Lothar pisze:Hmmm, byleby Karpiu nie wziął tematu za rasistowski

Może nie weźmie! Pozdro for Karpiu!
Ja karpia też nie ubiłem. W postaci mrożonej trafił do domu. Jak już od paru lat. A sam rybę tylko raz ubiłem, bo nikt inny nie chciał. A szelma był tak żywotny i silny! A tak zawsze mnie to omijało, rodzice albo my woman. Nie mogę zaakceptować tej praktyki. No, przykład najbliższy: W przedświąteczny targ w moim mieście szukam ryby. Ach, karp się marzy! Ale gdy popatrzyłem na te warunki ich sprzedaży...

Tylko jedno stoisko było cywilizowane - duży zbiornik z wodą, pompowane powietrze. Luz! Reszta zaś to wysypywane na stragan zmaltretowane i zakrwawione ledwo trzepoczące stworzenia.

Nie wiadomo, czy ryby czują ból. Ale wychodzę z takiego założenia: Sens bólu to nade wszystko informacja dla zwierzęcia czy człowieka, że z jego ciałem dzieje się coś niebezpiecznego. Dlaczego więc ryby miałyby tego mechanizmu ostrzegawczego być pozbawione? Zapewne cierpią. Gdybyż tak umiały krzyczeć, Gwiazdka byłaby areną zbiorowego krzyku cierpienia. A jeśli nawet nie - to i tak nie jest to humanitarne.
I tak co roku stoję przed dylematem. Niezwykle pyszny karpik i udział w rzezi zwierząt, czy też substytut i rzeź poza moimi oczami. Po długim wahaniu zwykle wybieram to drugie i rybę mrożoną. Najłatwiej przyrządzić, rąk nie pobrudzisz, sumienia też.

A że smak nie ten? Chm, wiecie jakie białe mięso ma grenadier?

Na jedno trzeba tylko uważać. Oby mrożona ryba na patelni zamiast smażonego rarytasu nie zmieniła się w zupę rybną! W tamtym roku mieliśmy zupkę. Teraz była smażona jak należy.
Co się nie robi dla karpia!