Magiczne Przygody Userów PSI - Sezon 5

Więcej niż dotychczas. Bez kompromisów. Działa na emocje. Ale musisz myśleć, bardziej.

Moderatorzy: Moderatorzy, Admini

Yossarian
Grabarz
Grabarz
Posty: 6423
Rejestracja: 06 sie 2008, 14:54
Postawił piwo: 6 razy
Otrzymał  piwo: 3 razy

07 lis 2020, 20:00

Niech zgadnę, trafiliśmy na mitycznego wielkiego robaka, który żyje pod piaskami Mongolii?

Czekam na ciąg dalszy ;)

Aha, fragment z kurami mnie rozjebał xD
Ostatnio zmieniony 07 lis 2020, 20:00 przez Yossarian, łącznie zmieniany 1 raz.


Awatar użytkownika
Dzienis
V.I.P.
V.I.P.
Posty: 12106
Rejestracja: 03 lut 2012, 18:53
Lokalizacja: Pojezierze Litewskie
Postawił piwo: 14 razy
Otrzymał  piwo: 6 razy
Kontakt:

10 lis 2020, 16:21

... MONGOLSKI ROBAK ŚMIERCI!!! - dokończył z wrzaskiem Yossarian.
- Panowie, do broni! - zakomenderował Radzik (admin co gładzi).
Wszyscy szybko zaczęli wyciągać postalowe giwery z superczołgu. Huk narastał, aż po kilku chwilach z piasku wystrzeliła olbrzymia ohydna zmutowana larwa, która miała kilkanaście metrów grubości i jakieś dwa metry szerokości.
- Obrzydlistwo - skomentował wygląd kryptydy Komar.
- Napierdalamy! - rozkazał Radzik, po czym wszyscy otworzyli ogień.
Terkot broni maszynowej, huk pracującej bazooki i wyrzutni napalmu przecinał suche pustynne powietrze, wszędzie dookoła sypał się piach przesłaniając jakikolwiek widok. Po chwili hałas ucichł. Userzy zaczęli nasłuchiwać.
- Nic nie widzę, ale chyba go zajebaliśmy - stwierdził hipotetycznie Rycho.
- Podejdę bliżej, by się upewnić - powiedział Szynkacz i tak uczynił.
Zrobił kilka kroków i stanął przed dziurawym jak sito robakiem. Nagle jednak kryptyda ożywiła się i złapała się otworem gębowym jego nogi.
- AAAAaaaa! - zawył z bólu Szynkacz - A, oh wait, to drewniana noga, więc tak bardzo wyjebane.
Radzik, Rycho i Dzienis szybko wpakowali w łeb larwy kilkadziesiąt kul, tak by więcej już nie mogła się ożywić.
- Nie przejmuj się protezą. Wydrukujemy ci nową lepszą w drukarce 3D - pocieszył Szynkensa Radzik.
- Dzięki.

Postalsajtowcy wzięli się za oprawienie robaka, dzięki temu zyskali kilkaset kilogramów mięsa z bogatym zapasem protein, co powiększyło ich nikłe już zapasy. Mimo to mina Yossariana była nietęga.
- Zostało nam zaledwie kilkadziesiąt litrów paliwa, a do najbliższej stacji benzynowej w Ułan Bator jest niemal 1000 kilometrów - narzekał Grabarz - Nie dojedziemy.
- Dojedziemy - oznajmił Rycho - Ten silnik można przerobić na napędzanie bimbrem. Dzienis, Yoss, Radzik i Ryuq, pomożecie mi.

Kilka dni później...

Operacja się udała i userzy przerobili silnik. Bimbru mieli w chuj, więc teraz mogli spokojnie dojechać na koniec Syberii. Zapakowali mięso z robaka, wydrukowali nogę Szynkaczowi, po czym byli gotowi do dalszej drogi.
- Jedziemy, szkoda czasu - podsumował Yossarian.

Kolejne kilkanaście dni później...

Użytkownicy PSI bez większych problemów dotarli na kraniec Czukotki. Bez problemu eliminowali pojedynczych nieprzyjaciół na pustkowiach tundry, poza tym nie mieli większych zakłóceń w podróży. W końcu dotarli do Anadyru, na koniec świata.
Tam spotkali znajomego Ruska, który kiedyś już przewoził ich na Alaskę jak jechali do RWSu. Niestety tym razem nie wyraził zgody na przewóz, gdyż Behemot był za ciężki na transport jego łajbą.
- I co teraz? - zmartwił się Pan Szatan.
- Rusek polecił nam inne rozwiązanie - oznajmił Radzik - Możemy porwać jeden z tych kontenerowców i nim udać się do Ameryki.
- Super! - ucieszył się Komar - Spokojnie załadujemy tam czołg i wiele innych rzeczy, a poza tym możemy nim podpłynąć od razu aż do Kalifornii.
- A nawet przez Kanał Panamski i od razu na Florydę - dodał Yossarian - Niestety statek wygląda na dobrze strzeżony.
- Mamy od chuja broni, damy radę - rzekł Rycho3D.
- To prawda. Poczekajmy do zmroku i załóżmy noktowizory. Potem zajmiemy swoje pozycje. Pan Szatan i Ryuq ustawicie się ze snajperkami, jeden z lewej strony, a drugi za tamtymi kamieniami z prawej. Będziecie nas osłaniać. Szynkacz będziesz nosił granaty i amunicję, a ja, Rycho, Dzienis, Yoss i Komar dokonamy abordażu. Potem zmusimy załogę by odpłynęła statkiem w kierunku Florydy - planował Radzik.
- Świe-tnie.

Kilka godzin później...

- Wszyscy gotowi? No to ruszamy - rzekł Radzik, po czym ruszyli po cichu w kierunku statku. Gęsty mrok czynił ich niewidocznymi. Ekipa PSI zbliżała się do statku, gdy nagle przez krótkofalówkę odezwał się Pan Szatan.
-Uważajcie, jeden z nich idzie w waszym kierunku. Kryjcie się!
- Ok boomer, bez odbioru - przyjął Radzik, po czym razem z resztą PSIutków skrył się w krzaczorach.
Jakiś Siergiej podszedł dosłownie obok nich, po czym zaczął sikać.
- KURWA! On leje na moje buty! A to były lakierki za kilka stów! - nie wytrzymał Rycho, po czym władował serię z M16 w żołdaka, który padł martwy z chujem w ręku.
Na dźwięk strzałów rozległ się alarm i wszyscy żołnierze na statku zaczęli się przegrupowywać.
- Kurwa Rycho, coś ty odjebał. Teraz tajną misję szlag trafił - wkurwił się Radzik - Jest za późno na cackanie się. Rozjebać ich wszystkich w pizdu!
Ekipa wyszła z krzaków i zaczęła zalewać statek amunicją, ogniem i siarką. Z daleka wspomagali ich P.Szatan i Ryuq ze snajperkami. Po kilku minutach wyrżnęli wszystkich. Rycho dostał w rękę, a Dzienis w nogę, ale nie były to poważniejsze rany, poza tym obyło się bez strat.
- Zwycięstwo! - uniósł dłoń w górę Komar - Przejmujemy ten burdel, tzn. statek.

Ekipa wyjebała wszystkie zwłoki, po czym załadowali czołg na pokład i udali się na mostek kapitański.
- Eee... ktoś umie tym sterować? - zapytał Szan Patan.
- Może warto przeczytać instrukcję - zaproponował Komar.
- Instrukcje są dla bab. Zrobimy to metodą prób i błędów - powiedział Dzienis, po czym losowo zaczął wciskać guziki i przełączać wajchy.
- Zostaw, bo zepsujesz, to na pewno nie ta... - nie dokończył Radzik, bo silnik statku odpalił i po kilku chwilach mozolnie ruszył do przodu.
- Haha, i co, na czyje wyszło? Udało się...
- Ty debilu kurojebco, zobacz na wskaźnik, właśnie spuściłeś całe paliwo do Morza Arktycznego, nie możemy płynąć, a do tego zatrułeś miliony stworzeń morskich - jebnął facepalma Ryuq.
- No i chuj, no i cześć - wzruszył ramionami Dzienis.
- I chuj. Wracamy na ląd. Musimy teraz znaleźć samolot - powiedział Radzik.
- W sumie dobrze się stało, samolotem szybciej pójdzie - dodał Yossarian.

Po kilku godzinach rozładowali swoje graty ze statku i znaleźli niewielkie lotnisko w pobliżu miasta. Ochrona lotniska była skromna, więc rozjebano ją bez problemu. Ekipa wsiadła do niewielkiego samolotu czarterowego.
- Niestety jednak musimy porzucić Behemota. Ten kto go znajdzie, wygra jeszcze niejedną wojnę, ale jest za ciężki, a samolot zbyt mały - stwierdził Radziq.
- Ktokolwiek będzie tym sterował niech najpierw przeczyta instrukcję, do chuja wacława - rzucił przez zęby wkurwiony Ryuq.
- Ja spróbuję - zaproponował Yosse, po czym zaczął czytać instrukcję.
- I jak? - spytał po kilku minutach Komar.
- To całkiem proste. Odpalam zapłon i ustawię się na płycie startowej.
Samolot podjechał na pas startowy, po czym Yoss zaczął przyspieszać.
- Szybciej jedź, bo się nie wzbijemy - powiedział Rycho3D.
- Staram się - rzucił przez zęby Yosse - Dobra, raz kozie śmierć. Do góry! - to rzekłszy Grabarz pociągnął ster i uniósł dziób aeroplanu do góry. Zaczęli wzbijać się w powietrze.
- Oj chuj, ja latam! - podniecił się Grabe.
- Ile mamy paliwa? - zapytał Pan Szatan.
- Wystarczy do Florydy - odparł Yosse - Ustawiam kurs autopilota do Cape Canaveral.
- Świe-tnie - wystękał Szynkacz.

Kilka godzin później...

- Idzie nam tak zajebiście, że aż się to robi podejrzanie - mruknął Komar.
- No - potwierdził Szynkacz.
Jakby na te słowa nagle stado ptaków zderzyło się z samolotem. Kilka z nich wpadło do silników po obu stronach, w wyniku czego te zaczęły płonąć i zdechły.
- No i chuj wykrakaliście - westchnął Yossarian - No kto by się spodziewał? Było więcej niż pewne że coś się spierdoli.
- Da się coś zrobić? - wyraził zaniepokojenie Radzik.
- Nie. Oba silniki trafił szlag. Chwilę będziemy szybować, a potem spadniemy w pizdu wprost w Góry Skaliste - rzeczowo odparł Grabarz.
- I chuj. Dobranoc, do widzenia, cześć, giniemy! - mruknął Rycho3D.
- Miło was było poznać panowie. Do zobaczenia w Piekle! - pożegnał się Szatan.


Czy to już koniec przygód ziutków z Szmoncessajt.info? Czy rozpierdolą się jak kaczka po smoleńsku? O tym już wkrótce w ostatnim odcinku serii!
Ostatnio zmieniony 10 lis 2020, 16:31 przez Dzienis, łącznie zmieniany 2 razy.


I regret nothing
Yossarian
Grabarz
Grabarz
Posty: 6423
Rejestracja: 06 sie 2008, 14:54
Postawił piwo: 6 razy
Otrzymał  piwo: 3 razy

10 lis 2020, 17:05

Dzienis pisze:
10 lis 2020, 16:21
- Ty debilu kurojebco, zobacz na wskaźnik, właśnie spuściłeś całe paliwo do Morza Arktycznego, nie możemy płynąć, a do tego zatrułeś miliony stworzeń morskich - jebnął facepalma Ryuq.
Ten fragment mnie rozjebał xD

Świetny odcinek, aż można było poczuć klimat wcześniejszych sezonów, gdy po prostu niszczyliśmy wszystko. Oczywiście za każdym razem coś się musi zjebać xD Czekam na grande finale, i może przy okazji historie z przeszłości użytkowników jeśli będziesz miał wenę.

PS. Szkoda Behemota.
PPS. Jednak zgadłem z tym mongolskim robakiem :D


Awatar użytkownika
Dzienis
V.I.P.
V.I.P.
Posty: 12106
Rejestracja: 03 lut 2012, 18:53
Lokalizacja: Pojezierze Litewskie
Postawił piwo: 14 razy
Otrzymał  piwo: 6 razy
Kontakt:

10 lis 2020, 19:46

Tak będzie, najpierw zrobię jeszcze jeden odcinek typu prequel, a potem wielki finał, będzie to długi odcinek pełen zwrotów akcji i ogólnie akcji. ;)


I regret nothing
Awatar użytkownika
Dzienis
V.I.P.
V.I.P.
Posty: 12106
Rejestracja: 03 lut 2012, 18:53
Lokalizacja: Pojezierze Litewskie
Postawił piwo: 14 razy
Otrzymał  piwo: 6 razy
Kontakt:

15 lis 2020, 14:33

Gdzieś w Polsce...

Tajemniczy wędrowiec z psem podróżował już od wielu dni. Kroku dotrzymywał mu wierny pies, marki wilczur. Podróżnik był dobrze przygotowany. Miał kompas, plecak z zapasami jedzenia, wody i amunicji, karabin, nóż, nawet manierkę ze spirytusem. Właśnie zbliżał się do pobliskiego wzgórza, gdy nagle jego pies zaszczekał niespokojnie.
- Morda, kundlu - zignorował go wędrowiec. Już wiele razy pies reagował zbyt wrażliwie na różne drobnostki typu napromieniowane zombie, dzikie zwierzęta czy ghule. Nie były mu one straszne. Wiedział, gdzie podąża, był pewny swego i swoich umiejętności.
Pies nadal szczekał. Wędrowiec w końcu doszedł (XD) do szczytu wzgórza. Ku swojemu zdziwieniu zobaczył w oddali na sąsiednim wzgórzu jakąś niewielką osadę. By do niej dotrzeć musiał jednak zejść w dół i podjąć trudną wspinaczkę na pagórek, który mógł być broniony.
Pies nie przestawał szczekać.
- Ryzyko jest zbyt duże - stwierdził wędrowiec, po czym postanowił ominąć osadę i pójść bokiem. Tak też uczynił. Po jakiejś godzinie już mu się to prawie udało, a osada była za jego plecami. Pies jednak nadal szczekał niepokojąco, niemalże skomlił.
- Zamknij kurwa pizdę! - zirytował się już mocno podróżnik, po czym ruszył do psa z zamiarem jego kopnięcia. Już wymierzał kopniaka, gdy w tym momencie powietrze przeszył świst i kula z broni snajperskiej trafiła go prosto w tętnicę szyjną.
- Kheeee... - podróżnik padł na ziemię i zatkał rękoma szyję próbują zatamować krwawienie. Pies zaczął biegać dookoła, skomleć i szczekać przeraźliwie. Po chwili rozległ się kolejny strzał, jakby bliższy, z innej broni. Pies padł na ziemię podrygując przez chwilę, po czym zdechł.
- Kheeee..... - rzęził wędrowiec. Wiedział, że jeśli puści ranę to umrze w kilka sekund. Nie miał jednak jak zatamować krwotoku bez pomocy osoby z zewnątrz.
Po chwili usłyszał czyjeś kroki. Jakaś lekko przygarbiona postać stanęła nad nim. Postać była opatulona od stóp do głów ze względu na późnojesienną porę, było widać jedynie jej twarz. Jednak tej twarzy, tej żółtej mordy, nie dało się pomylić z żadną inną.
- KHEEEE!!!! - tym razem rzęził z przerażeniem podróżnik, widząc z kim ma do czynienia.
- Jakie to uczucie umierać z wiedzą, że zostało się postrzelonym przez 100 letniego zombiepapieża po apokalipsie? - zapytał retorycznie Jan Paweł II prezentując przy tym swój firmowy kremówkowy uśmiech, na który uwiódł niezliczone ilości dzieci w karierze.
Podróżnik nic nie odpowiedział, tylko trzymał się za szyję.
- Spokojnie. Gdybym chciał żebyś zdechł to strzeliłbym ci w łeb - papież wyjął jakieś szmaty i zaczął opatrywać wędrowca.
Po chwili podróżnik siedział już i dochodził do siebie.
- Masz, wypij to - papież podał nieznajomemu butelkę jakiegoś płynu - Po tiquillówce szybciej dojdziesz do siebie.
Wojtyła patrzył podróżnikowi w oczy jakby się nad czymś zastanawiał, po czym po chwili odezwał się ponownie.
- Myślałeś, że ominiesz Nowy Watykan, ale ci się nie udało. Wiem, dokąd szedłeś, a raczej do kogo. Wiedz, że dni Rydzyk City zostały policzone i wkrótce opanuję wasz teren. A teraz pokaż mi tę torbę. Dobrze wiem, co tam szmuglowałeś.
Nieznajomy nie mając wyjścia z obrzydzeniem podsunął torbę Wojtyle. Ten ją otworzył i oczy mu się zaświeciły. W torbie było 70 mln. nowo wydrukowanych post-apo złotówek (najnowszej waluty wprowadzonej na rynek po wojnie).
- Dobra Sasin, nie zawiodłem się na tobie - uśmiechnął się Wojtyła, po czym wyjął nóż i wbił go w serce Jackowi Sasinowi, którym był podróżnik. Cel został osiągnięty.

Po godzinie Papież był z powrotem w osadzie. Tiquill i jego żona Monika właśnie zbierali myto od kolejnych nowoprzybyłych. Osada szybko się rozrastała, mieszkańców przybywało. Budowano nowe domki i kościoły. Nową religią był Nowokatolicyzm papieski. A dzięki tym milionom które miały trafić do Rydzyka, tego przebrzydłego starowiera, mogli rozwinąć się jeszcze szybciej.
- I jak tam idzie zbieranie podatków? - zapytal Papaj Tiquilla.
- Te gołodupce nic nie mają - skarżył się Tiquell. Był tak zarobiony ostatnio, że nie miał czasu wygolić łysiny i zarósł po bokach. Nie miał też czasu wyruchać Moniki, dlatego ta otworzyła burdel, w którym oddawała się za pieniądze, dzięki czemu wpływy Nowego Watykanu rosły jeszcze bardziej, a jego sława również rosła.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się papaj - Własnie porządnie się obłowiłem. Najważniejsza jest siła robocza. Wkrótce rozpoczniemy budowę fabryki broni i amunicji, a następnie podbijemy Rydzyk City!
- Ambitne masz plany - zrzędził Tiquill - Nie zapomnij jednak o przepowiedni.
- By spełniła się przepowiednia - musisz zginąć! - przypomniał mu Wojtyła.
- Wiem, ale potem mam zmartwychstać i zostać symbolem Nowej Polski. Chcę zostać nowym Chrystusem narodu - przypomniał Tiquill.
- Tak będzie, boś wiernyś mi. Zaiste - rzekł Jan Paweł II.

Tymczasem w porcie lotniczym imienia Warola Kojtyły na obrzeżach Warszawy...

Smuggler, 9kier, Piro, Malina, Zaver i seebeek stali przed wielkim jak ja pierdolę Boeingiem 2137. Po chwili z maszyny wysiadł Iquid.
- Sprawdziłem wszystko. Paliwa jest pełen bak, wszystkie systemy sprawne. Można lecieć nawet do Ameryki. Ja będę pilotem głównym, bo grałem w Microsoft Flight Simulator, a Smuggler drugim pilotem. Wsiadajcie, lecim!
I tak zrobili. Gdy wszyscy zajęli miejsca Iquid odpalił silnik i ruszył powoli. Po chwili przyspieszył i wzbił się w przestworza.
- Zajebiście, lecimy! - ucieszył się Smuggler - To co mam teraz robić?
- W zasadzie to nic - odparł Iquid - Możesz iść sobie zwalić konia czy co tam robisz w wolnym czasie. Właśnie włączyłem autopilota, czeka nas wielogodzinna podróż.
Tymczasem z tyłu siedziała reszta pasażerów. 9kier przysiadła się do Pirozioma, bo ją właśnie zaswędziała cipa.
- Co tam robisz przystojniaku kaszubski? - zapytała go etatowy kurwiszon.
- A nic. Jaram sobie, a co? - odparł Piro.
- A co to za pudełko tam trzymasz?
- A to pudełko z demonem, którego kiedyś wyssaliśmy z Iquida po egzorcyzmach Papaja. Czasem jaram z nim gandzię, bo co ma tak siedzieć sam smutny jak pizda i to na trzeźwo? - spytał retorycznie Piroziom.
- Odłóż to i zabaw się ze mną. Chcę byś mnie porządnie wyruchał! - powiedziała 9kier, po czym zabrała od Pira pudełko i położyła je na podłodze.
W tym czasie Smuggler który wracał właśnie z kibla po zwaleniu sobie gruchy potknął się o pudełko. Zaklął i podniósł je zdziwiony.
- A co to jest? Może w środku są czekoladki, heh - Smuggler zaczał otwierać pudełko.
- Nie otwieraj tego, kurwa, zostaw to! - krzyknął Zaver, ale było już za późno. Smuggler otworzył wieczko i demon szybko z niego wyleciał wprost do kabiny pilotów.
- Kurwa zjebie, to był demon który kiedyś opętał Iquida. Już kurwa po nas - zajebał facepalma Zaver, a Smugg przerażony wbiegł do kabiny pilotów.
- AHAHAHAHHAHAHHAHAHHA! - oczom Smugglera ukazał się opętany Iquid, który właśnie chwytał drążek sterujący samolotu kierując go bezpośrednio na glebę.
- Kurwa nie! Zostaw to, Iq - Smuggler próbował wyrwać drążek z rąk Iquida, ale był zbyt słaby.
- Ratunku! Na pomoc! - wołał Smugg. Przybiegli wszyscy pasażerowie i próbowali obezwładnić Iquida, ale było już za późno...

PULL UP! PULL UP! TERRAIN AHEAD! TERRAIN AHEAD!

...
....
.....

Tiquill właśnie leżał z Moniką w łóżku. Znowu mu nie stanął i były nici z seksu małżeńskiego. Monika była wyraźnie wkurwiona, ale po chwili wstała z łóżka.
- Co jest? - spytał przysypiający Tiq.
- Słyszysz ten hałas, impotencka łysa pało? - zapytała Monigga i wybiegła z domku.
- Oj chuj - po chwili Tiquill również wybiegł z domku. Na dworzu była całkiem spora grupa gapiów, nowi mieszkańcy, nawet Jan Paweł II wybiegł z kościoła z jakąś półnagą 7 latką.
Oczom zgromadzonych ukazał się wielki samolot który zmierzał wprost ku ziemii i wprost ku nim.
- O kurwa, kryć się! - krzyknął Wojtyła, ale było już za późno. Samolot z wielkim hukiem wypierdolił w osadę zabijając wszystkich mieszkańców. Ostatnim co ujrzał Wojtyła była wykrzywiona demoniczna twarz Iquida zza szyby samolotu i kilku zjebów próbujących go odciągnąć od sterów.
Rozlane paliwo lotnicze dopełniło zniszczenia. Cała osada spłonęła, a ci którzy nie zginęli od razu zmarli od otrzymanych obrazeń, albowiem bez Wojtyły nie miał kto ich uleczyć. Spopielone szczątki Tiquilla i Moniki (która zyskała śmiertelność po egzorcyzmach papieża, gdyż nowa religia Wojtyły zabraniała małżeństw z androidami) zmieszały się razem tworząc romantyczny sczerniały kolaż dwójki zakochanych.

Tak było.

c.d.n.
Ostatnio zmieniony 02 gru 2020, 13:23 przez Dzienis, łącznie zmieniany 2 razy.


I regret nothing
Yossarian
Grabarz
Grabarz
Posty: 6423
Rejestracja: 06 sie 2008, 14:54
Postawił piwo: 6 razy
Otrzymał  piwo: 3 razy

15 lis 2020, 14:39

O chuj, nie spodziewałem się powrotu demona xD Mam mieszane uczucia - z jednej strony zginęły zdradzieckie chuje, a z drugiej kilku naszych. Widać, że seria definitywnie zmierza ku końcowi. Ciekawe co będzie w wielkim finale.

PS. Po co Monika zyskała śmiertelność?


Awatar użytkownika
Dzienis
V.I.P.
V.I.P.
Posty: 12106
Rejestracja: 03 lut 2012, 18:53
Lokalizacja: Pojezierze Litewskie
Postawił piwo: 14 razy
Otrzymał  piwo: 6 razy
Kontakt:

15 lis 2020, 14:49

Edytowałem końcówkę i wyjaśniłem już po co. :D Jakoś trzeba ją było ubić, a jako android byla nieśmiertelna. Mocno to uprościłem, no ale w serialach gorsze rzeczy robią. xD


I regret nothing
Yossarian
Grabarz
Grabarz
Posty: 6423
Rejestracja: 06 sie 2008, 14:54
Postawił piwo: 6 razy
Otrzymał  piwo: 3 razy

15 lis 2020, 14:51

Na upartego można to nawet uznać za logiczne xD


Awatar użytkownika
Dzienis
V.I.P.
V.I.P.
Posty: 12106
Rejestracja: 03 lut 2012, 18:53
Lokalizacja: Pojezierze Litewskie
Postawił piwo: 14 razy
Otrzymał  piwo: 6 razy
Kontakt:

02 gru 2020, 14:05

Gdzieś w powietrzu nad zachodnimi staniami Ameryki Płn...

- Kurwa, no i na chuj lecieliśmy, sam przecież Yoss mówiłeś, że masz strach przed lataniem! - biadolił Komar nie mogąc pogodzić się z nadchodzącą śmiercią.
- Myślałem, że tak będzie szybciej, bo ze statkami to jednak strasznie dużo pierdolenia się było - mruknął Yossarian - To co, modlitwa, czy może jakieś inne pomysły na ostatnie chwile?
- Na chuj się modlić, i tak trafimy do Piekła - rzekł markotnie Rycho.
- Panowie, patrzcie co znalazłem! - zawołał nagle Szynkacz.
Wszyscy odwrócili i ujrzeli otwarte drzwiczki od schowka, a w nim... spadochrony.
- Oj chuj! - ucieszył się Radzik - Spostrzegawczy jesteś, Szynko!
- A wy wręcz przeciwnie. Przeszukanie samolotu to podstawa podczas lotu - kręcił głową z niedowierzaniem Szynkacz - Że też to ja muszę ratować wam tyłki!
- Super, ale są tylko cztery spadochrony - zauważył przytomnie Pan Szatan.
- No i chuj, starczy. Będziemy skakać po dwóch na jednym, powinny nas utrzymać - stwierdził Radzik - Kurwa panowie, pospieszcie się i zakładajcie ten szajs, bo jesteśmy coraz bliżej ziemi!

Po chwili Dzienis, Rycho, Yoss i Radzik mieli na sobie założone spadochrony. Do Dzienisa przytulił się Szynkacz, do Rycha P.Szatan, do Yossa Komar a do Radzika Ryuq.
- Dobra kurwa, skaczemy! - zarządził RadziQ, po czym otworzył drzwi i wyskoczył, a za nim reszta.
Lecieli jakiś czas w ciszy patrząc na opadający samolot.
- Tylko kurwa bez gejowania - mruknął Szynkacz który był przyciśnięty do Dzienisa.
- Nie jesteś w moim typie - odparł Dzienis, po czym pociągnął za sznurek otwierając spadochron. Reszta userów też pociągnęła sznurki.
- Kurwa panowie, mój spadochron nie chce się otworzyć! - krzyknął Radzik, po czym zaczął znikać z oczu reszcie userów, gdyż pozostałym otworzyły się spadochrony i opadali znacznie wolniej...
- Kurwa Radzik, Ryuq, NIE!!! - krzyknął Yoss - Dolećcie do nas, pomożemy wam!
- Za późno - stwierdził ponuro Rycho3D - Opadają zbyt szybko. Nic nie jest w stanie im pomóc...
Admini PSI zniknęli po chwili wśród chmur. W międzyczasie spadajacy samolot rozpierdolił się o niedalekie skały tworząc epicki wybuch.
- KURWA DLACZEGO?! - Komar miał łzy w oczach.
Reszta ocalałych zbliżała się do ziemi, po czym bezpiecznie wylądowała.
- Szybko, szukajmy ich! - gorączkował się Yossarian przecinając sznurki spadochronu, po czym jął biegać po prerii w poszukiwaniu śladu po Radziku i Ryuku.
- Masz rację, zasłużyli na godny pogrzeb - powiedział Rycho3D.
- Zamknij się, oni na pewno przeżyli! - wkurwił się Grabarz i razem z resztą zaczął przeczesywać pobliski teren w pobliżu kilku kilometrów. Szukali ich aż do wieczora, dopiero gdy się ściemniło rozpalili ognisko i przysiedli by odpocząć z markotnymi minami...
- To dziwne - przerwał ciszę Pan Szatan - Musieli spaść w tym obszarze gdzie szukaliśmy. Nigdzie nie ma śladu po nich albo po ich ciałach.
- Kurwa, muszą gdzieś tu być! - nie tracił nadziei Yoss.
- Jutro rano wznowimy poszukiwania. Teraz odpocznijmy - oznajmił Dzienis i tak zrobili.
Przez kilka następnych dni przeszukali ogromny teren dookoła. W jednej z opuszczonych chat Rycho znalazł mapę, zgodnie z jej wskazówkami byli gdzieś w zachodniej Nevadzie.
- Panowie, starczy - stwierdził któregoś dnia Pan Szatan - Musimy iść dalej. Tutaj nie ma zapasów i jest niebezpiecznie. Niestety, nie znajdziemy naszych adminów...
- Chyba masz rację... - odparł Komar - Yoss, musimy iść. Nie jesteśmy w stanie im pomóc...
Yoss stał i milczał paląc papierosa. W końcu rzucił niedopałek na piasek pustyni i powoli dołączył do pozostałej piątki userów, po czym udali się w kierunku wschodnim.

Radzika i Ryuqa nigdy nie odnaleziono... :(

Kilkanaście dni później...

Yoss, Komar, Rycho, Dzienis, Pan Szatan i Szynkacz szli nadal w kierunku Cape Canaveral na Florydzie. Byli wycieńczeni, głodni i wściekli. Stracili adminów, a sytuacja była niewesoła. Nie mieli środka transportu, a Ameryka była wyludnionym post-atomowym pustkowiem, po tym jak wdała się w wojnę atomową z Chinami. Wojna ta trwała w czasie gdy userzy byli na farmie Dzienisa i nawet nie mieli o niej pojęcia. Po drodze minęli też szczątki Tucson i RWS, które eksplodowało podczas zabawy Vince'a z wyrzutnią atomówek w sezonie drugim. Ciężko było o jedzenie, alkohol, broń i amunicję.
- Daleko jeszcze? - zapytał zmęczony Szynkacz.
- Tak, daleko kurwa - odparł poirytowany Dzienis.
- Mam kurwa dość - oznajmił Rycho i usiadł - Jestem już za stary na takie podróże. Muszę odpocząć.
- Dobra, odpoczniemy - powiedział Yossarian - Tam jest jakieś miasteczko. Musimy znaleźć więcej zapasów i wyspać się.
I tak zrobili. W miasteczku w końcu udało im się nawet znaleźć jakąś zdezelowaną wciąż jeżdżącą furgonetkę z zapasem paliwa, dzięki czemu ich podróż nieco przyspieszyła. Ostatecznie po kolejnych kilku dniach udało im się dotrzeć na Florydę.
- Cape Canaveral... - wystękał Komar widząc napis na ogrodzonej drutem kolczastym bazie NASA.
- W końcu - powiedział Yoss - Dajcie mi kurwa obcęgi.
Grabarz przeciął drut, po czym wszyscy weszli do środka bazy. Ich oczom ukazał się wielki w chuj wahadłowiec.
- Kurwa, wygląda zajebiście! - po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnął się Yoss, a wraz z nim reszta userów - Teraz tylko pytanie w jaki sposób tym polecimy.
- A kto powiedział, że polecicie? - odezwał się nagle jakiś głos za nimi po angielsku.
- Kurwa, kto to? - Yossarian obrócił się i zbaraniał gdy zobaczył postaci stojące do tej pory w ukryciu, po czym również po angielsku odezwał się do nich:
- Kurwa, przecież to...

c.d.n.

(następny odcinek będzie już na pewno ostatni XD)
Ostatnio zmieniony 02 gru 2020, 14:13 przez Dzienis, łącznie zmieniany 1 raz.


I regret nothing
Yossarian
Grabarz
Grabarz
Posty: 6423
Rejestracja: 06 sie 2008, 14:54
Postawił piwo: 6 razy
Otrzymał  piwo: 3 razy

02 gru 2020, 22:50

Szkoda adminów :( Ciekawe co to za ktosiek pod koniec odcinka, ktoś nam znany?


Awatar użytkownika
Dzienis
V.I.P.
V.I.P.
Posty: 12106
Rejestracja: 03 lut 2012, 18:53
Lokalizacja: Pojezierze Litewskie
Postawił piwo: 14 razy
Otrzymał  piwo: 6 razy
Kontakt:

03 gru 2020, 13:04

- Chłopaki z Baraków! - dokończył za niego Szynkacz.
- A dokładniej Trailer Park Boys - powiedział Dzienis - A wy co tu robicie?
- Byliśmy tu pierwsi, więc to ja zapytam - co wy tu robicie? - zapytał wkurwiony Julian z drinkiem w łapie.
- Morda seksowny gnojku, bo zaraz odstrzelę ci tę szklanicę! - wkurwił się teraz Komar i wycelował w szklankę Juliana z półautomatu, po czym palec mu się obśmyrgnął i wystrzelił rozbijając ją na drobne kawałki.
- Wy jebane skurwysyny! Zajebiemy was! - krzyknął Ricky, po czym razem z Julianem wyjęli swoje pukawki i rozpoczęli ostrzał. Bubbles w tym czasie przerażony schował się za wahadłowiec.
- Kurwa panowie, sorry, to niechcący. Przepraszam, sam wypalił! - tłumaczył się Komar i wraz z Szynkaczem oraz Panem Szatanem schował się za jakieś skrzynki. W tym czasie Dzienis, Rycho i Yoss prowadzili wymianę ognia z Julianem i Ricky'm. Na szczęście byli zmęczeni, naćpani i pijani, a Ricky i Julian naćpani i pijani, dzięki czemu ich celność wołała o pomstę do szatana. Nikt nie odniósł obrażeń, a ostrzał ustał gdy obu stronom gówno-konfliktu skończyła się amunicja.
- Yyy panowie przestańcie, dość YYY!!! - zawołał Bubbles w charakterystycznym dla siebie stylu.
- To oni zaczęli, kurde faja! - tłumaczył się Ricky.
- Przepraszam, sam wypalił! - tłumaczył się Komar.
- Jesteś głupszy niż Cory i Jacob - stwierdził Ricky - Jebaj się fujaro.
- Panie, nie obrażaj Pan, dobre? - obruszył się Komar.
- Dobra. Fajki, już - Ricky wystawił dłoń i popatrzył się gdzieś w bok.
- Masz i uspokój się do kurwy nędzy - Yossarian wręczył mu szlugi, po czym usiadł i sam zapalił - Mamy wystarczająco problemów by napierdalać się w kolejnym crossoverze w serii, do tego w ostatnim jej odcinku.
- A co planujecie? - dociekał Julian, który w tym czasie wytrzasnął nie wiadomo skąd kolejną szklankę i ją napełnił rumem z colą.
- My chcemy w kosmos - powiedział Komar dumnie.
- Kurde faja, to tak samo jak my! - oznajmił podniecony Ricky.
- Yyy Ricky miałeś trzymać gębę na kłódkę! - zirytował się Bubbles.
- I chuj, wydało się. Po co lecicie w kosmos? - zapytał Dzienis.
- Już raz tam byliśmy hodować kosmiczne zioło. Lecimy ponownie, bo tutaj nic dobrego nas nie czeka. Kręciliśmy nową serię poza barakami i jak wróciliśmy do Sunnyvale to barak na baraku tam nie został... Wszyscy zginęli, w tym moja rodzina - wzruszył się Ricky.
- To smutne, ale chuj nas to boli - stwierdził Rycho3D - My też chcemy lecieć tą rakietą.
- Dobra, jak uważacie. W kilka osób łatwiej będzie stworzyć cywilizację - stwierdził Ricky.
- Yyy Ricky do tego trzeba kobiet, a wśród nich takowych nie ma... - zauważył Bubbles.
- Może znajdziemy jakieś w kosmosie, hehe - ironizował Komar.
- Możemy zalecieć do ISS po jakieś kosmonautki. Yyy one dadza nam... rozród - oznajmił Bubbles po chwili zastanowienia.
- To świetny pomysł, Bubs! - ucieszył się Julian.
- Dobra, to jak będzie z tym startem? - zapytał rzeczowo Yossarian.
- Jesteśmy już tu kilka miesięcy i mamy spory zapas prowiantu, rumu, fajek no i haszu oraz zielska rzecz jasna - odparł Julian - Do tego Bubbles nauczył się z podręczników obslugi wahadłowca. W zasadzie mieliśmy jutro startować...
- Zajeboza, tak więc spierdalamy stąd już jutro! - ucieszył się Komar.

Wieczorem tego dnia odbyła się impreza pożegnalna z Ziemią. Userzy PSI oraz Ekipa TPB wleli w siebie morze alkoholu i wypaliła ogrom haszu i zielska. Następnego dnia Yossarian i Komar pakowali swoje nędzne graty do wahadłowca, gdy wtem podeszli do nich Rycho, Dzienis, Pan Szatan i Szynkacz.
- My nie lecimy - oznajmił jako pierwszy Rycho.
- Co do kurwy? - zdziwił się Grabarz na te słowa.
- Ja w sumie nie mam czego szukać w kosmosie. Eskortowałem was, bo jesteście kolegami. Przemyślałem sprawę i wolę wrócić do Polski, imprezować z ekipą Puchatka w Stumilowym Lesie - wyjaśnił Master Modder.
- Ja też wracam do Puchatka. Trochę się odkuję, a potem otwieram Nową Kurzą Farmę, gdzie będę hodował kury i uprawiał akodin nawożony kurzym gównem - oznajmił Dzienis.
- Ja idę z Dzienisem. Jestem młody, może w przyszłości polecę w kosmos, teraz mi się nie chce - powiedział Szynkacz.
- A ja spierdalam do ojca, do Piekła. Za dużo tych przygód było ostatnio. Pragnę ciepłej posadki biurowej w Piekle, a ojciec taką mi może zapewnić. Oczywiście w przerwach między napierdalaniem się z Bogiem i Maryją - rzekł Pan Szatan.
- Ech kurwa... - westchnął Yosse - No cóż, miło było was poznać. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się zobaczymy. Sieg Heil, motherfuckers! - pożegnał się Grabarz i wsiadł do rakiety.
- Sayonara i eluwina. Do następnego razu! - pożegnał się Komar i również wszedł do środka.

Rycho, Dzienis, Pan Szatan i Szynkacz stali obok pasa startowego i machali do startujących Yossariana, Komara, Bubblesa, Rickiego i Juliana. Po chwili rakieta wzbiła się w powietrze i zniknęła w chmurach.
- Mam nadzieję, że niczego nie żałują - powiedział Dzienis.
- To co wracamy? - zapytał Pan Szatan.
- Tak. Wracamy do Polski - rzekł Rycho3D, po czym cała czwórka powolnym krokiem zaczęła się oddalać.
- Czekaj - przerwał wiekopomną chwilę Szynkacz - A jak my kurwa wrócimy?
- Może zajebmy jakąś łódź podwodną? - zaproponował Dzienis - Tego jeszcze nie próbowaliśmy!
- To pomysł jest dobry - potwierdził Rycho - Będą Nowe Przygody MPUPSI Yellow Submarine?
- Ni chuja. Narrator streści to gówno w paru zdaniach na koniec - łamał czwartą ścianę Dzienis - A teraz chodźmy poszukać jakiejś przystani U-Bootów czy innego gówna...

Yossarian i Komar siedzieli w rakiecie widząc oddalającą się Ziemię. Po chwili dołączyli do nich Bubbles, Julian i Ricky.
- Nasza planeta... - westchnął Bubbles patrząc na niebieskawą kulkę w oknie.
- Już się tak nie wzruszaj. Zaraz kurwa, kto steruje teraz tym gównem? - wzdrygnął się Yossarian.
- Spokojnie. Ustawiłem autopilota na ISS. Wkrótce do nich dolecimy - uspokajał go Bubs.

Yossarian odetchnął i wrócił do patrzenia w okno. Zamknął oczy i spróbował się odprężyć. Nie wiedział, że czekało go jeszcze blisko 80 lat parszywego życia. Najważniejsze jednak, że to był ostateczny koniec jebanych przygód userów PSI. Będąc tak daleko od domu nikt nie będzie mu w końcu zawracał dupy, żaden Tiquill czy inny chuj. Szkoda, że niektórzy zginęli, ale widocznie tak musiało być. Sieg Heil, motherfuckers!

KONIEC


Epilog:

Załoga wahadłowca doleciała do ISS, gdzie porwała kilka kobiet potrzebnych im do budowy nowej cywilizacji. Następnie Bubbles ustawił kierunek na Tytana - księżyc Saturna na którym panowały znośne warunki do rozbudowy i przeżycia. Jednakże podczas lotu porwane kobiety popełniły samobójstwo wychodząc w przestrzeń kosmiczną bez kombinezonu - wolały bowiem umrzeć niż współżyć z nimi. Zrezygnowani Julian i Ricky zaczęli palić i chlać jak najęci, nie przestrzegając normy wyznaczonej im przez Bubsa. Hasz i rum skończyły się dużo szybciej niż było przewidziane. Na kilka dni przed doleceniem do Tytana Ricky umarł na zawał serca którego nie mógł uleczyć haszem, a Julian zmarł na delirium z powodu braku alkoholu. Załamany Bubbles próbował popełnić samobójstwo, ale został powstrzymany przez Yossariana i Komara. Dwójka userów PSI pilnowała Bubsa i kazała mu zbudować funkcjonalne osiedle do życia na Saturnie, a dopiero potem pozwolili mu popełnić samobójstwo, co ten uczynił. Yossarian i Komar żyli długo i względnie szczęśliwie na Tytanie. Raz odwiedził ich tam nawet Święty Dupa, dając im nowe składniki.

Yossarian zmarł w 2100 roku w wieku 104 lat. Komar zmarł wkrótce po nim, w 2101 roku, w wieku 100 lat. Po tym jak po śmierci trafili do Piekła spotkali się z Panem Szatanem i wyrazili zdegustowanie faktem, że nie dożyli 2137 roku. Obecnie imprezują z Panem Szatanem, Szatanem i Szatan Burdelem w Piekle (wcześniej poprosili Dupę by ten cofnął już ten zjebany konflikt z Bogiem). Czasem torturują Tiqa i papaja w kadziach ze smołą, ale ogólnie są szczęśliwi i piastują wysokie stanowiska w piekielnej korporacji.

Rycho, Dzienis i Szynkacz znaleźli łódź podwodną kilka kilometrów dalej na Florydzie. Pan Szatan życzył im powodzenia, po czym spierdolił do Piekła stworzonym przez siebie portalem. Pozostała trójka nie bez większych, jednak nie wartych wzmianki problemów dopłynęła w końcu do ruin Gdańska, a następnie udali się do Puchatka, gdzie imprezowali ok. 666 dni. Po tym czasie Dzienis z Szynkaczem odeszli w celu zbudowania kurzej farmy, a Rycho pozostał u Puchatka i ekipy.

Rycho nigdy nie umarł, gdyż Ekipa Puchatka wykonała na nim swój obrzęd nieśmiertelności i z człowieka który tylko pił wódkę stał się kimś więcej... Stał się samą wódką. Nadal pije wino i spirol ze zwierzakami i będzie to robił do końca wszechświata, bo tak jest zajebiście.

Pan Szatan, jak już wspomniano, dostał w Piekle dożywotnią pracę jako Główny Szkalator JPII. Obraża zniewolonego Wojtyłę do końca wszechświata i również jest nieśmiertelny, gdyż dumny ojciec w końcu dostąpił mu tego daru.

Dzienis i Szynkacz otworzyli farmę, gdzie hodowali kury i uprawiali akodin. Dzienis zmarł w 2034 roku z powodu zatrucia akodinem, gdyż nawoził go zbyt dużą ilością kurzego gówna, przez co jego wątroba w końcu nie wytrzymała. Szynkacz nie jadł i nie palił akodinu, ale zmarł w 2046 roku z powodu przedawkowania heroiny własnej produkcji, gdyż w ukryciu przed Dzienisem uprawiał mak z którego pozyskiwał alkaloidy opioidalne. Obaj trafili rzecz jasna do Piekła, gdzie przez wieczność chleją i ćpają i nic nie robią, ale Szatan i reszta ich lubią, więc tak bardzo wyjebane.

W Piekle spotkali też oczywiście pozostałych userów, Radzika i Ryuka (przeżyli lądowanie, jednak zginęli kilka dni później zadźgani przez Indian w prerii), seebeeka, Iquida, Piro, Smugglera i wielu wielu innych.
Tiquill trafił do specjalnego kręgu Piekła, w którym przebywali tylko łysi admini martwych for z bródką i nadwagą. Zostal osadzony w celi bez okien i w końcu prawdą okazało się, że Tiquill siedzi. Został skazany na zmaganie się z szaleństwem i pierdolcem na wieczność. Czasem go odwiedzano, ale na ogół nie.

I wszystko skończyło się dobrze i szczęśliwie. Ci co byli fajni, mieli potem w Piekle dobrze, a ci co byli chujami mieli przejebane również i tam. Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr.

Niczego nie żałujmy!



KONIEC! (teraz już kurwa na pewno XD)
Ostatnio zmieniony 03 gru 2020, 13:16 przez Dzienis, łącznie zmieniany 4 razy.


I regret nothing
Yossarian
Grabarz
Grabarz
Posty: 6423
Rejestracja: 06 sie 2008, 14:54
Postawił piwo: 6 razy
Otrzymał  piwo: 3 razy

03 gru 2020, 14:22

Dzienis pisze:
03 gru 2020, 13:04
I wszystko skończyło się dobrze i szczęśliwie. Ci co byli fajni, mieli potem w Piekle dobrze, a ci co byli chujami mieli przejebane również i tam. Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr.

Niczego nie żałujmy!
Piękne słowa na zakończenie i w sumie samo zakończenie też piękne. Widzę, że jednak doszło do crossovera z TPB. Mam wrażenie, że pewien rozdział w historii foruma się skończył. Ile to pisałeś, jakoś od 2017? Czekam na to co teraz wymyślisz, choć nie wiem czy uda się przebić MPUPSI xD

PS. Dobrze jest móc szkalować Tiqa i papaja w Piekle. Moniki tam nie ma pewnie dlatego, że jako były android nie miała duszy?
PPS. Tak w ogóle to co z Dev4everem?
Ostatnio zmieniony 03 gru 2020, 14:25 przez Yossarian, łącznie zmieniany 2 razy.


Awatar użytkownika
Dzienis
V.I.P.
V.I.P.
Posty: 12106
Rejestracja: 03 lut 2012, 18:53
Lokalizacja: Pojezierze Litewskie
Postawił piwo: 14 razy
Otrzymał  piwo: 6 razy
Kontakt:

03 gru 2020, 15:08

Z Moniką masz rację.
Dev4ever pewnie jest, po prostu jako jeden z "wielu innych" których nie wymieniłem.
Pisałem od czerwca 2017 roku.
Dzięki, że czytałeś i reszcie też dziękuję za przeczytanie. :)


I regret nothing
Yossarian
Grabarz
Grabarz
Posty: 6423
Rejestracja: 06 sie 2008, 14:54
Postawił piwo: 6 razy
Otrzymał  piwo: 3 razy

03 gru 2020, 16:06

To co, teraz jakieś statystyki jak po skończeniu P2? :D


Awatar użytkownika
Dzienis
V.I.P.
V.I.P.
Posty: 12106
Rejestracja: 03 lut 2012, 18:53
Lokalizacja: Pojezierze Litewskie
Postawił piwo: 14 razy
Otrzymał  piwo: 6 razy
Kontakt:

03 gru 2020, 16:14

Pomyślę nad tym, jak następnym razem znowu przeczytam całość. :D


I regret nothing
ODPOWIEDZ