Temat ciekawy, to się wypowiem
W duchy i zjawy wierzę. Demonami się nigdy nie interesowałam. Ducha widziałam dwa razy. Pierwszy mógł nie być duchem a połączeniem przeciągu, gorącego powietrza znad telewizora i spaghetti+kakao (mniam!). Drugi był na pewno.
No więc byłam na takiej imprezie na Hallowen u koleżanki z innymi koleżankami
To brzmi jak creepypasta, ale to było zwykłe spotkanie, tylko okazja taka. No i poszliśmy zbierać słodycze. Staliśmy i dzwoniliśmy, ale sąsiadki nie było. Stałam z tyłu i zauważyłam postać w ogródku. Poszłam do koleżanki. Widziała tą samą postać, ale zanim weszliśmy! Poszłyśmy sprawdzić i nie było jej. Okazało się, że jeszcze jedna osoba poza nami widziała tego ducha, po zniknięciu!
To mógł być zmarły mąż sąsiadki. Zmarł na zawał w garażu, ubrany właśnie w taki ubiór, w jaki był widziany. Dodam, że postać była widziana, jakby unosiła się w powietrzu.
Co do innych zjawisk... Hm... Trochę po śmierci babci pojechałam na rower. W okolicach godziny 19, miałam jeszcze 11 lat. Niedaleko był zaśmiecony las. Zamierzałam się tam wybrać. Jechałam sobie jeszcze po normalnej drodze i nagle znikąd pomyślałam właśnie o babci. Mówiła, żebym tam nie jechała. Znając mnie, nietrudno się domyślić, że pojechałam. Poczułam się trochę niepewnie. Wzięłam ze sobą kij. Pojechałam dalej i zaczęłam zjeżdżać ze stromej górki. Stanęłam, by się rozglądnąć. Za mną była stroma górka, na lewo jedna droga wiodła prosto, a na drugiej... No właśnie. Usłyszałam dźwięk upadającej puszki. Obejrzałam się. Stał tam brudny facet, trochę chudy, pod nim puszki po Żubrze, ale miał przerażające oczy!!! Mało co nie zeszłam na zawał. Wyglądał na naćpanego. Nie wiedziałam, co zrobić. Zawrócić - nie da się! W lewo odpadało, a przede mną była nieznana ścieżka. Nagle usłyszałam powolne szuranie, coraz głośniejsze... Pojechałam więc to ścieżką, myślałam, że dojadę do sąsiedniej miejscowości. Dojechałam jednak szczęśliwie do domu.
Gdyby wtedy babcia mnie nie ostrzegła, z przyzwyczajenia skręciłabym właśnie tam, a była tą wąska ścieżka, bez możliwości powrotu. Kto wie, co by się zdarzyło... Teraz już tam nie jestem, a gdy tylko przypomnę sobie te oczy, to mnie ciarki przechodzą.
Liquidator pisze:Nie wiem co to było ale być może ma to związek z moją sąsiadką którą znaleziono po kilku dniach poszukiwań martwą w mieszkaniu. Zmarła kilka lat wcześniej...
Moją babcia miała Altzhaimera, znaleźli ją w rowie po poszukiwaniach.
Co do innych rzeczy? Hm... kiedyś w nocy (po tej samej okoliczności jak historyjka powyżej) obudziłam się w nocy. Ktoś mnie wołał po imieniu. Pomyślałam, że to pewnie rodzice coś chcą ode mnie. Jednak nikogo nie było. Zawołałam więc tatę, ale on nawet nie wiedział, o co chodzi... Czasami w nocy słyszałam jeszcze kroki i szmery.
Przechodziłam zapalenie oskrzeli. Przez większość dnia leżałam na kanapie pod kocykiem. Potem, dokładnie pomiędzy świętem zmarłych, śniłam o mnie. Leżałam na trochę innej kanapie, ale w domu. I po schodach chodziła właśnie babcia! Dalej śniło mi się, jak byłam z rodzicami na przedpokoju na górnym piętrze. Między nami stała właśnie ona, cała uśmiechnięta!
Mój tata miał pewien sen związany z pogrzebem. Nie będę tego tu omawiać, bo ostatnio brał się za szukanie w Google mojego imienia i nazwiska (lol
). Rano mama przyszła mi powiedzieć, że dziadek umarł, i bardzo możliwe, że w tym samym momencie, co był sen.
Jeszcze inna sytuacja, już trochę inna. Znajoma mojej mamy była czymś bardzo zmartwiona, chodziło chyba o zalany dom (byliśmy wtedy w północnej Francji). No i mieliśmy gdzieś iść (nieważne), ale jak na razie się nie szykowało nic. No i leżałam sobie na trawie i patrzyłam na niebo. I tak patrzyłam, aż w końcu zobaczyłam smutnego człowieka kucającego na niebie, a trochę obok ruszającą się osobę, która pocieszała drugą! To nie był wytwór wyobraźni, ale wyraźni ludzie na niebie. Tata mówi, że może widzę trochę więcej niż inni. Btw miałam dużo więcej podobnych snów (i tata), ale to inna historia
A co do innych ciekawych zjawisk, aczkolwiek nie duchów, tylko snów i reinkarnacji, to też mam
Byłam mała, chyba w 1 czy drugiej klasie. Mój brat miał taki plastikowy zamek. W nocy poszłam spać do dużego łózka rodziców. I właśnie ten zamek się unosił po pokoju! Tego nigdy nie mogłam zrozumieć, czemu, ani o co chodziło?
Co do snów parę razy mi się śniły dziwne sny, może coś z poprzedniego wcielenia
Pierwszy był taki. Szłam się bawić do lasu z innymi dziećmi. Po chwili przyszli jacyś ludzie i zabrali nas do jakiegoś szarego budynku. Szliśmy bardzo długo, ale nie pamiętam, co było po drodze. W środku miał jasnożółte ściany, wg taty takie jak w komorach gazowych. Siedzieliśmy wszyscy złapani razem. Nagle ci ludzie poszli. Pomyślałam, że muszę uciec. Zaczęłam więc biec przed siebie, byleby uciec! Biegłam bardzo długo, znalazłam małą dziewczynką. Powiedziała, że nie chce umrzeć. Zabrałam ją ze sobą, dalej biegłam. W końcu byłam daleko od tego brzydkiego budynku. Jednak jacyś ludzie biegli za mną, a małej dziewczynki już nie było... Po powrocie zastałam tatę poćwiartowanego w umywalce. Patrzyłam na to, aż w końcu przyszli CI ludzie! Znów zaczęłam uciekać , ale potem się obudziłam...
Drugi sen był trochę mniej straszny. Szłam chyba wzdłuż jakiegoś wybrzeża, budynki były zniszczone, jakieś szare kamienice. Wracałam do domu ze szkoły. Było trochę żołnierzy. Popatrzyłam na mój podręcznik. Był podpisany Marta albo Iwona Dębska (dwa podpisy). Dalej szłam, aż w końcu jakoś znalazłam się w takim szarym budynku, z jakimiś ludźmi. Dalej już nic nie pamiętam. Tylko jakiś jeden sen, jak siedziałam z ludźmi w jakiejś zatęchłej celi...
Co ciekawe, od dzieciństwa miałam bardzo mało dobrych snów. Zawsze był ten sam schemat, że nie mogę przed kimś uciec, ale wiem, że muszę to zrobić, bo inaczej zginę! I zawsze w tym momencie się budziłam...
Osz, ale się rozpisałam