zaczynaj mi tu tej pedaliady - pogroził Dzienis.
- Jak to było być dałnem? - zapytał Piroziom.
- Podobnie jak normalnym, nie odczułem większej różnicy - odparł Dzienis - Pamiętajcie, że jest takie powiedzenie - "debil nie wie, że jest debil, a mądry to wie".
- Co ty mi tu za wierszyki opowiadasz - wtrącił się Rycho3D - mamy poważny problem z którym nie wiadomo jak sobie poradzić.
- Panowie, w kupie siła, w kupie moc, aż z dupy wyjdzie potężny kloc... - zaczął gadkę motywacyjną Radzik, ale nie dokończył bo znów przerwał mu Rycho.
- Kolejny poeta się znalazł. A może jakieś konkrety, do chuja wacława?
- Mam - pstryknął palcami Yossarian - Piro, mamy jeszcze w sejfie tego demona co opętał Iquida kiedyś?
- Mamy - potwierdził Piro - jest w vanie.
- A może po prostu poprośmy Tiquilla by ogłupił Konona Amuletem? - zaproponował Pan Szatan.
- Nie da się ogłupić czegoś, co jest skretyniałe od zarania dziejów - skwitował to Radzik - Przy Kononie Makumba Chuje to Alberty Ajnsztajny intelektu.
- Makumba chuj - potwierdził Lothar, który kręcił się w pobliżu.
- A jego nie odogłupiliście? - zapytał Dzines.
- Nie, na chuj nam gośc z pragnieniem zemsty na nas, w tej postaci bardziej się przyda - stwierdził pragmatycznie Pan Szatan.
- To mamy demona. Jeszcze jakieś pomysły? - dopytywał Komar.
- Najpierw próbujemy opętać Konona demonem - zaczął Rycho - Jak się uda to będziemy improwizować by go sprowadzić do piekła. Jak nie, to kopiemy gigantyczny wąwóz pod jego wymiar, który jest do ustalenia za pomocą koparek. Będzie nam potrzeba wielu ludzi, być może konieczne będzie przyuczenie Makumba Chujów do niektórych prac, bo nas jest za mało. Potem zostanie go zwabić jakoś do tego wędoła i unieruchomić. Będą nam potrzebne kilometry pasów mocujących... upierdliwe będzie ich zebranie, no ale trudno. Potem Pan Szatan robi portal do piekła w jego pobliżu, spychamy go do portalu i voila.
- Dobry pomysł Rycho - pochwalił Yossarian - ale mam lepsiejszy, znaczy lepszy. Porywamy Majora tak by Konon tego nie zauważył, w tym celu za pomocą demona odciągamy jego uwagę od leża. Następnie Pan Szatan robi portal, stawiamy tam Majora, w ten sposób Konon gdy go zauważy to do niego pobiegnie, wówczas gdy go chwyci Szatan odpala portal i wpadają do piekła. Do tego dostaniemy może jakiegoś bonusa od Bruddah, za majora. Ale najsampierw proponuję zrobić rozeznanie za pomocą helikoptera, by zobaczyć z czym w ogóle mamy do czynienia.
- Dobry pomysł Yoss, może od niego zaczniemy - powiedział Radzik - Owsik, umiesz pilotować helikopter?
- Tak, prawdziwy666 mnie nauczył - potwierdził Owsjenko.
- No to git. Znajdźcie jakiegoś śmigłowca, a potem polecimy tam w parę osób zobaczyć co i jak. Reszta będzie musiała odwrócić uwagę Łysej Pały, im mniej wie, tym lepiej. To też nie będzie takie proste. Musimy zacząć się przygotowywać...

W tym momencie do konspiratorów podbiegł zdyszany Malina...
- Co jest ziom? - spytał Komar.
- Panowie, Tiquill chce was widzieć w kwaterze. Jest cholernie wściekły... - wydukał przestraszony Malina.

Rozdział 9

W poprzednich odcinkach:

Po Wielkiej Bitwie Lud PSI wraz z towarzyszami osiedla się na farmie Dzienisa, gdzie żyją powolnym alkoholowym rytmem. Spokój ich zakłóca powrót Łysej Pały z pielgrzymki. Zjeb z glacą przekonuje ich do wskrzeszenia poległych, jednakże userzy nie są do tego skłonni. Przekonuje ich dopiero wizja podbicia plemienia Makumby Chuja oraz przejęcia ich zasobów. Ochoczo ruszają więc w kierunku centro-środkowo-północno-południowo-wschodnio-zachodniej Polski, by zajebać Makumba Chujów żyjących w wiosce powstałej z resztek Loca, a także rzekomego elektronicznego Hitlera który ma nimi dowodzić. Na miejscu okazuje się, że plemieniu szefuje ocalały Ryuq z Maliną, a Ryuqowi szefuje ocalały seebeek i Lothar. Także korter przeżył (zaraz się okaże że wszyscy kurwa przeżyli, nawet małysz, bo autor tej noweli jest zjebem XD). Za pomocą wymyślnego planu oraz supermocy Tiquilla udaje się ich podbić. Niestety, Magiczny Amulet przejmuje zdradziecka Łysa Pała ogarnięta żądzą władzy i od tej pory szantażuje on resztę ekipy mocą swojego zjebizmu. Ekipa nie mając wyjścia udaje się do samego Piekła, w którym powstał Amulet prosić o pomoc Szatana by unieszkodliwił zjaniepawlonego zjeepa. Szatan kieruje ich do swojego syna, Szatan Bruddera, który jest bratem Pana Szatana, który jest synem Szatana (lol). Ten stawia jednak warunek - zniszczy Amulet Zjebulet pod warunkiem, że PSIoniści sprowadzą zmutowanego Konona do piekła. Żywego. O wadze 300 kiloton... Po tym czasie poziom absurdu serii wyjebuje poza skalę, a autor robi sobie kilkumiesięczną przerwę wyjeżdżając za granicę by zarobić hajsy na amol i akodyn. Seria zostaje jednak wznowiona... Właśnie teraz...


Rok 2022, wioska Makumby Chuja, kilkanaście minut po wizycie Maliny który mówi knującym userom, że Tiquill jest wkurwiony...

Grupa piekła właśnie kurczaki na kolację, a raczej wysługiwała się w tym celu kilkoma Makumba Chujami, bo po chuj się przemęczać? Sami w tym czasie pili browary.
- Trzeba je opierdolić, nowych nie produkują już, a te stracą wkrótcę datę przydatności do spożycia - powiedział Yossarian.
- Tak wiemy - ze znużeniem przytaknął Dzienis wypierdalając pustą puszkę w krzaki.
- Ej, trzeba dbać o środowisko! - pogroził Dzienisowi palcem Zaver.
- Jebać środowisko, w postapokaliptycznej rzeczywistości takie pierdoły schodzą na dalszy plan - rzekł Rycho odpalając szluga.
- Bez pracy u podstaw nie zbudujemy nowego silnego społeczeństwa! - oznajmił Zaver z emfazą.
- A ty co taki nagle troskliwy o planetę się zrobiłeś? Jak ci się nudzi to przynieś lepiej więcej puszek - odparł Dzienis i połknął kilka tabsów akodynu.
- Dla mnie w butelkach szklanych, nie pijam świństwa z puszek - dodał do odchodzącego ZigHora Yossarian, po czym zapalił papierosa marki Papajos z wizerunkiem żółtej mordy papieża z Bolzgi (ich cena na czarnym rynku osiągała zawrotne rozmiary).
- Nie wypal całej paczki, to edycja limitowana. Za paczkę tych szlugów kurwy w warszawskim metrze muszą dać dupy przynajmniej z 10 razy - powiedział Rycho odpalając drugiego Camela.
- Chuj mnie to jebie, trzeba czerpać przyjemność z tej nędznej egzystencji. Ostatnio mamy dużo stresu - odrzekł Yoss wyrzucając niedopalonego szluga w krzaki.
- Panowie, Radzik chyba wraca - oznajmił z podnieceniem Komar widząc wysoką postać zmierzającą szybkim krokiem od bunkra Tiquilla.
- I jak poszło? - spytał Dzienis, któremu już wyjebało źrenice po ako.
- Powiedzieć, że chujowo to zbyt mało powiedzieć. Tiquill skądś wie o wszystkim i zna nasze plany. Wygląda na to, że mamy w ekipie kreta - Radzik był wyraźnie wkurwiony i wodził oczyma po twarzach ekipy PSI.
Zapadło krótkie milczenie.
- Ale takiego co kopie nory czy chodzi o proszek do czyszczenia rur? - zapytał Zaver który uslyszał tylko końcówkę rozmowy, bo właśnie wrócił z piwami.
- Kurwa debilu. Chodzi o to, że ktoś z naszych kabluje łysemu - wyjasnił Komar - I co Łysa Pała na to tak w ogóle?
- Jak widać nie potraktował mnie Amuletem, więc postawił pewien warunek. Idzie razem z nami i swoją armią klonów. Chce osobiście wysłać Konona do piekła i w zamian poprosi Szatan Braddera o nowe moce. My mamy mu w tym pomóc, a w zamian za to nie zamieni nas w debili...
- Nie było tak źle - powiedział Dzienis zaczynając kolejne piwo - Jak byłem Makumbą Chujem w sensie. Nie myśli się o skomplikowanych rzeczach. Coś jakby się było trzeźwym, ale po dwunastu piwach. Takie uczucie bycia przyjebem. Myślę, że są gorsze rzeczy...
- Myślę, że jednak reszta z nas nie chce tego wypróbowywać - przerwał mu Ra'Dzik - Dlatego spytam was, czy podobnie jak ja uważacie, że trzeba jednak iść do Białegostoku?
- A co z naszym planem? - zapytał Piroziom - Mieliśmy taki ładny plan i w ogóle, a teraz znowu jesteśmy jak niewolnicy.
- Coś się wymyśli. Jakoś uda nam się znaleźć słaby punkt Tiquilla, wykorzystać jego brak czujności - rzekł Radzik - Co tu tak śmierdzi?
- Chyba las się pali - wyjaśnił Pan Szatan - Yossarian znowu wyrzucił niedopałek bez patrzenia, a susza w tym roku przekracza wszelkie granice.
- Chuj z nim, niech się zjara do końca - powiedział Grabarz i wstał - Chodźmy gdzie indziej, bo wiatr ściąga ogień w naszą stronę.

Ekipa ruszyła więc swoje tyłki i oddaliła się od epicentrum ognia. Mina Yossariana jednak coraz bardziej rzedła gdy widział jak ogień zaczyna pochłaniać wioskę Makumba Chujów. Przerażone prymitywy uciekały z płonącej osady na czele z Ryukiem i Maliną.
- Kurwa, co żeście odjebali?! - wycharczał zdyszany Ryuq, który wraz z Maliną byli cali w sadzy.
- Nie patrz na mnie, to on! - wskazał palcem na Yossariana Owsiak, który wcześniej się nie odzywał.
- Kretynie, spaliłeś całą wioskę! - sapał Ryuq.
- Chuj z nią, takie gówniane szałasy można odbudować w jeden dzień. Będziesz miał pretekst by zbudować lepsze osiedle albo stąd wykurwic - powiedział obojętnie Rycho3D, po czym zwrócił się do Owsiaka - A ty chuju nie donoś na kolegów. Bo wpierdol.
- Właśnie, może to ty jesteś kretem? - zaciekawiony Dzienis podszedł do Owsiaka i stanął swoją twarzą jakieś 10 cm od jego twarzy.
- Co ty pierdolisz, nie jestem żadnym kretem... - Owsiak zaczął się wycofywać...
- Można to sprawdzić w łatwy sposób - Rycho podszedł do Owsika i wsadził mu lufę Glocka do mordy - Co ci Tiquill obiecał za donoszenie? Mów kurwo dobroczynna!
- Mhmfwhmmmm... - bełkotał Owsiak po czym popuścił w galoty ze strachu...
- Zesrał się. Czyli donosi - postawił diagnozę Rycho, po czym ogłuszył Owsika uderzeniem lufą w głowę i przywiązał nieprzytomnego do drzewa.
- Sztuki przesłuchań uczyli cię chyba w ZOMO - stwierdził Radzik - No ale problem kreta chyba mamy załatwiony. Teraz musimy pójść do Białegostoku i przejąć Konona pod kierownictwem Tiquilla... Samo mówienie o tym przychodzi mi z ogromnym trudem, tfu! - splunął Server Admin, przypadkiem plwocina poleciała w kierunku nieprzytomnego byłego szefa WOŚP.
- Najpierw trzeba odbudować wioskę... - zaczął Malina...
- Jebać ją, nie jest to sprawa pierwszej wagi - odparł Radzik - Tiquill mówił, że ruszamy jutro o świcie. Idźcie po bimber, nie możemy wyruszyć tam mając mniej niż 5 promili. A, i ugaście już ten cholerny pożar, bo jeszcze spali się cały powiat czy coś.

I tak zrobili. Najpierw ugasili pożar, choć nie poszło im to zbyt łatwo, na początku zamiast wiader z wodą przez pomyłkę zaczęli gasić wiadrami z bimbrem, przez co pożar jeszcze bardziej się rozprzestrzenił, ale w końcu z pomocą przyszedł im pierwszy od miesięcy deszcz i załatwił sprawę za nich.
Następnego dnia rano wyruszyli o świcie do Białegostoku. Według planu Tiquilla mieli jechać na Podlasie dwoma czołgami - Radzik, Yoss, Piro, Ryuq i Zaver w jednym oraz Rycho, Pan Szatan, Dzienis, Komar i laptop z Dev4everem w drugim. Seebeek został w bunkrze z 9kier pilnować zasobów, a Malina został pilnować Makumby Chujów i odbudowywać wioskę. Sam Tiquill zaś jechał opancerzonym autobusem z maszyną klonującą i zapasem materiału produkcyjnego do klonów.
Załoga PSI jechała czołgami w milczeniu popijając bimber. W końcu milczenie przerwał Komar:
- Ciekawe jakiego materiału używa Tiq do klonów.
- Jak to jakiego, komórki składają się głównie z węgla, poza tym w tym kraju wszystko jest na węgiel, więc jest to po prostu węgiel - odparł znudzony Rycho patrząc w tym czasie przez wizjer.
- Ale nasz węgiel czy zagraniczny? - dopytywał Pan Szatan.
- Jasne, że nasz, bo jest najgorszy i najdroższy, a tylko z takiego węgla powstają klony - oznajmił Rycho - Panowie, dojeżdżamy chyba do Białegostoku! Widzę pierwsze lepianki z gówna!

I faktycznie wjechali do stolicy Podlasia. Wszędzie dookoła były zgliszcza, potworny smród gnojówki, ruiny budynków, potworny smród gnojówki, chaty z gówna, potworny smród gnojówki, kilkadziesiąt zburzonych cerkwi, a także, o dziwo, potworny smród gnojówki. Dojrzeli jakąś lepiankę z szyldem napisanym cyrylicą białoruską.
- Co tam pisze? - zapytał Komar Dzienisa.
- Że sprzedają lokalny bimber - oznajmił Dzines - Zatrzymajmy się Rycho, możemy uzupełnić zapasy i podpytać gdzie jest Potwór.
Tak też zrobili. Dwa czołgi podjechały pod samą lepiankę, niestety drugi z nich którym kierował Yossarian nie wyhamował zbyt dobrze i rozjebał dach lepianki z gównolitu.
- Zdrastwujtie - przywitał się Dzienis - Skolko u was bimbru? My chaciom zakupić z piatdziesjat litrow.
- Zdrastwujtie rebjata - odparła 30 letnia sprzedawczyni która wyglądała na 70 lat. Bimbru u nas njet. Eta wsjo dla Konona, njet dla was. On spragnionyj.
- Job twoja mać, cyka blyat, kurwa! - wkurwił się Dzienis.
- Przetłumacz z podlaskiego na polski - poprosił Yosse.
- Mówi, że bimbru nam nie sprzeda, bo to wszystko dla Konona - powiedział Dzienis.
- W takim razie po chuj prowadzi sklep? - zdziwił się Radzik.
- To jest Podlasie, tego nie ogarniesz. Co robimy, jedziemy dalej? - zapytał Dzienis.
- Da hare da hare - przerwała mu babka pokazując w oddali palcem - Konon.
Wszyscy odwrócili głowy. Kilkaset metrów od nich, gdzie były ogromne zgliszcza coś leżało. Wcześniej myśleli, że to po prostu ruiny, ale to coś lekko falowało.
- O kurwa.... To on - wystękał przerażony Pan Szatan.
- Chyba śpi, a te falowanie to po prostu jego oddech - stwierdził Rycho - Na oko ma z 50 metrów wysokości i podobnież szerokości. O objętości już nawet nie wspominam...
- Poczekajmy, Tiquill powinien zaraz dojechać i uratować sytuację maszyną klonującą. W nim jedyna nadzieja... - powiedział dumnie Zaver.
- Optymista z ciebie, kurwa - żachnął się Ryuq.

I rzeczywiście. Wkrótce Łysa Pała dojechał, po czym z uśmiechem na twarzy rozładował maszynę klonującą. Załadował do niej węgla i uruchomił. Z jej wnętrza szybko wybiegło kilkadziesiąt klonów-tiquilli, którzy bezszelestnie otoczyli śpiącego Konona trzymającego w dłoniach kruchego Majora Suchodolskiego. Następnie sprawnie go związali niczym szynkę bolońską poczwórnie wzmocnionymi pasami mocującymi, po czym poczekali do 7.06 rano aż Pan Szatan otworzy portal. Wówczas Konon się obudził, ale było już za późno, bo w tym momencie trafił do Piekła, gdzie czekał już na niego Szatan Burdel z uśmiechem na twarzy. Amulet został zniszczony, a zawiedzionemu Tiquilowi Szatan Brudel obiecał posadę w sekretariacie papieskim w Watykanie, co wystarczająco ucieszyło Łysą Pałę, przez co on wybaczył naszym bohaterom, a oni jemu i każdy poszedł w swoim kierunku. Szczęśliwy Zaver nie mógł uwierzyć, że wszystko skończyło się tak dobrze, więc nagle poczuł silne parcie na stolec. Nigdzie jednak nie było kibla ani nawet krzaków by się wysrać. Zdesperowany Zaver nie mogąc wytrzymać ciśnienia odbytniczego w końcu popuścił stolec i w tym momencie poczuł silne uderzenie w żebra... Otworzył oczy...

- Wstawaj, zesrałeś się - powiedział z obrzydzeniem Dzienis, po czym splunął - Myślałem, że gorszego smrodu już tu nie będzie, ale udało ci się to przebić.
- Co się stało? - spytał przerażony Zaver - Nic nie pamiętam. Gdzie jesteśmy?
- Hej, chyba wyszedł już z katatonii - powiedział Dzienis do Radzika.
- Dobre i to - powiedział pochmurnie Radzik - Co nie zmienia faktu, że sytuacja jest nadal beznadziejna.
- Gdzie my jesteśmy? - powtórzył pytanie Zaver - Ostatnie co pamiętam to jak Tiquill przyjechał autobusem z maszyną klonującą.
- Bo tak było - rzekł Yossarian - A potem wszystko zaczęło się jebać. No kto by pomyślał? Choć w sumie to norma, że jak Tiquill wraca to wszystko się pierdoli.
- Klasyczny klasyg - dodał Komar.
- A tak serio to jesteśmy w dupie - wyjaśnił Yosse - To znaczy jesteśmy w autobusie Tiqa, a autobus ten znajduje się w żołądku Konona. A stąd już blisko do dupy. Podejrzewam, że jest gorsza niż piekło...
- Że co kurwa?! - wydyszał przerażony Zaver.
- Konon nas połknął, kurwa - zirytował się Komar - Najpierw przyjechał Tiq i zaczął produkować klony. Te zjeby pobiegły do Konona nucąc Barkę i tym samym budząc go. Skurwiel wstał i rozjebał wszystkie jednym ruchem ręki. Szybko nas podszedł, jest tak wielki, że nie dało się nic zrobić. Tiquill nie nadążał z produkcją nowych klonów, już go Konon prawie dopadł, ale Łysy w ostatniej chwili włączył ochronę papieską i spierdolił do lasu. Kto by się spodziewał? My schroniliśmy się w autobusie który połknął w całości i siedzimy tu teraz dwa jebane tygodnie.
- Autobus ma poczwórny tytanowy pancerz, dzięki czemu jego soki żołądkowe jeszcze nas nie strawiły - dodał Radzik - Ale to kwestia kilku dni i w końcu przeżre i pancerz. Potem nas przetrawi i wysra. Szykuje się zajebisty koniec historii...
- Siedzimy tu więc i czekamy na śmierć, jeden Rycho pomyślał, że zawsze w kurtce nosi zestaw przenośnej aparatury bimbrowniczej. Ostała się też maszyna klonująca, więc Rycho robi własne klony, zabija je i z ich ciał pędzi bimber. To chore, ale cała sytuacja jest pojebana, więc co nam zostało? Zawsze to jakaś przyjemność w perspektywie rychłego końca... - rzekł ze smutkiem Yossarian.
- O kurwa... - wystękał Zaver - O ja pierdolę kurwa mać. A nie można by wyprodukować klonów i zniszczyć go od środka?
- Soki żołądkowe strawią je w trymiga. Nie da rady - rzekł Radzik - Czasem na chwilę otwieramy okna jak słyszymy, że je, wtedy mozna wpuścić trochę powietrza z jego japy, choć ten smród jaki tu panuje jest nie do zniesienia. Nie da się przyzwyczaić. Nasza psychika już zawsze będzie spaczona.
- Tiquill, ty jebany łysy skurwysynie, bueeee - beknął Rycho pijany własnym bimbrem z samego siebie.
- To chyba jakaś forma kanibalizmu? - nie dowierzał Zaver.
- Jak wspomniałem - chuj z tym - odparł Grabarz, po czym sam łyknął trochę bimbru.


Sytuacja wygląda nie do pozazdroszczenia. Czy nasi bohaterowie się wykaraskają? Czy ktoś jeszcze zesra się i będzie jebało? Czy Łysa Pała kiedyś czegoś nie spierdoli albo chociaż przestanie już wracać i pierdolić wszystko czego się dotknie? To się jeszcze okaże, stay tuned!


I regret nothing
Awatar użytkownika
Dzienis
V.I.P.
V.I.P.
Posty: 12106
Rejestracja: 03 lut 2012, 18:53
Lokalizacja: Pojezierze Litewskie
Postawił piwo: 14 razy
Otrzymał  piwo: 6 razy
Kontakt:

06 lis 2020, 23:32

Rozdział 10

Tymczasem w podbiałostockim lesie...

Tiquill siedział na wiadrze koło opuszczonej szopy po jakichś białorusinach. Zastanawiał się nad swoją sytuacją. Była ona nieciekawa. Jego plan kompletnie się nie powiódł, Amulet nie działał na Konona, userzy zostali pożarci, a on od dwóch tygodni zastanawiał się jak pojmać Potwora z Podlasia. Honor (którego nie miał) nie pozwalał mu na powrót na tarczy do bunkra serwerowni i wioski Makumby Chujów.
A jeśli by tak ogłupić resztki okolicznej ludności i wykorzystać ich do obalenia Konona? - zastanawiał się na głos Człowiek z Glacą - W końcu i Kondonowicz dupa kiedy wrogów kupa. To mogłoby się udać! Tylko jak tu nad nimi zapanować? Nie ma tu z nim Ryuqa, bo został połknięty, a Malina był za daleko. Myślenie jest takie ciężkie wśród tego smrodu gnojówki...
- Tylko zjeby gadają do siebie na głos - odezwał się nagle czyjś głos z lasu - A teraz przestań srać do wiadra i wstań. Powiedz - nie jestem sam.
- Kurwa! Kim jesteś? - Tiquill przestał srać w spodnie i poderwał się z wiadra - Natychmiast wyjaw swe oblicze!
- Musisz odkupić swoje winy - odezwał się ponownie głos, po czym ujawnił się wychodząc z lasu. Była to... Monika. Do tego siedząca kurwa na żubrze. Obok niej siedział Smuggler. Po chwili z lasu wyszedł kolejny żubr na którym siedział Iquid z Walaszkiem i Owsiakiem.
- Kurwa, to wy! Nie sądziłem, że jeszcze was zobaczę - rzekł skonfundowany Tiq.
- Długo was nie było, więc ruszyliśmy w końcu na poszukiwania. Poza tym skończył nam się Akodin i musieliśmy szukać nowych źródeł zaopatrzenia - wyjaśniał Iquid - Znaleźliśmy wioskę, a tam Malinę i Makumba Zjebów. A także związanego, nieprzytomnego i całego obsikanego Owsiaka. Od niego wiemy co się stało.
- A jak mnie znaleźliście? - dociekał Tiquill.
- Tchórze wydzielają charakterystyczny smród. Ludzie srający w spodnie zresztą również. A tak poważnie to babka ze sklepiku z bimbrem powiedziała nam w którym kierunku spierdoliłeś. Po drodze oswoiliśmy miejscową faunę, by nie musieć łazić po lesie z buta - oznajmił Iq, po czym beknął głośno, bo właśnie opróżniał piwo marki Rzóbr z browaru Dojlidy.
- Pora bym odpokutował moją zdradę. Giń szmaciarzu! - krzyknął rozjuszony Owsiak, po czym zeskoczył z żubra, wyjął pistolet, podszedł do Tiquilla i strzelił mu prosto w głowę z odległości 70 cm. Niestety spudłował.
- Kurwa, kto cię uczył strzelać? Poza tym on będzie jeszcze nam potrzebny. Wciąż ma szansę odkupić swoje winy - powiedział Iquid.
- Wy debile - Tiquill wymądrzał się - Mogę z was zrobić kretynów za pomocą The Amuletu. Wystarczy jeden mój ruch i...
- Proszę bardzo, ale na Monikę to nie zadziała, bo jest wydrukowana. A jeśli z któregokolwiek z nas zrobisz Makumbę Chuja to ona odstrzeli ci ten łysy czerep - pogroził Iq.
- Ech... - westchnął Teeq - I co teraz?
- Będziesz musiał naprawić swoje błędy. Na początek wyciągniesz naszych ludzi z brzucha Konona - oznajmił Iquid.
- Ale jak mam to zrobić? Przecież to niemożliwe, niczym przeniesienie forum na phpBB3 - westchnął Tiq.
- Obmyśliłam pewien plan - odezwała się Monigga - Masz tu kombinezon ochronny który zajebaliśmy z fabryki akodinu. Założysz go i wejdziesz do środka Konona przez jego dupę, po czym dostaniesz się do userów. Ewakuujesz ich wszystkich, jednego po drugim. Na koniec podłożysz ładunki wybuchowe w jego bebechach i wysadzisz skurwysyna w powietrze. Masz tu kombinezony ochronne dla każdego z nich.
- Ale skąd wiadomo, że w ogóle żyją? - zapytał Tiq.
- Namierzyłam laptop Dev4evera, czyli jeszcze ich nie strawił - odparła Monika - A teraz zakładaj kombinezon i idziemy.

Minęło kilkadziesiąt minut, po czym cała grupka stała już koło potwora Kononowicza. Wcześniej Iquid z Moniką za pomocą kuszy uśpili go kilkunastoma strzykawkami ze środkiem uspokajającym dla koni. Tiquill ubrany w gejowski żółty kombinezon ochronny westchnął głęboko.
- Do dzieła - powiedziała Monika.
Łysa Pała podszedł do Konona, po czym wślizgnął się między jego pośladki. Wdrapał się do szczeliny odbytu, a następnie pełzając i mdlejąc od smrodu i obrzydzenia przemierzał jelita skurwysyna, aż dotarł do żołądka. Tam ujrzał autobus, którego pancerz już niemal całkowicie został przetrawiony...
- Hej, Radzik, Joss, Rycho, Dzienis, ktokolwiek?! Słyszycie mnie? - zawołał Tiq nieświadom, że przez maskę na mordzie chuja było słychać. Spostrzegł natomiast, że materiał kombinezonu zaczynał się powoli topić i przerażony jął napierdalać ręką w drzwi autobusu. Po chwili został wciągnięty do środka i spostrzegł kilka luf wymierzonych w jego stronę.
- Witajcie - powiedział Tiq zdejmując maskę.
- Ty skurwysynu! Masz czelność tu przychodzić po tym wszystkim co zrobiłeś? Odstrzelę ci łeb! - ryknął Jossarian, po czym odbezpieczył karabin.
- Zaczekaj Joss. Czego tu szukasz łysolu? - zapytał Radzik, mierzący do Senior Admina z shotguna.
- Przybyłem was uratować. Veni, vidi, vici, wypierdalajmy więc stąd - oznajmił Tiquill, po czym rozdał wszystkim kombinezony.
- Na pewno masz w tym jakiś interes, psi rzygu - rzekł Rycho, który wytrzeźwiał, bo skończył się węgiel do ładowania maszyny robiącej jego klony z ktorych pędził bimber.
- Nie zostawia się userów na tonącym statku. Czy jakoś tak - powiedział Tiquill z emfazą. W tym czasie wszyscy już ubierali kombinezony - Moglibyście raczej okazać trochę wdzięczności.
- Chciałeś mieć niepokornych userów. To masz - odezwał się Dzienis, po czym nałożył maskę na ryj.
- Już nie chcę - oczy Tiquilla zaszkliły się, a usta opadły tworząc podkowę.
- Jak chcesz stąd spierdolić? - zapytał Radzik.
- Jak to jak? Przez dupę - odparł Tiq.
- Fujka - Yossarian skrzywił się.
- Dobra. Spierdalajmy stąd już. Musimy być szybcy. Kombinezony nie są zbyt trwałe, są made in Bangladeshi Republic. Dalej, wszyscy za mną! - machnął ręką Tiq, po czym wyjebał z kopa drzwi autobusu i ruszył sprintem w kierunku okrężnicy. Za nim podążyli userzy.
Szło im jednak jak po grudzie. Co chwila ktoś się potykał po kosmkach jelitowych, musieli też zastrzelić ogromnego tasiemca który bytował we flakach Nibembena. W końcu jednak dotarli do pierścienia odbytnicy, skąd dobiegało jasne światło. Nagle jednak wyrósł przed nimi Major Suchodolski.
- Stać! Nikt stąd nie ucieknie żywy ani martwy! Strażnik rimmingu boskiego Krzysztofa nie pozwoli wam przejść dalej... - nie dokończył Major, bo został rozerwany na kawałki serią z AK-47, shotgunów, SMEGa i M16 w które zawsze uzbrojona była nasza ekipa. Jeszcze kilka chwil... i wszyscy cali i zdrowi opuścili wnętrze Skurwysyna Bożego.
- Kurwa, jeszcze chwila i kombinezony trafiłby szlag - westchnął z ulgą Komar ściągając resztki szmat z siebie.
- Hej patrzcie! To Iq, Smugg, Grubas i Monigga! - krzyknął Zaver pokazując palcem na nadciągające postacie.
- Co tu robicie? - zapytał Radzik.
- Szukaliśmy was. Dobrze, że udało nam się zdążyć na czas. Zmusiliśmy tego skurwysyna by was uratował - wyjaśnił Iquid - Zrobiliśmy też napad na fabrykę akodinu, obłowiliśmy się w chuj.
- Świe-tnie - rzekł Yossarian - A teraz Tiquill, oddawaj Amulet. Starczy tej farsy.
- NJE - odparł Tiquill, a po chwili dostał kopa w żebra od Rycha3D.
Tiq leżał i zwijał się na ziemi, a Monika podeszła do niego i zabrała Amulet. Następnie sama zajebała kopa Tiqowi w jaja.
- Zapomniałeś wysadzić tę grubą kurwę! - wrzasnęła Anime locha, po czym wzięła kilka ładunków C4 oraz Amulet i wsadziła Kononowi do dupy. Ustawiła zapalnik i wróciła do reszty bohaterów.
- No nie wiem czy te ładunki wystarczą - powątpiewał Piroziom.
- Wzmocnione Amuletem rozerwą go w pył i... - nie dokończyła Monika, bo rozległ się olbrzymi huk, po czym strzępy tłuszczu i mięsa zalały całą okolicę.
Następne kilkanaście minut nasi bohaterowie poświęcili na czyszczenie się z syfu jaki ich oblał i obsypał.
- Kurwa - powiedział Ryuq - Widzę tu teraz potencjał na budowę nowej wioski Makumby Chujów.
- Nikt już nigdy nie będzie Makumba Chujem - powiedział Yossarian - A teraz nadszedł czas zapłaty - to mówiąc Grabarz wyciągnął M16 i przystawił do łysego łba osranego ze strachu Tiquilla.
- Jakieś ostatnie słowa? - zapytał Grabe trzymając palec na spuście.
- Wygląda na to, że wyczerpałem limit dobrych dni i czeka mnie już tylko samo zło - wystękał Tiq i padł na kolana.
- Wstawaj. Zginiesz jak mężczyzna - powiedział Yoss, po czym potraktował paralizatorem klęczącego Tiqa - Kurwa. Nie taki mial być efekt - westchnął Yoss, widząc, że Tiquill teraz leży i robi pod siebie. Strużka moczu dociekła do butów byłego administratora Cmentarza, co ten przyjął z obrzydzeniem wycierając je w trawę.
- NJE! - krzyknęła Monika - Zostaw go! Mój ci on, mój!
- A tobie co odjebało? - nie dowierzał Yosse, nadal mierząc w Teeqa.
- Ja... go kocham. Zawsze kochałam. Jest taki męski dzięki braku włosów i ma charyzmę. Gdzie wam tam do niego, pizdeczki?! - pisknęła Monika i zasłoniła własnym ciałem Senior Admina z Makowa.
- Kurwa! Co to do chuja jest?! - nie dowierzał tej całej sytuacji Komar.
- Zawsze wiedziałem, że jesteś zdradziecką kurwą. Zresztą, kobiety to kurwy, KTK 4ever. Ale żeby z Tikiem? Pojebało?! - Yossarian aż usiadł z wrażenia i zapalił szluga.
- Tak dalej być nie będzie! - wykrzyknął Dzienis - Na szubienicę obu!

Piętnaście minut później...

Monika i Tiquill stail na dwóch stołkach pod prowizorycznymi naprędce skleconymi szubienicami. Na szyjach mieli pętle.
- Jakieś ostatnie słowa? - zapytał Yoss szykując się do kopnięcia stołków.
- Wygląda na to, że wyczerpa...
- Kurwa, już to mówiłeś. Monika? Jak się czujesz wiedząc, że skończysz jak Sayori?
- Ty debilu, przecież jestem nieśmiertelna. Za narodowy socjalizm! - wykrzyknęła Monika, po czym Yoss kopnął w jej stołek.
- Kurwa, chyba faktycznie tak jej nie zajebiemy - stwierdził Komar widząc jak Monika dynda na linie pokazując im faka.
- No to choć jego powieśmy. Przecież trzeba kogoś zajebać w tym odcinku - powiedział Rycho3D.
- No zajebaliśmy Konona - przypomniał Piroziom.
- Ona go zajebała, poza tym to była abominacja genetyczna. Kop już w ten stołek, Yoss! - wykrzyknął pragnący krwi Radzik.
- Egzekucja! Egzekucja! Egzekucja! - krzyczeli wszyscy.
Yoss juz miał kopnąć stołek, gdy Tiquill zaczął się drzeć.
- Nieee! Błagam nie! Nie róbcie tego! Ja chcę żyć! Obiecuję, przywrócę forum i oddam hajs za serwer! Proszę nie zabijajcie mnie, pliz! Będę wam służył! - łkał Łysa Pała.
- Zamknij się, szujo! - grzmiał Rycho3D.
- To żałosne - podsumował sytuację Pan Szatan.
- Oooo święty Janie Pawle, wybaw mnie ode złego! Spraw by ci wielbiciele czanów i humoru dla dolnych trzech procent nie wykonali egzekucji na mnie! Chroń mnie papieżu! - wołał Tiq wyczekując zbawienia, które... nadeszło.

Nastąpił wielki huk i rumor, a z nieba przybył duch Karola Wojtyły. Półprzezroczysta odziana w biel postać Papieża Polaka lewitowała nad naszymi bohaterami, którzy zbierali szczęki z podłogi.
- Zaiste, zaprawdę powiadam wam - odezwał się duch papaja - nie zabijecie dziś Admina waszego, który was wyrwał z domu steamowego, z Facebooka niewoli...
Przerwał mu Dzienis, który wystrzelił do niego z bazooki, ale pocisk tylko przeleciał przez ducha nie czyniąc mu szkody.
- Tak dalej być nie będzie! Jak grasz na kodach to i ja mogę! - wkurwił się Pan Szatan, po czym wyjął telefon i wybrał numer 0-700 666 666 dzwoniąc do swojego starego.
Kilka chwil później ziemia zadrżała i utworzyła się wielka dziura, z której wyszedł Szatan Diabeł razem z Szatan Brudderem.
- Czego kurwa mi dupę zawracasz?! - zwrócił się najmilej jak umiał Wladca Piekieł.
- On gra na czitach, tate! Papieża woła! - skarżył się tacie P. Szatan.
- Ej kurwa, zabiliście Konona. To tak wykonujecie przysługę dla mnie? - wkurwił się Szatan Burdel.
- Sorka, nie udało nam się. Na szczęście Amuletu też już nie ma, więc problem znikł - wyjaśnił Szan Patan,
- Ale pojawił się kolejny - rzekł Lucyfer, który stał z założonymi rękoma - Nastąpiło przekroczenie reguł światów równoległych. Janie Pawle, nie powinieneś pojawiać się w tym wymiarze - powiedział do Wojtyły Szatan.
- Mój sługa był w potrzebie - odrzekł Papaj - Nie mogłem go zostawić na pewną śmierć.
- Zasłużył na nią w pełni swoim skurwysyństwem, egoizmem i byciem Łysą Pałą. Mam na to całe pliki dowodów w postaci akt w moim archiwum piekielnym - oznajmił ze spokojem Diabeł.
- Spierdalaj już do piekla, czarci pomiocie! - wkurwił się Wojtyła, po czym wyciągnął zza pleców niebiańską wersję AK-47 i jął strzelać do Diabła.
- O ty skurwysynie! Tak się bawimy? No to masz! - wrzasnął Lucyfer i przypierdolił w Wojtyłę piorunami, które wystrzeliły z jego palców. Po chwili dołączył do niego Szatan Brudda i również zaczął napierdalać w Wojtyłę kulami ognistymi.
- Panie Jezu, proszę pomóż mi! I ty Matko Boża! - wołał o pomoc Wojtyła, będąc pod ciągłym ostrzałem.
Po chwili z nieba przybyli Jezus z Marią. Matka Boska Uzbrojona jęła napierdalać w Szatana i Szatana Burdela dzidą laserową, a Jebus Chytrus atakował ich kulami świetlnymi Ka-me-ha-me-ha.

Nasi bohaterowie widząc to zaczęli powoli się wycofywać.
- Kurwa, znowu przedawkowaliśmy psychodeliki? - zastanawiał się na głos Komar.
- Nie, to się dzieje naprawdę - powiedział Pan Szatan - Spierdalajmy stąd. Ja się w to nie wpierdalam, bo w przeciwieństwie do brata i ojca jestem śmiertelnikiem. Jeszcze dostaniemy rykoszetem, a kwestią czasu jest jak rozpierdolą całe Podlasie.
- Ucieczka to niegłupi pomysł - przytaknął Dzienis widząc jak Szatan z młodszym synem napierdalają się z Papieżem, Jezusem i Maryją niszcząc przy tym całą i tak już zniszczoną okolicę.
- Boże Ojcze, dopomóż nam proszę! - zawołał Jezus, po czym po chwili z nieba zstąpił sam Jehowa Bóg pod postacią brodatego dziada i również zaczął napierdalać w Szatana kulami kamehameha.
- Kurwa! Czterech na dwóch to niesprawiedliwe! Kolejne naruszenie reguł! Naruszenie zasad Wszechświata - wykrzyknął Szatan, nie przestając napierdalać w przybyszów z nieba piorunami i pociskami ognistymi.
- Tato, nie damy im rady! - zawołał Szatan Burdel.
- Dobrze, że jesteśmy nieśmiertelni. Ale tak dalej być nie będzie. Równowaga została nieodwracalnie naruszona. Muszę, to zrobić synu. Muszę wezwać Jego! - powiedział Szatan.
- O kurwa! Wreszcie Go zobaczę - podniecił się Szatan Bruder.
- STOP! - krzyknął Szatan - Zaprzestańmy walki, jest bezcelowa! I tak jesteśmy nieśmiertelni! Wzywam Tego, Który Stoi Ponad Nami!
- Nie możesz tego zrobić! Sytuacja musi być wyjątkowa! - zawołał Jehowa Bóg.
- Sytuacja jest wyjątkowa! Potrzebny jest rozjemca. Równowaga wszechświata została naruszona - odparł Szatan. Wzywam więc....

Rozdział 11

- ... DUPĘ! - zawołał donośnie Szatan Diabeł.
- Nieee, tylko nie to! - zapiszczał Pan Bóg, a wraz z nim Jebus, Ma-Ryja, Janusz Pedofil oraz Duch Śnięty, który właśnie przyleciał pod postacią białego ciągle srającego gołębia.
- GRZECZNIEJ KURWA, ŚWIĘTĄ KURWA DUPĘ, JAM JEST ISTOTĄ WIEKUISTĄ KTÓRA WYPIERDZIAŁA WSZECHŚWIAT Z CAŁEGO BRUDU I SYFU MATERII KOSMICZNEJ - odezwał się jakiś głos z przestrzeni kosmicznej.

Wszyscy zwrócili oczy ku niebu, wszyscy w sensie Diabeł, Szatan Brudda, Bóg, Jezus, Maryja, Duch Śnięty, Jan Pawlacz, userzy PSI, nawet Monika, która w międzyczasie zdjęła stryczek z szyi sobie i Tiquellowi.
Wtem nagle, ni stąd ni zowąd chmury rozpostarły się i z nieba niczym Tupolew zstąpiło wielkie, potwornie wielkie dupsko, które powoli lewitując w końcu opadło na ziemię z gigantycznym łoskotem. Dupsko miało około kilkaset sążni szerokości i niewiele mniej wysokości (nawet nie wiem ile kurwa to jest sążeń - przypisek ałtora). Wyglądało jak typowa ludzka dupa, zaś z rowa między pośladkami odezwał się głos (męski):
- KIEGO CHUJA MNIE WZYWACIE ALBOWIEM JESTEM ZAJĘTY BARDZO?!
- Ooooo Święta kurwa Dupo, doszło do naruszenia zasad równowagi wszechświata... - zaczął Szatan, ale wkurwiony Dupa mu przerwał.
- MÓW KURWA PO LUDZKU KONKRETNIE COŚCIE ODJANIEPAWLILI DO CHUJA WACŁAWA.
- Bo ten - wtrącił się Szatan Burdel - Jan Paweł i jego bogowie wpierdolili się w sprawy śmiertelników, a tak kurwa nie wolno!
- AAAAAA! TAK DALEJ BYĆ NIE BĘDZIE! CO JA WAM MÓWIŁEM, NIE WOLNO SIĘ WPIERDALAĆ W SPRAWY ŚMIERTELNYCH, ZA KARĘ BĘDZIE WOJNA, BO TAK MÓWI PRAWO! - wrzasnął mocno podkurwiony Dupa.
- Ale jakie prawo? - zapytał przerażony Jebus Chytrus, który schował się za swoim starym.
- PRAWO KURWA DUPY, HAHAHAHA! JA ISTOTA WIEKUISTA SKAZUJĘ WAS NA WIECZNĄ WOJNĘ, TA PLANETA JEST JUŻ STRACONA, KONIEC KURWA, SCZEZNIJCIE W SWEJ NIENAWIŚCI, CHUJ WAM W ODBYT! - zawyrokowała Dupa, po czym odwróciła się z zamiarem odejścia z tego świata.
Nagle jednak odezwał się Tiquill:
- Święta Dupo, co z nami teraz będzie? Proszę nie skazuj nas na niebyt i zagładę! - załkał żałośnie Łysa Pała.
Święta Kurwa Dupa odwrócił się i spojrzał na niego swym odbytem, po czym wypierdział w jego kierunku jakąś kartkę papieru.
- DAJĘ WAM SZANSĘ PRZETRWANIA, ALBOWIEM BYLIŚCIE MI ZAWSZE WIERNI I WIERZYLIŚCIE W DUPĘ, OTO MAPA DO INNYCH WIERZĄCYCH WE MNIE, UDAJCIE SIĘ DO NICH, MACIE Z NIMI WIELE WSPÓLNEGO, SĄ TAK POTĘŻNI, ŻE NAWET JA, TWÓRCA ŚWIATÓW SIĘ ICH KURWA BOJĘ, ŻE MNIE ROZPIERDOLĄ, ZAPRAWDĘ POWIADAM WAM, WIELE SIĘ NAUCZYĆ OD NICH MOŻECIE, TO WASZA JEDYNA SZANSA, POWODZENIA I ELO! - rzekł Dupa, po czym zwrócił się do Szatana i Boga oraz ich podnóżków:
- A WY KURWA CHUJE PIERDOLONE BĘDZIECIE SIĘ NAPIERDALAĆ PRZEZ WIECZNOŚĆ, PRZEZ CO NIE BĘDZIE DOBRA I ZŁA NA ŚWIECIE, JENO TYLKO CHAOS KTÓRY ZNISZCZY TĘ NĘDZNĄ PLANETĘ, CHUJ WAM W DUPY I ELO! - to mówiąc Dupa odwrócił się i wypierdując zniknął z tego świata w sobie tylko znanym kierunku i wymiarze.

Po chwili na niebie zapanowała ciemność, a Szatan z synem zaczęli dalej się napierdalać z Bogiem i Jezusem i Ma-Ryją. Byli nieśmiertelni, więc walka nie miała końca.
- Ożesz kurwa! I co teraz?! - zwrócił się Yossarian do pozostałych userów, którzy byli zszokowani jak on.
- Nie wiem, trzeba stąd spierdalać, to pewne - powiedział Radzik i zwrócił się do Tiqa - Łysa Pało, pokaż co Dupa ci dał.
- To wygląda jak mapa - stwierdził Rycho przypatrując się kartce, którą obsrany ze strachu Tiq podał Radzikowi.
- Fucktycznie - stwierdził Sever Admin - prowadzi do jakiegoś lasu kilkadziesiąt kilometrów stąd.
- Ciekawe co tam jest - wtrącił się Komar.
- Chuj wie, trzeba się przekonać. Idziemy. Ty nie - oznajmił Ra'Dziq wskazując na Teeqa - Wypierdalaj łysy szmaciarzu.
- Chodź Tiquillu, nic tu po nas - rzekła Monika trzymając Tiqa za rękę - Przetrwamy gdzie indziej, z dala od tych inceli.
- Sama kurwa jesteś procesorem! - wrzasnął Pan Szatan za Moniggą - Głupia anime coorva yeahbunna!
- Ja wam pomogę! - nagle papież Wojtyła zbliżył się do Tiqa i Moniki wraz z gołębiem - Nie chcę brać udziału w tej wojnie. Poprosiłem Boga Jahwe by mi oddał moją śmiertelność i ludzką postać. Razem z Duchem Śniętym, który ma wieczną sraczkę chcemy dołączyć do was!
- Dokładnie tak jest - powiedział Duch Śnięty, po czym się zesrał.
- Dobrze więc, niechaj tak będzie - powiedziała Monika - Łysy zjeb, wydrukowana anime loszka, zombie Jana Gawlacza i srający gołąb stworzą nową cywilizację! - to mówiąc cała czwórka poszła w sobie tylko znanym kierunku.
- Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał już oglądać tych ścierw - rzekł Yossarian, nie wiedząc oczywiście jak bardzo się myli, co miała pokazać przyszłość.
- Naprzód, spierdalajmy stąd! - pogonił ich Iquid, po czym cała grupa ruszyła w kierunku wyznaczonego celu na mapie.

Po drodze raczyli się resztkami bimbru jakie jeszcze mieli, ale nie dało się nie zauważyć, że świat stał się bardziej ponury i ochujały. Do celu zostało kilkanaście kilometrów, jednak nasi bohaterowie zgubili się w pewnym momencie na polu pełnym gnojówki.
- Kurwa, chyba się zgubiliśmy. Za dużo bimbru żeśmy wypili - stwierdził Piroziom.
- Musimy uważać. To pole wygląda na dobre miejsce na zasadzkę - ze zmysłem taktycznym wysnuwał wnioski Ryuq.
- Jest możliwe - odezwał się Zaver.
- Ale tu jebie mokrym psem - rzekł Szan Patan - I gnojówką.
Po chwili okazało się, że Ryuq miał rację. Nagle, spod pokrywy gnojowej z pola uniosły się trzy statki powietrzne.
- Kurwa! - zawył Iquid - To jebani kosmici!
- I to chyba kurvinoxy! - dodał przerażony Komar. Wszyscy userzy wyciągnęli swoje pukawki.
Ze statków wyłoniły się postaci kosmitów, które przypominały postaci z kreskówki Walaszka.
- Przecież ja was narysowałem! Wy naprawdę istniejecie? - nie dowierzał Grubas.
- Traktat Dupy już nie obowiązuje! Podróże międzyplanetarne możliwe! Można najeżdżać waszą planetę. Chuj wam do dupy! - zakrzyknął jakiś kurvinox, po czym strzelił z kasetki laserowej prosto w Walaszka.
- Chyba tobie... do ryja... - Walaszek mówiąc te słowa padł na ziemię i po chwili wyzionął ducha.
- Kurwa zabili go! Brońmy się! - krzyknął Radzik, po czym Brygada jęła napierdalać w kosmitów ze swoich postalowych pukawek. Szło im nieźle, udało im się rozjebać dwa statki, a w tym czasie powierzchowne rany odnieśli tylko Iquid, Rycho, Dzienis i Pan Szatan. W przypadku tego ostatniego miało to swój pozytywny skutek, gdyż laser trafił go w worek z gównem, który dzięki temu w końcu się opróżnił, wobec dynamiki wydarzeń były moderator nie miał na to wcześniej czasu.
Niestety w pewnym momencie walki nasi bohaterowie lekko się rozdzielili i duet Smuggler- Owsiak został otoczony przez kilku kurvinoxów, którzy opuścili wcześniej uszkodzony statek. Napierdalali do nich ile się dało, ale w końcu skończyła im się amunicja.
- Giń skurwielu! - krzyknął jeden z kosmitów strzelając do Smugglera. W tym momencie w spowolnionym tempie Owsiak wykonał skok przyjmując na siebie kulkę przeznaczoną dla chujowego odpowiadacza na listy w Sraction Redaction.
- Owsik, NIEEEE!!! - krzyknął Smugg, po czym wyjął bagnet i wsadził go w trzeci odbyt kosmicie wykańczając go w ten sposób. Po chwili resztę kosmitów rozjebali pozostali nasi bohaterowie.
- Stary nie umieraj, pliz. Z kim ja będę pił wódę! Ktoś musi poprowadzić WOŚP! - łkał Smugg widząc jak Owsiak po postrzale w jądra umiera w jego rękach.
- Kheeee.... Będziesz pił z lustrem... kheeee.... - wycharczał Owsiak - kheee.... chuj w dupę chorym dzieciom, niech żyje narodowy socjalizm! - to mówiąc pierdolnął w kalendarz na amen.
- Zdechł - potwierdził zgon Yossarian - Mam nadzieję, że niczego nie żałował.
- Podsumujmy więc. Przetrwaliśmy atak kosmitów, wygląda na to, że wskutek utraty równowagi te ataki mogą być częstsze i tępe kurvinoxy nie muszą być jedynymi ich sprawcami - teoretyzował Radzik - Mamy dwóch trupów i kilku rannych. Wyliżecie się?
- Nic, czego nie da się zaleczyć bimbrem i akodynem - oznajmił Iquid bandażując swoje rany, podobnie jak Rycho, Dzienis i Szczan Patan.
- Dobre i to. Pogrzebcie Walaszka i Owsiaka, musimy iść dalej. Każda zwłoka i zwłoki tylko narażają nas na większe niebezpieczeństwo - zarządził Admin PSI.
Tak też zrobili. Po szybkim wykopaniu dwóch płytkich grobów userzy kopniakami wepchnęli w nie zwłoki i zasypali.
- Jakieś epitafium może? - zapytał Yossarian uklepując butami świeże groby (w końcu był Grabarzem).
- Chuj im w dupę, jak to napisał jakiś poeta - wygłosił Dzienis - Byli drugoplanowymi bohaterami, więc kwesią czasu było ich zdechnięcie. Dobra, szkoda czasu, musimy lecieć.
- Co racja, to racja - potwierdził Rycho3D, po czym ruszyli dalej.

Kilka godzin później byli już u celu. Stali pod wielkim mrocznym lasem, a przed nimi była wbita przekrzywiona tabliczka z trupimi czaszkami i napisem.
- Co tutaj pisze? - zapytał Iquid, który tak leczył swoje rany, że miał już kilka promili i zatracił umiejętność czytania.
- "STÓMILOWY LAS" - powiedział Yossarian wytrzeszczając oczy ze zdumienia - A obok pisze też "FSZYSCY WYPIERDALAĆ BO FPIERDOL!"
- Oo ja pierdolę - podjarał się Dzienis - Szykuje się niezły odcinek crossoverowy, muahahahaha!
- Będzie ostra jazda - przytaknął Zaver.
- O kim kurwa jest mowa? - nie rozumiał Smuggler.
- Przeczytaj to, to się kurwa dowiesz- jebnął facepalma Grabarz - Opowiadania o nas są inspirowane bohaterami z przerobionego Kubusia Puchatka; Link masz tutaj, łysa pało:
https://koziolekweb.pl/2017/07/02/magic ... -puchatka/
- O kurwa, tak bajdełej to Smuggler teraz będzie nową Łysą Pałą, co wy na to? - zaproponował Komar.
- Gud ajdija, tzn. dobry pomysł - odparł Pan Szatan - To co, wchodzimy?
- Kto nie ryzykuje, ten nie pije. Jasne, że wchodzimy. Sam Dupa nam ich polecił, w razie wu powołamy się na niego - rzekł Yossarian, po czym ekipa wbiła do Lasu...

Rozdział 12

W poprzednich odcinkach...

Lud PSI po powrocie z Piekła udał się na Podlasie by schwytać Kononowicza. Jednak ich plan nie powiódł się do końca i zostali pożarci, zaś Tiquill jak zwykle zesrał się i uciekł. Na szczęście z odsieczą przychodzi im reszta grupy, która przybyła z misją ratunkową z farmy, dzięki czemu wydostają się z potwora. Monika zdradza Yossa z łysą pałą, co kończy się nieudaną egzekucją wspomnianej dwójki przerwaną przybyciem z nieba papieża oraz Boga, Jezusa, Maryi, a także przybycia z piekła Szatana i Szatana Burdela. Sytuacja kończy się napierdalanką wyżej wspomnianych, aż w końcu zostaje wezwana Dupa, która rządzi całym Wszechświatem. Dupa pomaga naszym bohaterom dając im przepustkę do Stumilowego Lasu, magicznego miejsca pełnego mocy. Świat jednak wariuje przez utratę równowagi, w związku z czym podczas wędrówki do Lasu giną po drodze Owsiak i Walaszek podczas starcia z kurvinoxami, przybyłymi z galaktyki Kurvix. Czy może być jeszcze gorzej? To się jeszcze okaże...


Yossarian obudził się. Otoczył go mrok i potworny smród w którym możnaby zawiesić nie tyle siekierę co kilka kowadeł. Bół w jego głowie żył własnym życiem, jeszcze nigdy nie miał tak przeraźliwego kaca.
- Czy ja wreszcie zdechłem? - zapytał na głos z nadzieją? Jego głos był chropowaty, jakby przepalony żywym ogniem.
Coś koło niego poruszyło się. Yossarian trącił obiekt po omacku, nieprzenikniona ciemność nie pozwalała na dojrzenie czegokurwakolwiek.
- Fcef w tuwe? - zamamrotał obiekt lezący koło Grabarza. Jossarian nagle chwycił jakąś obłą rzecz, po czym pociągnął, przedmiot ten został mu w ręce. Odnosił wrażenie, że to coś w rodzaju ogona...
- CHCESZ W TUBE [tm]??!! -wrzasnęła nagle istota koło Grabarza - ODDAWAJ MÓJ OGON ZŁAMASIE, ALBO ZROBIĘ CI ROZSZCZEP JELITA GRUBEGO Z MOJEJ DWURURKI!
- Ale co to... co to się stanęło? - zapytał ogłupiały Yoss, odkładając ogon. Nadal miał kilka promili we krwi.
- Jeszcze się głupio pytasz mangozjebie. Masz, łyknij trochę amfy ze stadionu, może to ci rozjaśni we łbie - w tym momencie jakaś inna postać jęła wpychać na chama Grabarzowi do nosa jakiś proszek, który ten mimowolnie wciągnął. Nagle wszystko stało się jasne...

27 lub 41 godzin wcześniej (chuj wie w sumie)

- Jakiś ciemny ten las - stwierdził z niepokojem Komar rozglądając się wokół siebie.
- Rzeczywiście, nieco tu mrocznie - potwierdził Pan Szatan - Niech ktoś mi zaszyje worek, bo ciągle wylewa się z niego gówno.
- Fujka, ale smród - pokręcił nosem Zaver - Niestety nie mam igły i nitki.
Las był fucktycznie mroczny, ciemny i głuchy. Nie słychać było żadnych zwierząt ani innych odgłosów pojebanej natury. Jednocześnie nie widać było żadnych skażeń czy prowadzonych działań wojennych. Odnosiło się wrażenie, że jest się w jakiejś prastarej puszczy, w której wszystkie stworzenia wymordował niewidzialny wirus, czy coś.
- To co teraz robimy? - zapytał z powątpiewaniem Piroziom.
- Idziemy główną ścieżką, aż znajdziemy coś sensownego - odparł Radzik.
Tak też uczynili. Po przejściu kolejnych kilku km stwierdzili, że las zaczyna się przerzedzać. Pniaki drzew były wypalone, a dookoła leżało pełno pustych butelek po winie.
- "Heracles - Classic Płońsk Aperitif" - przeczytał naklejkę na butelce Komar - Ale siki.
W tym momencie Smuggler nastąpił na coś i nagle ziemia zapadła się pod wszystkimi. Wylądowali kilka metrów w dół, w pułapce.
- Ja pierdolę Smuggler łysa pało, ty to zawsze coś odjebiesz - wkurwił się Ryuq
- Spierdalaj, jak ci źle to wracaj do Makumba Chujów - odburknął czerwony na mordzie Smugg
- To już zamknięty etap mojego życia, a teraz lepiej pomyślmy jak się stąd wydostać! - stęknął Ryuq
- To nie będzie takie proste... - zaczął Radzik, ale przerwał, bo właśnie ktoś z zewnątrz wrzucił kilka pojemników z gazem usypiającym.
- Kurwa, gazują nas! Nie oddychać! - wrzasnął Rycho3D, ale w tym momencie zaczerpnął oddechu i stracił przytomność. Kilka sekund później cała reszta ekipy również pogrążyła się we śnie...

Jakiś czas później...

Iquid obudził się. Na głowie miał worek, przez co nie widział co się dzieje, ani gdzie jest. Słyszał tylko jakąś niewyraźną rozmowę.
- ... kolejni turyści się kurwa zgubili. Nie widzieli co pisze na znaku?
- ... może to nowi Łowcy Pip albo jakiś kurwa zespół disco polo? Gazem ich kurwa i do rowu...
- ... kurwa subtelny... potrzeba więcej Aperitifów .... oddawaj kurwa mój ogon...
- ... wezmę moje Uzi i przesłucham ich po swojemu...
- ... albo wsadzić marchewkę w dup...
- ... napchać ich lewym LSD i wprowadzić w bad tripa to lepszy pomy...
- ... patrzcie, ten się chyba rusza...
Po chwili worek z głowy Iquida został zdjęty.
- Oj chuj! - nic lepszego Założyciel PSI nie mógł powiedzieć, gdy zobaczył postaci przed sobą.
Były to zantropomorfizowane zwierzęta, pomarańczowy niedźwiadek z nadwagą, prążkowany nadpobudliwy Tygrys chodzący na dwóch nogach, pozornie spokojny niebieski osioł z dwururką, którego oczy zdradzały jednak, że nie jest tym, na kogo wygląda, niewielki świniak z Uzi w ręku oraz kremowej barwy dwunożny Królik wyglądający na lubiącego zabawy sado-maso. Każda z postaci trzymała broń i spoglądała na Iquida jak na ostatnie ścierwo.
- Czego tu kurwa szukacie - zaczął w miarę spokojnie osioł - nie widzieliście znaku? Nie czeka was tu nic prócz cierpienia.
- Eeee... - Iquidowi zabrakło pomysłu na sensowną odpowiedź, sytuacja go przerosła. Osiołek już miał go zastrzelić, gdy nagle jakiś user zaczął się wiercić.
Niedźwiadek zdjął z niego worek, był to Yossarian.
- Ja was znam! - oznajmił Grabarz podniecony - Czytałem wasze przygody, ty jesteś Puchatek, ty Tygrysek, ty Kłapouchy, tam jest Prosiaczek, a tam Królik!
- Braaawooo - mruknął Kłapouchy, po czym wycelował w Yossa - Niestety nie jest to odpowiedź na moje pytanie...
- Dupa nas wysłała! - krzyknął Yosse w ostatniej chwili - Święta Dupa dała nam tutaj adres!
- O w dupę! - Puchatek był szczerze zdumiony - To zmienia postać rzeczy. Prosiak, zdejmij worki pozostałym.
Prosiaczek wykonał polecenie, zawiedziony, że nie rozgrzeje dzisiaj swojego Uzika. W tym czasie ekipa PSI wybałuszała oczy patrząc na gadające zwierzęta.
Puchatek w międzyczasie wziął jedyne nierozjebane krzesło jakie było w domku i usiadł na nim okrakiem nie spuszczając wzroku z przybyszów.
- A skąd znacie Dupę? - zapytał Kubuś.
- Równowaga światów została naruszona. Bóg napierdala się z Szatanem, a św. Dupa skazał tę planetę na zagładę. Od lat czcimy Dupę, bo jesteśmy alkoholikami, ćpunami i zjebami genetycznymi - wyjaśnił Dzienis.
- To się ciekawie składa, bo alkoholików i ćpunów jest u nas dostatek - po raz pierwszy uśmiechnął się Puchatek - Wyglada na to, że jesteście w porządku.
- Nie tak szybko - przerwał mu Kłapouchy - Ja tam bym ich najpierw przetestował. Nie ma co im wierzyć na gębę.
- Słuszna uwaga - rzekł Kubuś - Panowie, jakieś propozycje?
- Test Heraclesa - odezwał się Prosiaczek - jeśli porzygają się nie wcześniej niż przy 10tej butelce, to są spoko.
- Ja bym jeszcze ich nafaszerował amfą i LSD - zaproponował Tygrysek.
- A na koniec wsadzimy im marchewki i przepychaczki od klopa do dupy! - podjarał się Królik aż przy tym podskakując (podkicając?).
- Ja pierdolę Królik... - jebnął facepalma Puchatek - Ale pomysły Tigera i Prosiaka są spoko. Przynieście kilkadziesiąt sześciopaków winobluszczywin od Babayage [tm], a Tygrys załatwi dragi.
- O, fajnie, naklepiemy się na krzywy ryj! - ucieszył się Komar.
- O co tutaj chodzi, nic nie rozumiem - zastanawiał się Pan Szatan.
- Zapoznasz się z kanonem podczas biby. Tymczasem rozgośćcie się, czym chata bogata! - zapraszał Kubuś.
Ekipa PSI rozwaliła swoje zmęczone tyłki na rozjebanych meblach zdewastowanego domku. Po kilku chwilach wrócili Prosiak z Królikiem taszcząc tanie wina, a także Tiger z prochami i SLD.
- No to panowie BĄ ŻUR! - wzniósł toast Puchatek, po czym wszyscy przyssali się do butelek wina z siarą.
- Takiego czegoś jeszcze nie piłem - wzdrygnął się Rycho. Pozostała część ekipy również wyraźnie powstrzymywała się od zwrócenia tego szampana dla mas.
- Nie ma lepszego napoju, nawet sam Dracula to pije po kilkaset sześciopaków dziennie - zachwalał Prosiaczek.
- A gdzie jest ten, no, Krzyś? - dopytywał się Yossarian.
- Poszedł na paradę LGBT. Akurat jak nuki od ruskiech leciały na Warszawę... hehehe - zaśmiał sie szyderczo Kłapouchy.
- Pan Sowa potem próbował skleić jakoś jego resztki, ale mu nie wyszło. Potem się dziobaty pedofil powiesił - dodał Tygrysek - jednego skurwiela mniej...
- Grunt, że Babayag żyje i Kangurzyca, więc mamy wino i dupczenie - podsumował Kubuś - nic nam więcej do życia nie potrzeba.
- Ogólnie żyjecie tu trochę tak z 20 lat do tyłu - zauważył Radzik - Magnetowid, telewizor Rubin, telefon z antenką... Nie wiecie, że technologia się rozwinęła?
- Chuj z nią, skoro i tak była zagłada atomowa. A poza tym jesteśmy sentymenalni - wyjaśnił Kłapouchy.
- Chyba sentymentalni... - poprawił go Królik.
- Stul ten ryj, albo zaraz powybijam ci zęby i będziesz mógł jedynie pić przecier z marchewek! - wkurwił się osiołek.
Impreza zaczęła się rozkręcać z kolejnymi butelkami. Co niektórzy zaczęli tańczyć i rzucać meblami. Wybuchło kilka pozarów, na szczęście szybko ugaszonych moczem. W pewnym momencie Kłapouchy przyniósł metyl.
- Nooo, to teraz czas na prawdziwe picie... hep! Zdaliście test, jesteście swoi, chluśniem bo uśniem! - to mówiąc Kłapouchy oraz reszta postaci wychyliły po pełnej szklane metanolu.
- O kurwa, ale zajzajer... - Yossowi łzy stanęły w oczach - A w ogóle to jak wy znacie się z Dupą?
- To długa historia - odparł Puchatek - ale opowiem ją w skrócie. Jak zapewne wiesz, w jednym odcinku naszych przygód Szatan zajebał Boga. Podobnie jak w waszym przypadku było to naruszenie równowagi wszechświata, więc przyszedł Dupa i kazał nam dla wyrównania zabić Szatana, co też uczyniliśmy. Potem wskrzesił ich obu i kazał kurwa by wiecej to się nie powtórzyło i by jeden chuj siedział ciągle w niebie, a drugi w piekle. Z tego co opowiadacie ostatecznie nie dotrzymali obietnicy i wszystko jebło. Ale to nieważne, bo w podzięce Dupa obiecał nam, że Stumilowy Las zawsze będzie nietykalny i bezpieczny oraz dał nam nieśmiertelność i sprawił, że upijanie się oraz ćpanie będzie dawało zawsze nam samą przyjemność. To tyle z tej historii.
- Łał - zawieśniaczył Zaver pod wrażeniem tej opowiastki.
- Dość tego pierdolenia, pijemy dalej! - warknął Kłapouch i polał następną kolejkę, a potem następną i następną...
W międzyczasie Tygrys porozdawał wszystkim dragi. Userzy PSI byli pod wrażeniem mocy działania tutejszego LSD, a Brygada Puchatka z kolei po raz pierwszy skosztowała palonego, wciąganego i wstrzykiwanego akodinu. I tak mijały kolejne godziny, az wszyscy w końcu stracili przytomność...

Obecnie...

- O w dupę! - zawołał Yossarian gdy już uzmysłowił sobie co się wczoraj odjaniepawliło.
- Taa - zamamrotał przez sen Królik, który miał przepychaczkę od kibla w dupie.
- Kiedy nam wróci wzrok po tym metylu? - zapytał Rycho, który właśnie się obudził i również nic nie widział.
- Za kilka godzin. Albo dni. Pij, nie pierdol - podsunął mu butelkę Kłapouch, a Modder łapczywie ją wychłeptał.
W tym czasie pozostali członkowie obu ekip odzyskiwali przytomność.
- Piliśmy z wieloma ludźmi i istotami, ale jedynie wy prawie nam dorównujecie pod względem wchłanialności napojów procentowych - powiedział Kubuś - no, może jeszcze politycy, ale oni już są dead.
- To była zajebista impreza - powiedział Dzienis - ale powinniśmy wkrótce ruszać w drogę. Jak już ogarniemu kaca ofkors.
- COOOO?! - zirytował się Pan Szatan - Przecież to jedyne bezpieczne miejsce na świecie! Do tego alko i impra za free!
- Dzienis ma rację - wtrącił się Radzik - Nie możemy nadużywac gościnności tych zwierzaków. Musimy ruszać dalej.
- Ale gdzie ruszać? - dociekał Komar.
- Choćby na moją farmę. Szynkacz został tam sam z kurami. Trzeba je ocalić i ewentualnie Szynkacza też - powiedział Dzienis.
- Musimy odzyskać też megakomputer i drukarkę 3D - dodał Radzik.
- Sorry, ale my wam nie pomożemy - rzekł Puchatek - Nasza nieśmiertelność działa tylko na terenie Stumilowego Lasu.
- Możemy jednak dać wam broni i ammo ile tylko zechcecie - oznajmił Kłapouchy - Mamy też coś jeszcze. Chodźcie, pokażę wam.
Wszyscy wyszli z domku i udali się na polanę. Stał tam ogromny pojazd, wielki jak ja pierdolę.
- Co to.. kurwa... jest? - wydukał oszołomiony Yoss.
- Nazwaliśmy go Behemot - odparł z dumą Tygrysek - Z nudów zbudowaliśmy ogromny pojazd pancerny, ale tutaj i tak nie jest nam potrzebny. Ma dwa działka przeciwlotnicze, cztery działa, każde na inną stronę świata, cztery CKMy, dwa miotacze ognia, wyzierniki umożliwiające strzelanie bronią konwencjonalną, wyrzutnie granatów, z przodu jest piła tarczowa do cięcia drzew i przedzierania się przez las, jest też jedna wyrzutnia rakiet naprowadzających. Do tego w środku są dwa pomieszczenia mieszkalne, zbiorniki na wodę, kał, mocz i alkohol, luki bagażowe na amunicję i łupy, komputer stacjonarny, generatory prądu i kilka zbiorników na paliwo oraz kilkanaście akumulatorów. Pancerz gruby na metr, nie do przebicia przez żadne działo. Jeździ na gąsienicach, których nie uszkodzi żadna mina ani inne chujstwo. Fajne, co nie?
- Toż to jeżdżąca forteca! - zachwycał się Iquid.
- Jak będziecie ostrożni to was w tym nikt nie zajebie. Porusza się powoli, bo maks 20km/h, ale to jedyna wada. To nasz prezent w imię przyjaźni alkoholicko-alkoholickiej!
- Serdeczne dzięki! - wzruszył się Dzienis.
- My wam dziękujemy za wizytę i akodin. Wpadajcie czasem. Każdy czciciel Dupy jest tu mile widziany - powiedział Puchatek.
- To na razie, eluwina. Sieg Heil! - pożegnali się userzy PSI wsiadając do Behemota.
- Sieg Heil! - pożegnała się ekipa Puchatka. Przez chwilę stali patrząc na oddalających się userów, po czym poszli do Babayagi po kolejne wina i po amunicję do kałachów...


I regret nothing
Yossarian
Grabarz
Grabarz
Posty: 6423
Rejestracja: 06 sie 2008, 14:54
Postawił piwo: 6 razy
Otrzymał  piwo: 3 razy

06 lis 2020, 23:34

Zajebiście, czekamy na więcej :D


Awatar użytkownika
Dzienis
V.I.P.
V.I.P.
Posty: 12106
Rejestracja: 03 lut 2012, 18:53
Lokalizacja: Pojezierze Litewskie
Postawił piwo: 14 razy
Otrzymał  piwo: 6 razy
Kontakt:

07 lis 2020, 19:53

Kilka dni później, Farma Dzienisa...

Radzik, Yossarian, Komar, Dzienis, Rycho, Ryuq, Piro, P.Szatan, Zaver, Smuggler, Iquid, 9kier, Malina i seebeek17 stali przed zgliszczami farmy Dzienisa. Malina, seebeek i 9kier dołączyli do załogi Behemota, gdyż nie mogli wytrzymać ciągłej napierdalanki będących w pobliżu Boga, Szatana, Szatan Burdela i Jebusa Chytrusa, wcześniej humanitarnie dokonali aborcji z opóźnieniem na Makumba Chujach przywiązując im kamienie do szyi i topiąc w Wiśle (trzeba oszczędzać amunicję).
Sytuacja wyglądała na opanowaną, jednak straty były nieodwracalne. Podczas ich nieobecności farmę najechała grupa dzikich Litwinów gównojadów, którzy zniszczyli doszczętnie wszystkie budynki i zasoby... Do tego nigdzie nie było widać Szynkacza.
- Jakieś ostatnie słowa, kałojebcy? - zapytał Dzienis ze łzami w oczach patrząc co zrobiono z jego stodołą w której pędzili bimber.
- Gównas kupas dupas chujas jebas lituanas! Jebus maksimus kałus gównus! - wykrzyknął jeden z Litwinów po czym splunął na ziemię.
- Nie zniosę więcej tego języka dla zjebów. Gińcie skurwysyny! - krzyknął Dzienis, po czym władował 2137 kul z miniguna umocowanego na Behemocie siekając gównożerców na kawałeczki.
- Te chuje skalali farmę. Niestety nie będziemy mogli tu już zamieszkać i żadne egzorcyzmy już tu nie pomogą - stwierdził Smuggler, który przeszedł nawrócenie duchowe, miał łysy czerep poharatany tępą żyletką i dla równowagi brodę do pasa, wyglądał jak jebany ortodoks.
- To prawda - potwierdził Radzik - Ciekawe co z Szynkaczem.
- Pewnie go zajebali - westchnął Szan Patan czyszcząc lufę shotguna.
- Spierdalaj cwelu. Nie tak łatwo mnie zajebać - powiedział nagle ktoś za nimi. Był to Szynkacz który wygramalał się właśnie z ogromnej kupy kurzych stolców.
- Ukryłeś się w kurzym gównie, to cię uratowało! - ucieszył się Pan Szatan - A fee, ale od ciebie jebie.
- Prędko tego smrodu z siebie nie zmyjesz, ale cieszymy się że przeżyłeś. Głupim chujkiem byłeś, ale do nas wróciłeś. Sam nie czuję kiedy rymuję, piss joł madafaka, zajebali mi składaka - zarapował Zaver.
- Ja też was pozdrawiam - odparł Szynka zajęty czyszczeniem się z kurzych wydzielin odbytniczych - O kurwa, Ryuq jest z wami? I seebeek? Przecież oni zdechli w sezonie chyba kurwa pierwszym!
- To długa historia, opowiemy ci potem, ale tak, to oni - potwierdził Radzik.
- Jaki mamy teraz plan? - zapytał Yossarian.
- Musimy to przemyśleć. Rozpalmy ognisko i posilmy się ciałami wrogów. Wtedy poczujemy się silniejsi i lepsze pomysły przyjdą nam do głowy - zaproponował Iquid.

Pozostali userzy nie mieli nic przeciwko kanibalizmowi, gdyż byli głodni, a zupki Vifon jedzone w czołgu im obrzydły. Jedynie 9kier która była weganką posilała się osypką dla kur od której potem dostała zatwardzenia, przez co zdesperowani userzy nie mogli uprawiać z nią seksu analnego.
- Ale dobre te mięcho z Litwinów - pochwalił Komar.
- Dzięki. Starałem się je upiec najlepiej jak mogłem - przyjął komplement Rycho, który odkrył w sobie talenty kucharskie i właśnie rozprawiał kolejnego Litwina. Gdy wyrzucił jego flaki po chwili podbiegły po nie zdziczałe głodne psy.
- Boję się tych psów - wyraził zaniepokojenie Yossarian biorąc do ust spory kęs podudzia jakiegoś Vytautasa czy innego Litwusa.
- To nie psy, tylko wilki. Pełno ich w puszczy augustowskiej. Nie mają co jeść, więc niedługo nas zaatakują - oznajmił Dzienis - Proponuję ich zapierdolić i zakonserwować ich mięso na przyszłość. Jest łykowate w chuj, ale większego wyboru nie mamy, skoro i tak przełamaliśmy już tabu jedzenia ludzi.
- Chyba podludzi. Litwini nie są pełnoprawnymi ludźmi - wtrącił się Yossarian.
- To prawda. Przepraszam, mój błąd. Piro i Ryuq, chodźcie zastrzelimy wilki, zanim one zaatakują nas - zaproponował Dzienis.

I tak zrobili. Zabili 13 wilków zużywając tylko 16 kul, bo byli zajebiści. Po najedzeniu się i oporządzeniu wilczego i ludzkiego miesa załoga szykowała resztę zapasów do Behemota i po kilku godzinach wszyscy byli gotowi do drogi.
- Paliwo jest, żarcie jest, aparatura do pędzenia bimbru jest - wyliczał Radzik - Jesteśmy gotowi do drogi.
- A gdzie jedziemy? - zapytał seebeek17.
- Musimy opuścić Polskę - powiedział Iquid -W tym kraju już nic dobrego nas nie czeka, został doszczętnie zniszczony.

Zapadła chwila ciszy.
- Wiecznie tylko wojna i wojna oraz rozpierdol - przerwał ciszę Yossarian - Mam tego dość. Nie chcę już żyć więcej na tej planecie - Grabarz w wymownym geście skrzyżował ręce.
- Yossarian ma rację - poparł go Komar - My chcemy w kosmos.
- Pojebało was? A jak tego niby dokonamy? - pukał się w czoło Ryuq.
- Jedźmy do Ameryki, do siedziby NASA w Cape Canaveral na Florydzie - rzekł Yoss - Już kiedyś z Łysą Pałą pojechaliśmy do Stanów przez Syberię do RWSu, więc możemy to powtórzyć. Tym panceniakiem będziemy bezpieczni, po drodze możemy grabić co popadnie.
- Chyba upadłeś na głowę - kręcił głową Radzik.
- No to panie mądry gdzie lepiej jechać? - zapytał wymownie Grabarz.
- Eeee... w sumie to nie wiem. Wszędzie jest chujnia. Ale to za daleko. Nie chcę znowu tłuc się przez Związek Radziecki - nie dał się przekonać Radzik.
- Yoss masz dobry pomysł, ale jak chcesz do Ameryki to lepiej wybierzmy samolot - zaproponował Iquid - Tym czołgiem to potrwa wieki.
- MA BYĆ KURWA CZOŁGIEM I CHUJ! - wkurwił się Yosse - Mam jebany lęk latania samolotem i lęk wysokości. Aż tak mi się zresztą też nie spieszy! Cierpliwość też mam, w ETS2 przegrałem setki godzin!
- Dobra, to głosujmy. Kto chce do Ameryki samolotem to ręka do góry! - zawołał Iquid, po czym uniósł rękę.
Smuggler, seebeek17, 9kier, Malina, Piroziom i Zaver również unieśli ręce.
- A kto chce jechać Behemotem przez Syberię do Stanów? - zapytał Yossarian i uniósł rękę.
Swoje ręce podnieśli Komar, Pan Szatan, Szynkacz, Dzienis, Rycho i Ryuq. Po chwili zastanowienia również Radzik.
- Dzięki stary - powiedział Yoss - Czyli przegłosowane na nasze, 8-7.
- Chuja tam przegłosowane - odparł Iquid - Dzielimy się na dwie grupy. My lecimy samolotem, a wy róbta co chceta.
- Rozdzielanie się to zły pomysł - rzekł Radzik.
- Moim zdaniem dobry. Może dzięki temu choć jedna z grup przeżyje - upieral się Iq.
- Przeciez nawet nikt z was nie potrafi latać - zauważył Ryuq.
- Nauczymy się, to nic trudnego. Grałem na symulatorach - odparł dumnie Iquid - Dobra ludziska, zabierajcie swoje graty i jedziemy do Warszawy na lotnisko, tam znajdziemy jakiś samolot!

Grupa Iquida przepakowała się, po czym wsiedli do rozklekotanego VW Transportera, który zostawiali martwi już Litwini. Iquid odpalił silnik.
- Żegnajcie więc i wszystkiego dobrego - pomachał im Radzik - Nie rozpierdolcie się na brzozie i uważajcie na kurvinoksy. I jak się wam uda to poczekajcie na Florydzie na nas!
- Zobaczy się - odparł Iquid - No to eluwina!
- Elson! - pożegnała się grupa z Behemota.
Samochód oddalał się, po czym zniknął na horyzoncie.
- Rozstania są smutne - wzruszył się Szynkacz
- Mam nadzieję, że im się uda. I nam też. Zaraz ruszamy na wschód panowie. Czeka nas bardzo długa podróż... - westchnął Radzik, po czym wszyscy wsiedli do jeżdżącej fortecy i również odjechali.
Kilka cudem ocalałych z pogromu kur przyglądało się tej scenie.
- I co teraz? - spytała jedna kura drugą - Kto nas nakarmi?
- Ja nie znaju - odparła druga kura która miała białoruskie pochodzenie.
- Musimy ewoluować i stworzyć własną inteligentną cywilizację, a następnie podbić tę planetę i unicestwić ludzkość jak na potomkinie dinozaurów przystało - powiedziała trzecia kura.
- Cegły wysrane - rzekła czwarta kura podniósłszy dziób znad ziarna.

Kilka tygodni później...

Potężny Behemot powoli, acz uparcie przedzierał się przez radziecką dzicz. Niska gęstość zaludnienia miała ten plus, iż tych terenów nie atakowali jak dotąd kosmici czy inni ludzie. Niestety prędkość maksymalna 25/h oraz trudności ze znalezieniem paliwa sprawiały, że podróż trwała w nieskończoność.
- Trzeba było lecieć samolotem - irytował się Rycho - Do tego wczoraj permamentnie zatkała się aparatura bimbrownicza i szlag trafił produkcję alko. Jestem krańcowo trzeźwy!
- Nie ty jeden - wycierał pot z czoła będący w delirium Yossarian - Kurwa, gdzie tu jest jakiś monopolowy?
- Według nawigacji już niedaleko - rzekł Radzik.
O dziwo miał rację. Po kilkunastu minutach trafili do jakiegoś miasteczka, wyposażonego w market. Złupili wszelką żywność i alkohol, zgwałcili sprzedawczynie, a na koniec podpalili sklep i miasteczko jak na rasowych skurwysynów przystało. Wcześniej jeszcze obrabowali z broni magazyn wojskowy, pakując przy tym kulki w łby kilkunastu żołdakom go pilnującym.
- To był dobry dzień - podsumował potem te działania w czołgu Komar delektując się nowo nabytym Kozackoje Igristoje.
- Heracles to to nie jest, ale lepsze niż nic - podsumował trunek Pan Szatan.

I tak pomału mijały dni i tygodnie skupione na przetrwaniu w wozie oraz zdobywaniu prowiantu i paliwa. Pewnego dnia jednak Dzienis kierował najebany i zasnął za kółkiem, reszta userów też spała. Pojazd zboczył z pustkowi i zjechał mocno w południowym kierunku, zamiast na Czukotkę. Po kilku godzinach nagle stanął jak wryty. Szarpnięcie zbudziło Dzienisa i pozostałych userów.
- O kurwa! - krzyknął Ryuq - Gdzie my kurwa jesteśmy?
- N-nie wiem?! - przeraził się przypałowiec Dzienis.
- Kurwa tępy chuju, gdzieżeś nas zaprowadził, czemu nie trzymałeś się navi? - wkurwił się Radzik.
- Zasnąłem za kierownicą, sorewicz - próbował uspokoić sytuację Człowiek Kurwa.
- No to patrz co narobiłeś. Zaryliśmy się kurwa w piachu na amen - wskazał przez okno Yossarian.
Okazało się, że zboczyli aż na samą pustynię Gobi w Mongolii i zajebali się w piachu który objął niemal połowę pojazdu.
- Kurwa, teraz będziemy odkopywać się tydzień! - wkurwił się Rycho3D.
- No i chuj stało się. Bierzem łopaty i odkopujem! - oznajmił Dzienis i ruszył do składziku.
- Sam se kurwa odkopuj, ty nas w to wjebałeś to ty wyciągniesz - obraził się Szczan Patan.
- Ja ci pomogę, kumplu - zaoferował się Szynkacz - mimo że nie mam nogi to nie jestem tak leniwy jak to szatańskie nasienie.
- Dzięki. Trzym łopatę - podał mu narzędzie TheNiss, po czym obaj wyszli z pojazdu i zaczęli odkopywać czołg.
Po chwili z nudów dołączyli do nich pozostali userzy, nawet P.Szatan.
- Szybciej skończymy to szybciej ruszymy - rzekł Radzik.

Nagle usłyszeli jakiś dziwny hałas, był on bardzo niepokojący...
- O kurwa - Dzienis przełknął ślinę, a łopata wypadła mu z rąk. Mam nadzieję, że to nie jest to co myślę, bo mamy przejebane...
- O co chodzi? Co masz na myśli? - dopytywał się Komar.
Hałas przybierał na sile.
- KURWA PANOWIE TO....

c.d.n. xD
Ostatnio zmieniony 07 lis 2020, 19:55 przez Dzienis, łącznie zmieniany 1 raz.


I regret nothing
ODPOWIEDZ